Thursday, January 29, 2009

Marshall Canyon

Do tej pory jezdzilam na rowerze po dosc plaskich terenach, majac na sobie moje ladne, biale ubranko.
2 tygodnie temu wybralismy sie z Mezem na jazde po gorach. Tak zablocona i mokra nie bylam jeszcze nigdy w zyciu.
W weekend ponownie wyruszylismy w to samo miejsce. Tym razem ubralam sie w znacznie ciemniejszy stroj (mniej na nim widac bloto).
O 9 rano stawilismy sie punktualnie na parkingu przy Marshall Canyon. Czekajacy na nas znajomi znajomego (czterech Filipinczykow, jeden Chinczyk i jeden, jak ja, bialy) wymienili znaczace spojrzenia widzac z tylu naszego samochodu rozowy rower. Ulzylo im nieco gdy przekonali sie, ze bedzie na nim jechala dziewczyna, chociaz nie byli chyba tym faktem zachwyceni (wiadomo, baba zawsze zwolni tempo i bedzie marudzic, ze jej ciezko pod gore).
Ku zdumieniu facetow nie zostawalam w tyle. Mile od szczytu dwoch z nich stwierdzilo, ze nie chce im sie juz jechac pod gore, i ze poczekaja na tych, ktorzy sie zdecyduja pedalowac dalej (w grupie szesciu dzielnych smialkow bylam takze i ja).
Po pol mili pedalowania pod gore na rowerze zostalam tylko ja, bialy i Filipinczyk. Reszta, wliczajac mojego Meza, sapala i stekala idac i pchajac swoje maszyny.
- Dobra jestes- powiedzial zaskoczony A (Chinczyk, przyjaciel Meza).
Pozniej bylo juz z gorki, szalencza jazda po piasku, blocie i wodzie spowrotem do naszych samochodow.
Zanim sie rozstalismy wszyscy po kolei uscisneli mi reke i wyrazili chec wspolnej ze mna jazdy w przyszlosci. To byla dla mnie najlepsza nagroda za te wszystkie godziny spedzone na rowerze, w basenie i na silowni, za litry wylanego potu i bol miesni.

Monday, January 26, 2009

Postanowienia noworoczne

W pierwszym tygodniu stycznia postanowilysmy z A zapisac sie do fitness klubu (ja potrzebuje tego jak powietrza a A, ktora powoli osiaga rozmiary mlodego wielorybka, sama stwierdzila, ze musi cos ze soba zrobic).
Powital nas czarnoskory mlodzieniec, oprowadzil po klubie, opowiedzial o cenach i zasadach korzystania z przybytku i zapytal, czy mamy jeszcze jakies pytania. Nasuwalo sie nam tylko jedno:
-Czy tu zawsze jest tak tloczno?
Klub byl wypelniony ludzmi, wszystkie maszyny i caly basen byly zajete.
-Mamy pierwszy tydzien w pierwszym miesiacu nowego roku- odpowiedzial chlopak- Te tlumy, ktore tu widzicie, sa wynikiem postanowien noworocznych. Pod koniec miesiaca znacznie sie tu przerzedzi.
Stan na dzien wczorajszy: jakies 70% tlumow, ktore widzialysmy w zeszlym tygodniu, zniknelo. Zostala garstka ludzi.

Tak sie koncza postanowienia noworoczne. Dlatego ich nie robie. Po co sie potem meczyc wyrzutami sumienia?

Friday, January 9, 2009

Troche mocnych wrazen

Wczoraj wieczorem mielismy male trzesienie ziemi. Zahuczalo, zaszumialo, zakolysala sie lampa na stoliku. Trwalo to jakies dwie sekundy.
Dzis okolo 4 nad ranem obudzily nas jakies dziwne dzwieki, jakby skrobanie. Wyjrzelismy przez okno ale nie znalezlismy sprawcy nocnych halasow (podejrzewamy, ze to kot sasiadow, opos lub wiewiorka napedzily nam stracha biegajac po dachu).
Co zdarzy sie dzis?

Wednesday, January 7, 2009

Normalni ludzie

Przez pierwszych kilka dni po przyjezdzie mieszkalismy z rodzicami Meza. Rodzice jak to rodzice- zawsze maja inne poglady na zycie niz ich dzieci. Aby uniknac konfliktow, 1-go stycznia wprowadzilismy sie do A, przyjaciolki Meza.

Juz od naszego z M slubu spieralismy sie o sprzatanie. Ja uwazalam, ze Maz niewystarczajaco mi pomaga, dziwilam sie, ze nie przeszkadzaja mu ubrania walajace sie po podlodze, ani brudne naczynia w zlewie. M mowil, ze mam obsesje, ze nie warto zatruwac sobie zycia kubkiem po kawie stojacym na stole przez caly dzien, i ze posprzata sie jak juz naprawde bedzie trzeba. Mowil mi rowniez, ze normalni ludzie nie zyja tak, jak ja. Normalni ludzie maja balagan w domu i sa z tym szczesliwi. Takie tam gadanie, oczywiscie nie wierzylam.

Przypominam sobie mieszkanie V, naszego przyjaciela z Alabamy. Nie mial czystych naczyn w kuchni, wszystkie brudne staly w zlewie od niepamietnych czasow. Lazienka prawdopodobnie nigdy nie byla myta. Ubrania lezaly wszedzie.
Mieszkanie rodzicow M... Salon jest w jakim takim porzadku, ale juz lazienka siostry Meza straszy brudna wanna i rozlanymi resztkami szamponu. Pokoj rodzicow pelen jest ubran porozkladanych na krzeslach.
Dom A. Lazienka... lepiej nie mowic (nawiasem mowiac skad u wszystkich ta awersja do czyszczenia lazienek? Przeciez wlasnie tam brud najbardziej rzuca sie w oczy). W kuchni na podlodze resztki chipsow. Lodowka lepi sie od wina. Na szklankach w kredensie szminkowe odciski ust. Lozko cale przykryte jest ubraniami i skarpetkami (zastanawia mnie jak A spi, czy po prostu wpelza pod ta sterte?).

NINIEJSZYM OSWIADCZAM, ZE MOJ MAZ MIAL RACJE. Normalni ludzie nie zyja tak jak ja. Normalni ludzie maja w domu balagan nie do opisania i brudne naczynia w zlewie. A ja jestem po prostu wyjatkiem, ktorego taki tryb zycia doprowadza do szalu.

Monday, January 5, 2009

Sielanka

Rozmawialam dzis z M. W Iowa jest -10 stopni i pada snieg.

A w Californi?
W Californi jest 30 stopni.
Wstalam dzis kolo godziny 10, zalozylam kostium i poszlam opalac sie do ogrodu. Pogapilam sie na niebieskie niebo i rosnaca nieopodal palme. Zjadlam mandarynke, ktora spadla na nasz trawnik z rosnacego u sasiadow drzewa (byla bardzo slodka i soczysta).
Jednym slowem sielanka.

Saturday, January 3, 2009

Agricultural control

Przy wjezdzie do Californi zostalismy zatrzymani (jak wszyscy podrozujacy do tego stanu) na stacji agricultural control (w takim miejscu specjalne sluzby sprawdzaja, czy nie wwozimy zakazanych owocow lub warzyw).
- Nie oddam jablek i gruszek!- mowilam placzliwie do Meza, sciskajac ekologiczne owoce, ktore przed wyjazdem podarowal nam jego szef.
Okazalo sie, ze to nie o jablka i gruszki chodzilo.
Suszone porzeczki rowniez nie wzbudzily niezdrowego zainteresowania panow na stacji.

Panowie zapytali sie Meza, czy przewozimy jakies rosliny, a ten, uczciwie odparl, ze tak (za szczerzy jestesmy, za honorowi...). Palma i kwiat jabloni przeszly kontrole bez szwanku.
Zabrali nam awokado.
Awokado, ktore Maz samodzielnie wyhodowal 5 lat temu w sloiku, z pestki owocu, ktory kupil w hipermarkecie.
Awokado, ktore po dwoch latach przesadzilismy do malej doniczki.
Awokado, ktore w koncu przesadzilismy do duzej doniczki, ktore zaczelo puszczac duze, zielone liscie, i ktore przetrwalo 2 przeprowadzki!

Smutno nam.

Zartujemy sobie, ze czesc tej rosliny zyje w naszej kotce, ktora uwielbiala zuc liscie awokado i kopac w doniczce. Teraz pozostalo nam juz tylko wspomnienie i pare ujec na moich filmikach YouTube...

W ramach zemsty bede probowac wyhodowac rosline z pestki kazdego awokado, ktore zjem.