Monday, June 29, 2009

Michael Jackson nie zyje

Kilka tygodni temu ogladalismy z Mezem w telewizji Michaela Jacksona zapowiadajacego serie koncertow w Europie. Sluchalam tej wiadomosci z dosc krytycznym nastawieniem. Nie przypuszczalam, zeby beznosy, wychudzony wokalista byl jeszcze w stanie zrobic show na miare tych, ktore ogladalam bedac mala dziewczynka.
- Wiesz, mysle, ze zostalo mu niewiele lat zycia- powiedzialam do Meza, ktory popatrzyl na mnie z niedowierzaniem- on nie wyglada za dobrze.
- Co ty opowiadasz- obruszyl sie moj M!- zobaczysz on nas jeszcze wszystkich zaskoczy.

No i zaskoczyl.
25 czerwca 2009 roku Michael Jackson odszedl z tego swiata.

Nie potrafie wytlumaczyc przeczucia, ktore wtedy mialam, ale bylam pewna, ze do serii koncertow nie dojdzie.

Michael Jackson byl pierwszym wokalista, ktorego kasete "Bad" kupila mi mama kilkanascie lat temu na Rynku Baluckim.
Michael Jackson byl pierwszym mezczyzna, do ktorego (patrzac na plakat zawieszony na scianie) ukradkiem wzdychalam.
Michael Jackson byl osoba, na widok twarzy ktorej, w ostatnich latach, doznawalam uczucia obrzydzenia.
Michael Jackson zawsze bedzie osoba, ktora bede cenic za niebywale osiagniecia muzyczne, i ktorej zawsze bedzie mi zal ze wzgledu na nieudane zycie prywatne.

Dopiero teraz, po kilku dniach, dotarla do mojej swiadomosci prawda, ze Michael Jackson nie zyje. Skonczyla sie pewna era.
Umarl krol, niech zyje krol.
Kiedys Elvis, potem Michael, kto bedzie nastepny?

Wednesday, June 24, 2009

Jak niechcacy przeploszylam Swiadkow Jehowy

Wczoraj rano ktos zapukal do naszych drzwi. Otworzylam, i ujrzalam dwoch Afroamerykanow, elegancko ubranych w czarne garnitury.
- Dzien dobry- przywitali sie grzecznie.
- Dzien dobry, w czym moge pomoc?
- Czy chcialabys porozmawiac z nami o Pismie Swietym?- zapytali- Ciekawi jestesmy jakie jest twoje zdanie. Czy myslisz, ze Biblia jest przydatna w codziennym zyciu?
- Oczywiscie ze jest przydatna!- odpowiedzialam entuzjastycznie- Sama czytam ja codziennie.
- O... naprawde?- na ich twarzach widac bylo zaskoczenie.
- Naprawde. Czy jestescie panowie Adwentystami Dnia Siodmego?
- Nie, Swiadkami Jehowy...- odparli coraz bardziej zmieszani- Coz, w takim razie nie bedziemy ci wiecej zajmowac czasu. Mozemy ewentualnie... zostawic "Straznice"?- zapytali bez wiekszej nadziei.
- Czemu nie, zawsze z checia dowiem sie czegos o innych wyznaniach.
- Dziekujemy bardzo za Twoj czas, milego dnia!- powiedzieli Swiadkowie i oddalili sie szybkim krokiem.

Tym razem nie udalo mi sie porozmawiac ze Swiadkami Jehowy. Przypuszczam, iz wyczuli, ze jesli zaangazuja sie w konwersacje ze mna, to nie beda wyglaszali monologu do laika, ale czeka ich dluga i intensywna dyskusja. Najwyrazniej przeploszylam ich moim entuzjazmem.
Szkoda.

Monday, June 22, 2009

Papugi

Wychodzac wczoraj z kosciola zauwazylam spore stado dziwnych ptakow, ktore skrzeczac glosno przysiadly na kablach elektrycznych. Po blizszym przyjrzeniu sie stwierdzilam ze zdumieniem, ze to... papugi. Duze, zielone, dzikie papugi.
Po powrocie do domu zapytalam Meza o to egzotyczne zjawisko. Opowiedzial mi, ze te papugi to potomkowie ptakow, ktore zostaly przywiezione do Stanow Zjednoczonych jeszcze zanim import egzotycznych zwierzat byl zabroniony, i jakims cudem uciekly lub zostaly wypuszczone na wolnosc. Szybko sie rozmnozyly i teraz lataja sobie po Californi.
Zobaczyc stado papug w centrum miasta- bezcenne.

Saturday, June 20, 2009

Wzorowi pracownicy

Firma, dla ktorej pracuje ja i Maz, zawsze poszukuje dobrych asystentow, ktorzy kazdego sezonu pomagaja przy robieniu zdjec na ceremoniach.
Kilka tygodni temu, na jednej z ceremonii pojawilo sie czterech roslych Afroamerykanow w srednim wieku, o nienagannych manierach. Przez caly miesiac ci panowie (zatrudnieni przez nasza kolezanke z human resources) pracowali dla nas jako asystenci. Zawsze uprzejmi, zawsze na czas. Nigdy sie nie spoznili ani nie odmowili pracy. Ubrani byli zawsze jak z zurnala, w piekne garnitury i koszule, zestawione w bardzo ciekawe (ale gustowne) kombinacje kolorystyczne.
Jeden z nich przynosil naszej kolezance- fotografowi lunch na kazda ceremonie.
Inny nie mial samochodu, ale dojezdzal do pracy autobusem nawet po kilkadziesiat mil.
Jeszcze inny znalazl nam dodatkowego asystenta.

Kilka dni temu maz powiedzial mi, ze ci czterej mezczyzni pracuja na co dzien na uniwersytecie jako... sprzatacze.

Friday, June 12, 2009

Opetanie?

W ciagu ostatnich dwoch miesiecy nasza kotka Pom-Pom byla kilka razy u weterynarza z powodu infekcji na skorze. To przyjazne i rozkoszne zwierze zamienialo sie u lekarza (i w drodze do niego) w bestie opetana przez demony: bylo wicie sie, drapanie, slinienie a raz nawet Pom-Pom ulzyla sobie w garniturowe koszule Meza, ktore ten nieopatrznie zostawil w samochodzie.
Wczoraj przyjmowal nas inny doktor (nasz byl na urlopie). Wchodzac do gabinetu przywital sie, zerknal w "karte pacjenta", spojrzal na niewinnie wygladajace zwierze siedzace na stole.
- A wiec to jest Pom-Pom?- zapytal zagladajac ponownie w papiery. Potwierdzilam.
- I ma wpisane w karcie "UWAGA, ZACHOWAC OSTROZNOSC"?
Faktycznie: na gorze strony widnialo slowo "CAUTION" zakreslone na zolto.
- Damy jej zastrzyk- zarzadzil doktor po ostroznych ogledzinach tylnej nogi kotki, ktora wyjatkowo byla bardzo spokojna. Nie uspilo to jednak czujnosci doktora.
- Pojde zawolac wsparcie.
Do gabinetu weszla rosla pielegniarka, ktora fachowym ruchem unieruchomila Pom-Pom na stole. Pacjentka dzielnie przyjela zastrzyk, widac obrala nowa taktyke pod tytulem "nie wstane, tak bede lezal".

Tym razem obylo sie bez Armageddonu, ale kto wie co stanie sie 24- go, gdy zabiore Pom-Pom na wizyte kontrolna.

Monday, June 8, 2009

Dziwne programy w telewizji

Dzis spalismy do 3 po poludniu.
Potem, przegladajac internet i rozmawiajac, ogladalismy "Law & Order", gdzie dzielni policjanci tropia przestepcow seksualnych.
Okolo 7 wieczorem, na National Geographic, obejrzelismy program o malej Hindusce, ktora urodzila sie z osmioma konczynami. Lekarzom udalo sie usunac nadmiar nog i rak. Dziewczynka powoli dochodzi do zdrowia.
Okolo 8 wieczorem, na tym samym kanale, obejrzelismy program opowiadajacy historie chinskiego "czlowieka- slonia".
Nastepnie, idac za ciosem, sledzilismy losy tredowatych w Tybecie, ludzi zywiacych sie odpadkami z Australijskich smietnikow, oraz Hinduskich lapaczy szczurow.
Teraz w telewizji mamy program o ludziach, ktorzy jedza dziwne rzeczy. Widzialam juz amatorow kozlich jader, zgnilego miesa rekina, plodow zwierzecych... co bedzie nastepne?

Sunday, June 7, 2009

Wiecej, jeszcze wiecej

W sobote dzwoni do mnie A:
- Czy mozesz mi powiedziec, jak ugotowac ryz w waszej maszynce?- pyta. Do gotowania ryzu mamy specjalny ricecooker: wsypuje sie ryz, zalewa odpowiednia iloscia wody, wlacza i zostawia samemu sobie az sie ugotuje i sam wylaczy.
- Wsypujesz 2 miarki ryzu- tlumacze- i zalewasz woda do poziomu oznaczonego cyferka "2".
- Ale ja chce duzo wiecej. Co wtedy?
Duzo wiecej. Zaloze sie, pomyslalam sobie, ze 2 dni pozniej wyrzucimy wszystko do smieci, bo poza dwoma miarkami, nikt tego nie zje.
Oczywiscie mialam racje. Dzis wyrzucilam pelen pojemnik do smieci.
Pisalam juz o tym, ale powtorze jeszcze raz: naprawde nie dziwie sie, ze wiekszosc Amerykanow ma problemy finansowe, i ze ekonomia jest w takim stanie, w jakim jest. Niektorzy ludzie wykazuja sie ogromnym marnotrawstwem, nie szanuja pieniadza ani ludzkiej pracy. A stracila prace, ale nie powstrzymalo ja to od wyprawienia urodzin i zakupienia alkoholu za $400 oraz od wydania $2000 na wycieczke do Nowego Orleanu. Codziennie wyrzucam cala mase jedzenia, ktore A kupuje i nawet nie probuje zjesc (bo stoluje sie na miescie).
Sa dwie rzeczy na swiecie, ktorych nienawidze: brudu i wyrzucania jedzenia. Przez ostatnie 6 miesiecy musze tolerowac jedno i drugie.

Saturday, June 6, 2009

2 dni urodzin

Od kilku tygodni zastanawialam sie, jak uczcic moje 27 urodziny i nie moglam znalezc zlotego srodka. Problem polegal na tym, iz mam obecnie 2 grupy przyjaciol.
Grupa pierwsza, to przyjaciele z kosciola: FS- moja przyjaciolka, z ktora wspolnie studiujemy Biblie, LK- corka pastora, DR, H, LS, MS, BS i wielu innych.
Grupa druga to A i jej chlopak JG, JP- gej, MH- masazystka, MB i inni.
Moi przyjaciele z kosciola nie pija alkoholu ani kawy, nie jedza pewnych potraw (niektorzy sa wegetarianami) i generalnie prowadza zupelnie inny tryb zycia, niz ci z grupy drugiej. Nie wiedzialam, jak polaczyc te dwie grupy, ani czy wogole powinnam to robic. Z dnia na dzien bylam coraz bardziej zrezygnowana, az w koncu doszlam do wniosku, ze zadnych imprez robic nie bede.

Jak co tydzien umowilysmy sie z FS (moja indonezyjska przyjaciolka) na wspolne studiowanie Biblii. Tym razem spotkalysmy sie w piatek o 3 po poludniu. Po naszym spotkaniu, okolo 5 udalysmy sie na happy hour w naszej ulubionej restauracji serwujacej sushi (w czasie happy hour wybrane dania sa o polowe tansze).
W restauracji czekali juz na mnie wszyscy moi najblizsi przyjaciele z kosciola, z balonami, tortem i prezentami. Wzruszylam sie. Jeszcze nigdy nie smialam sie tak glosno, jeszcze nigdy nie dostalam tak zroznicowanych prezentow, w ktorych znalazly sie 2 sukienki, kosmetyki, karty prezentowe oraz torebka. Bawilismy sie swietnie do okolo 7 wieczorem. Potem udalismy sie razem do domu FS. Tam wspolnie cwiczylismy piosenke, ktora mielismy spiewac w sobote w kosciele.

Po powrocie do domu, o polnocy, Maz wkroczyl do pokoju z kwiatami i 5 wielkimi pudlami, wprawiajac mnie w stan kompletnego oslupienia (prawde mowiac myslalam, ze zapomni, lub ze nie bedzie mial czasu na myslenie o prezencie dla mnie). W pierwszym z pudel znajdowala sie... nasza kotka Pom-Pom, zawinieta w ozdobny papier. Potem przyszla kolej na 2 kartki (od Meza i od jego rodzicow), zielony sweterek i... kolejna sukienke! Zaczelam sie zastanawiac, ze moze wszyscy usiluja mi tymi prezentami cos przekazac, np, ze powinnam sie wreszcie zaczac ubierac kobieco do kosciola (wsrod moich eleganckich ubran dominuja niestety spodnie).
Prezentem glownym byl... tablet od Meza. Nareszcie bede mogla rozwinac skrzydla jako graphic designer!

W sobote rano, po mszy, caly kosciol udal sie jak zwykle do sali bankietowej na wspolny posilek. Tam czekalo juz na mnie ciasto i budyn, zrobione dla mnie przez mame Meza. Wszyscy w kosciele zaspiewali mi "Happy Birthday", wiekszosc wysciskala.

Wieczorem w domu A pojawila sie "grupa druga", aby czcic moje urodziny. Bylo dosc milo i bardzo imprezowo. Niektorzy, jak zwykle, niezle sie zaprawili.
Po imprezie zostalo w domu pobojowisko, ktore sprzatalam przez pol nocy i pol niedzieli, ale nie zaluje: lubie, jak ludzie dobrze sie bawia.

Nie przypuszczalam, ze w ciagu tych dwoch dni spotka mnie tyle niespodzianek. Musze jednak przyznac, ze w towarzystwie "grupy pierwszej" czulam sie duzo lepiej. Jednak da sie bawic bez alkoholu, a chrzescijanie potrafia byc towarzyscy i duzo bardziej zabawni, niz ludzie, ktorych (teoretycznie) nic nie ogranicza.
Mysle, ze w przyszlosci nie bede juz miala dylematu co robic i z kim czcic wyjatkowe okazje.