W budynku, w ktorym pracuje, miesci sie wiele roznych biur. Jest broker, jest pani od nieruchomosci, prawnik imigracyjny, masaz dla zwierzat (???) oraz weterynarz.
Czasami w przerwie w pracy, zdarza mi sie zajrzec do weterynarza, porozmawiac z pielegniarkami i poglaskac zwierzeta czekajace na adopcje. Jakis miesiac temu pojawilo sie tam 5 malych kociat, 3 czarne i 2 szare, z kolorowymi obrozkami.
Tydzien pozniej na klatce pojawil sie napis: kociatko z pomaranczowa obrozka znalazlo juz dom.
2 tygodnie pozniej w klatce siedzial juz tylko jeden, szary kociak plci meskiej.
I tak sie na mnie patrzyl.
I prawie slyszalam jego glos mowiacy: wez mnie do domu!
Maz oczywiscie byl bardzo "za", ale nie znalismy jeszcze zdania Pom-Pom. Jak wiadomo, zwierzeta nie zawsze przypadaja sobie do gustu. Nie chcielismy miec w domu dwoch nieszczesliwych, zazdrosnych zwierzakow, postanowilismy wiec przedstawic je sobie u weterynarza. Wczoraj, w porze lunchu, Maz zadzwonil do mnie i rzucil krotkie "Jestesmy prawie u ciebie". Tak, jakby nasza kotka rowniez brala czynny udzial w calym przedsiewzieciu, a nie, niczego nieswiadoma, zostala zabrana do auta na przejazdzke.
Gdy tylko Maz i Pom-Pom przekroczyli prog gabinetu, kotka dostala szalu (jak zwykle u weterynarza). Nie pomogl prywatny pokoj. Szary kociak, przechadzajacy sie po podlodze, nic sobie z jej ataku nie robil, ale tez specjalnie sie nie zblizal.
Pielegniarz stwierdzil, ze takie zachowanie Pom-Pom jest prawdopodobnie spowodowane faktem, iz znajdujemy sie w gabinecie weterynaryjnym, gdzie mieszaja sie zapachy lekarstw, ludzi i innych zwierzat. Zachecil nas, abysmy zabrali kociatko ze soba i przedstawili je kotce w zaciszu domowego ogniska.
No comments:
Post a Comment