Sunday, August 29, 2021

stuk puk.

 Zalogowalam sie tutaj po raz pierwszy od lat i widze, ze niektorzy z Was wciaz tu zagladaja. 

Wyglada na to, ze moj zapal do prowadzenia bloga umarl powoli smiercia naturalna. Zanim jednak pozegnam sie z Wami zupelnie chcialam tu jednak zajrzec po raz ostatni. 

Dziekuje Wam za wytrwalosc i za lata spedzone ze mna. 

Jesli chcielibyscie przeczytac co dzieje sie u mnie - dajcie znac. 

Jesli macie jakies pytania - dajcie znac.

Jesli jest temat, ktory chcielibyscie zebym opisala - dajcie znac. 

Nie wykluczam, ze jeszcze wroce. 


- Paulina. 

Monday, November 30, 2015

Swieto Dziekczynienia 2015

Piecio - i - pol - dniowy weekend dobiega konca :).

W srode, za wyrazna namowa szefa, wyszlam z pracy kolo poludnia.

W czwartek mielismy Swieto Dziekczynienia ktore tym razem spedzilam z rodzina kolezanki AN.
AN jest starsza ode mnie o okolo dekade. Poznalysmy sie w pracy: najpierw pracowala na pozycji koordynatora expo, pozniej objela pozycje mojej bylej szefowej i zostala moja szefowa ale w sumie tylko na papierze: tak naprawde najczesciej pracowalam z dyrektorem naszej firmy i pod jego dyktando. AN stala sie dla mnie przede wszystkim przyjaciolka, taka, ktora niczego nie sugeruje ale daje dobre, poparte doswiadczeniem rady wynikajace z trzezwej obserwacji rzeczywistosci.
Nie pamietam dokladnie jak poznalam jej rodzicow ale stalismy sie sobie bliscy po tym, jak bylam fotografem na ich zlotej rocznicy slubu. Wczesniej robilam tez zdjecia corce AN a ostatnio rowniez jej synowi, wyglada na to, ze pelnie role ich rodzinnego fotografa :).
W domu rodzicow AN pojawilo sie 14 osob: jej rodzice, AN z mezem i ich trojka dzieci, jej brat z zona i czworka dzieci oraz ja. Wedlug AN 14 osob to zdecydowanie zmniejszone grono - normalnie na tego typu imprezach pojawialo sie jeszcze kilka osob ale tym razem mialy inne plany. Rodzina ze strony AN jest i tak zdecydowanie mniejsza niz rodzina jej meza, ktory ma siedmiu braci (a kazdy z nich swoja rodzine).
Kolacja skladala sie ze "standardow": wedzony indyk na cieplo, nadzienie do indyka, sos z zurawiny, tluczone ziemniaki z sosem, casserole z zielonej fasolki, slodkie ziemniaki, szynka, pulpety wieprzowe, kukurydza i 7 rodzajow placka. Dla AN, jej meza MN i dzieci byl to drugi tego typu posilek tego dnia - wczesniej spotkali sie juz z rodzina MN i jedli to samo :).
Po kolacji wszyscy rozsiedli sie na ustawionych strategicznie fotelach i kanapach: niektorzy ogladali mecz futbolowy, niektorzy przegladali facebooka na telefonach, syn AN wystepowal w roli wierzchowca dla swoich dwoch czteroletnich kuzynow a inni po prostu przysypiali, jak to po indyku :). W domu bylam okolo 9:30 wieczorem, najedzona, zadowolona i wyposazona w talerz z jedzeniem ktore dano mi "na wynos" :).

W piatek mielismy dzien wolny od pracy. Oczywiscie w mojej pracy nigdy nie jest tak, ze ma sie dzien kompletnie wolny, ale i tak milo spedzic go w domu. Moja praca w firmie powoli konczy sie - 4 grudnia jest moim ostatnim dniem w firmie - nie mam wiec za wiele do roboty.

Sobota uplynela mi dosc leniwie a niedziela pracowicie - sprzatalam dom przygotowujac go na pokazywanie potencjalnym kupcom. Nie mam pojecia czy w zimie bedzie wogole jakis ruch w nieruchomosciach i czy wogole mam szanse na sprzedanie tego domu w ciagu najblizszego miesiaca ale i tak chce byc gotowa.

Dzis rowniez wzielam dzien wolny - mam pare waznych spraw do zalatwienia i nie chce jeszcze zaprzatac sobie glowy praca (skoro i tak nie musze).

Pozdrawiam leniwie i swiatecznie :).

Tuesday, November 17, 2015

sprzedaję dom

W 2012 roku kupowałam dom i próbowałam w tej sprawie korzystać z pomocy pośrednika z biura nieruchomości. W końcu udało mi się przeprowadzić całą transakcję kupna samodzielnie i zaoszczędzić 6% - tyle u nas w Iowa biorą pośrednicy: 3% dostaje ten, który reprezentuje sprzedawcę a 3% dostaje ten, który znajdzie kupca. Może się okazać, że jeden i ten sam pośrednik będzie pełnił obie funkcje ale może również zdarzyć się tak, że kupca znajdzie inny pośrednik z tego samego biura nieruchomości.
Mój pośrednik przyszedł wczoraj, zostawił całą masą różnych dokumentów do wypełnienia i podpisania, wykonał niezbędne pomiary i zrobił zdjęcia domu. Gdy tylko podpiszę papiery, dom znajdzie się na stronie internetowej agencji nieruchomości. Będzie pokazywany potencjalnym kupcom nie tylko przez mojego pośrednika ale również przez innych pośredników z tej agencji. W międzyczasie będę oczywiście próbowała sprzedać dom na własną rękę - byłoby miło zaoszczędzić 6%. Ale ostatnio tyle się w moim życiu dzieje, że 6% jest warte mojego spokoju.

Wednesday, November 11, 2015

konferansjer

W ciagu roku 2014 wystepowalam w Cafe Paradiso srednio co 2 tygodnie. Udalo mi sie zdobyc rzesze fanow, w tym konferansjera (emcee) Otwartego Mikrofonu (Open Mic at Cafe Paradiso).
Ktoregos dnia KDB (konferansjer) nie czul sie najlepiej i zapytal, czy chcialabym poprowadzic Otwarty Mikrofon zamiast niego. Oczywiscie sie zgodzilam :).
Kilka tygodni pozniej KDB zdecydowal sie "przejsc na emeryture" (nie jest to prawdziwa emerytura, prowadzenie tego typu imprezy jest pro bono) i na swoje miejsce mianowal mnie. Czuje sie niezwykle zaszczycona tym faktem - Otwarty Mikrofon w Cafe Paradiso odbywa sie od lat i bycie jego organizatorem jest niezwykle prestizowa pozycja. 
Jestem obecnie jednym z trzech konferansjerow - pozostali dwaj to JH, lokalny artysta, i DS, lokalny poeta. Ja - oprocz konferansjerki - zajmuje sie rowniez ustalaniem grafiku konferansjerow i artystow wystepujacych co tydzien w kawiarni. 

Otwarty Mikrofon w Cafe Paradiso odbywa sie w kazda srode, 20:00 - 22:00. Zapisy odbywaja sie o 19:45 w kazda srode, bezposrednio przed impreza. Kazdy z 9-14 zapisanych artystow ma do dyspozycji maksymalnie 10 minut na wystep. Okolo godziny 21:30 na scene wchodzi tzw. artysta specjalny (featured artist, headline) ktory ma do dyspozycji 30-45 minut na glowny wystep wieczoru. 
Wiecej na temat Otwartego Mikrofonu w Cafe Paradiso mozecie dowiedziec sie tutaj: https://www.facebook.com/OpenMicAtCafeParadiso/


Sunday, November 8, 2015

witam ponownie

Duzo czasu minelo od mojego ostatniego postu. Nie mam pojecia, czy ktos tu jeszcze zaglada.

Moj maz niedlugo bedzie moim bylym mezem. Rozmawiamy ze soba i utrzymujemy poprawne stosunki, ale pomimo to nie jest latwo.

4 grudnia bedzie ostatnim dniem mojej pracy w obecnej firmie. Z powodu restrukturyzacji postawiono mi ultimatum: albo przeprowadze sie na Floryde albo nie bede miala pracy. Z wielu powodow wybralam opcje #2.

Probuje sprzedac dom i znalezc nowa prace. Wierze, ze bedzie dobrze.

No jak, zaglada tu jeszcze ktos? :)

Sunday, January 26, 2014

Moj wystep w Cafe Paradiso

W srode, po raz pierwszy od dlugiego czasu, wystapilam w naszej lokalnej kawiarni Cafe Paradiso podczas tzw Open Mic - czyli wieczoru, gdzie zaprezentowac moze sie kazdy z dowolnym repertuarem.


Posluchac mnie przyszed moj szef z zona, oraz byla zona szefa z obecnym mezem. Panowie uscisneli sie i serdecznie poklepali po plecach.

Saturday, January 18, 2014

Beton

Ktoregos pochmurnego, listopadowego popoludnia wybralam sie do banku. Deszcz jakby troche ustal, ale jezdnia byla caly czas mokra. Wygladalo na to, ze bank, przebudowywany od jakiegos miesiaca, wreszcie otworzyl swe podwoje, skierowalam sie wiec w strone nowego parkingu.
Po wjezdzie na nowy podjazd zorientowalam sie, ze mokra, jak sie wydawalo, nawierzchnia, w rzeczywistosci jest swiezo wylanym betonem, w ktory powoli zaglebiaja sie moje przednie kola. Serce zamarlo mi w piersi. Przytomnie wycofalam sie ze strefy zagrozenia, zostawiajac przed soba glebokie slady kol.
Ups.
Rozejrzalam sie: nie bylo tasmy zabezpieczajacej, stozkow ostrzegawczych, robotnikow, NICZEGO, co mogloby sugerowac, ze ten teren jest caly czas w stanie konstrukcji. Zwalczylam przemozna ochote ucieczki, okrazylam mokry beton, i zaparkowalam z drugiej strony, przy drzwiach wejsciowych. Po ogledzinach auta okazalo sie, ze slady betonu mam jedynie na przednich kolach a nie na podwoziu.
W banku przyznalam sie do popelnionego czynu. Panie strasznie mnie przepraszaly w imieniu robotnikow (ktorzy radosnie udali sie na lunch, nie zabezpieczywszy terenu), skonczylo sie wiec na wymianie serdecznosci, wplacie gotowki, i moim odjezdzie.
Po powrocie do pracy okazalo sie, ze woda z kaluz splukala cement.
Z budynku wyszedl maz, ktory wlasnie wybieral sie do Tennessee.
- Bedziesz przejezdzal kolo banku? - zapytalam go.
- Bede, czemu pytasz?
- Popatrz na ich nowy podjazd, jakis idiota wjechal w swiezo wylany cement.

:)

Friday, January 10, 2014

Zimno (3)

Odwilż! Po pięciu dniach wreszcie mamy wodę! I rury nam nie popękały! Juz dawno z niczego tak sie nie cieszylam!

Wednesday, January 8, 2014

Salatka

Maz (na widok pysznej salatki z kapusty wloskiej / winogron / granatu / cebuli / jablka):
- Czy przychodzi do nas na obiad renifer?

Tuesday, January 7, 2014

Zimno (2)

Temperatura wzrosla dzis do -15 stopni Celsjusza, a to naprawde robi ogromna roznice.

Caly czas nie mamy wody w kranach. Zadzwonilam do lokalnego hydraulika, ktory powiedzial, ze jesli mam rury z gumo-plastiku, to nie powinny popekac, jesli zas miedziane, to moge jedynie czekac na katastrofe, jaka nastapi po rozmrozeniu. W domu mam rury z gumo-plastiku. Pod domem - nie jestem pewna, ale wydaje mi sie, ze tylko idiota zamontowalby miedziane rury w prefabrykowanym domu w Iowa. Mam wiec nadzieje.

Mezowi, ktory wczoraj umyl sie w misce letniej wody, dzisiaj rura zmiekla, i wybral sie ze mna do sauny i na basen.

W piatek ma byc powyzej zera. Czekamy.

Zimno (1)

Miałam pisać o naszej wycieczce do Alabamy, o imprezie sylwestrowej, o spotkaniach ze znajomymi i o formacjach skalnych, które miałam okazję ostatnio podziwiać. To wszystko musi jednak poczekać, bo będę pisać o arktycznych temperaturach, w których musimy ostatnio egzystować.

W piątek, będąc jeszcze w Alabamie, iPhone poinformował mnie, że w Iowa będzie bardzo zimno, i że będzie wiał przenikliwy wiatr. Nie zwróciłam na to wszystko większej uwagi, dopóki kolega nie powiedział mi, że w mojej okolicy podmuchy wiatru maja obniżyć temperaturę odczuwalną do... -62 stopni Celsjusza.

3 godziny jazdy samochodem od domu zaczął padać śnieg. Prowadziłam ja, ale fakt, iż kiepsko widzę w nocy, oraz nasilająca się śnieżyca sprawiły, że Mąż usiadł za kierownicą.
Do domu zajechaliśmy o 4 rano. Padał śnieg i wiał okrutny wiatr. W tej zawierusze rzuciliśmy się z Mężem rozpakowywać bagażnik samochodu, w którym mieliśmy 17 grożących wybuchem dwunastopaków napoju Buffalo Rock Ginger Ale. W domu od razu skierowaliśmy się do łóżka, aby odespać wielogodzinną podróż.

W niedzielę wieczorem wiatr nasilił się. 

Dziś rano termometr na zewnątrz wskazywał temperaturę -25 stopni Celsjusza. Wiatr nadal wiał jak szalony, obniżając temperaturę odczuwalną do (jak podawał The Weather Channel) -42 stopni Celsjusza. Nie mieliśmy wody w kranach (i nie mamy do tej pory). Do pracy zapakowałam szczoteczkę i pastę do zębów, mydło i krem do twarzy.

Nissan Xterra zapalił, ociągając się i stękając. Rozgrzałam go dobre 20 minut, po czym wyruszyliśmy z Mężem do pracy.
Po 30 sekundach jazdy temperatura w silniku wzrosła do maksimum. Zjechaliśmy na pobocze i poczekalismy aż opadnie, po czym zawrociliśmy do domu z zamiarem zamiany samochodu na Corollę.
Dojechawszy do domu, Xterra zrobiła wielkie PUFFF!!! I wypuściła ogromną ilość pary, dając wyraźnie znać, że coś w niej wybuchło lub pękło. Było zdecydowanie za zimno na oględziny, wsiedliśmy więc w Corollę i pojechaliśmy (tym razem bez dodatkowych atrakcji) do pracy.

W pracy też nie było za ciepło. W porze lunchu udałam się do domu, aby sprawdzić, czy jest woda (nie było) i zabrać ze sobą do pracy peruwiański kocosweter, który nabyłam na jakimś festynie. 

Wieczorem udałam się na basen i saunę z zamiarem zainaugurowania realizacji postanowień noworocznych (więcej ćwiczyć) oraz aby po prostu wziąć prysznic. Wróciłam do domu (wciąż nie ma wody), wskoczyłam do łóżka, i, przykryta kocem elektrycznym, piszę bloga. 

Ciekawe, co przyniesie jutro?

Wednesday, January 1, 2014

Szczesliwego Nowego Roku

Niech nadchodzacy Nowy Rok 2014 przyniesie Wam mnostwo radosci i szczescia!
Dziekuje, ze wciaz tu zagladacie. 

Paulina

Sunday, December 29, 2013

Jak u mamy

Upieklam na swieta karpatke i przynioslam kawalek mezowi.
Popatrzyl. Sprobowal. Zjadl caly kawalek.
- Dokladnie taka, jak robila moja mama.

Jestem idealem zony.

Saturday, November 23, 2013

Podróże małe i duże (2/2)

Mruczac "excuse me" usadowilam sie przy oknie, obok starszej pani, ktora miala byc moja towarzyszka podczas dziewieciogodzinnego lotu do Chicago. Zdjelam kurtke, wetknelam polokragla poduszke miedzy glowe a ramie, i zajelam sie przegladaniem newsow na iPhonie (bo jeszcze bylismy na lotnisku).
Pani obok mnie rozmawiala przez telefon po polsku:
- No tak, tak. No juz zaraz kolujemy. No dobrze, to caluje. No pa. Cmok. Cmok, cmok, cmok. Cmok, cmok. Cmok, cmok, cmok, cmok, cmok.

Hmmm...

Gdy pani odlozyla sluchawke, zagadnelam do niej:
- Mozemy rozmawiac po polsku. Mam nadzieje, ze milo spedzimy razem lot.
- Oj tak, tak, bo wiesz, probowalam sie dodzwonic do Wieski, ale telefon mi wylaczyli w Polsce. To Zenek mi poradzil, zeby zadzwonic do Orange, no i zadzwonilam dzis rano, to mi wlasnie podlaczyli no i teraz moge wreszcie rozmawiac, bo mialam udar 3 tygodnie temu... czekaj, znowu Krysia do mnie dzwoni.... No czesc. - pani zwrocila sie do osoby w sluchawce - No czemu sie do mnie nie odzywalas, glupia torbo??? No tak, juz kolujemy. No pa. Cmok. Cmok, cmok, cmok. Cmok, cmok.

W tym momencie pozalowalam, ze nawiazalam jakikolwiek kontakt, ale postanowilam nie tracic ducha. Wyjelam sluchawki, wlaczylam "The Hangover Part III" na ekranie przede mna, i rozpoczelam blogie odmozdzanie.
Pani jednak nie dawala za wygrana. W ciagu nastepnych 9 godzin dowiedzialam sie, ze mieszka w Chicago od 20 lat, lata do Polski srednio 2 razy do roku, ma amerykanski paszport, ma jedna corke w Polsce a druga w Stanach, i wielu, wielu innych pasjonujacych szczegolow z jej zycia.

Na krotko przed ladowaniem rozdano nam deklaracje celne do wypelnienia.
- A jak to sie wypelnia? - zapytala mnie pani.
Zdziwilo mnie pytanie, bo, dla osoby, ktora mieszka w Stanach od 20 lat, ma amerykanski paszport i lata na trasie Stany - Polska 2 razy do roku, wypelnianie deklaracji celnej powinno byc czyms naturalnym i zrozumialym.
- Ta jest, jak pani widzi, po niemiecku. Prosze poprosic stewardesse o angielska wersje, wtedy na gorze wpisze pani odpowiednie dane z paszportu, a ponizej odpowie na pytania "tak" lub "nie" i podpisze.
Niestety, na pokladzie nie bylo angielskich wersji deklaracji, bo sie skonczyly.
- Przed kontrola imigracyjna na stoliku bedzie caly stosik, moze pani wziac stamtad i wypelnic.
- Ale pomozesz mi, tak?
- Nie wiem, czy bede miala wystarczajaco duzo czasu. Mam nastepny lot godzine i 15 minut po ladowaniu, wiec moge nie zdazyc. Jesli pospieszy sie pani i pojdzie ze mna, to moge pani pokazac, gdzie leza deklaracje. Prosze sie nie martwic, bedzie tam cala masa Polakow, i na pewno ktos pani pomoze.

Po wyladowaniu kobieta gnala za mna przez caly terminal az do kontroli imigracyjnej. Na miejscu okazalo sie, ze zniesiono obowiazek wypelniania deklaracji celnych dla obywateli USA, i ze teraz wystarczy zeskanowac paszport w okienku, zrobic sobie zdjecie, odpowiedziec na pytania na ekranie, wcisnac "zatwierdz", "drukuj" i sprawa zalatwiona.
Stanelam w kolejce. Pani za mna. Przede mna jakies 10 osob.
Podeszla do mnie jedna z pasazerek, Amerykanka, z prosba, abym pomogla odpowiedziec na pytania na ekranie jakiejs Polce, ktora ZA GROSZ NIE ROZUMIE PO ANGIELSKU. Spojrzalam w strone Polki: przede mnia stala dziewczyna, pare lat starsza ode mnie, z amerykanskim paszportem w reku.
Za mna moja towarzyszka podrozy, ze swoim, amerykanskim paszportem, ciagnela mnie za rekaw, pytajac, czy przetlumacze jej to, co bedzie na ekranie.

Nie rozumiem, jak mozna mieszkac w jakims kraju od 20 lat, miec jego obywatelstwo i nie umiec porozumiewac sie w jezyku tego kraju. Rozumiem, ze te kobiety mieszkaja pewnie w polskiej dzielnicy, z polskimi mezami, pracuja w firmach prowadzonych przez Polakow, kupuja samochody od polskiego dilera, a domy od polskiego agenta nieruchomosci, ale nieznajomosc jezyka kraju, ktorego obywatelstwo posiadaja, wydaje mi sie ogromna ignorancja.

Thursday, November 21, 2013

Podróże małe i duże (1/2)

Moja wycieczka do Polski trwała tym razem 2 tygodnie. Nauczona doświadczeniem zeszłego roku postanowiłam spędzić na urlopie więcej czasu i spokojnie poodwiedzać rodzinę i znajomych. 
Na urlopie - to trochę za dużo powiedziane. Z zaplanowanych 40 godzin urlopu wykorzystałam może połowę. Wieczorami i nocami pracowałam - bo nikt w firmie nie był w stanie mnie zastąpić. Przyznam, że to miłe: być niezastąpioną (tak, wiem, że nie ma ludzi niezastąpionych, ale w tym momencie byłam taką osobą). Po powrocie do Stanów otrzymałam serię pochwał i ciepłych słów od szefowej i szefa szefowej. 

Lot powrotny (tak samo jak i lot do Polski) spędziłam w samolocie linii Airberlin. Po kilkukrotnym przepakowywaniu bagażu, stanęłam przed odprawą z bagażem głównym, ważącym 24 kilo, bagażem podręcznym na kółkach, wypełnionym ośmioma pudełkami "michałków", "kasztanków", "tiki-taków" i "ptasich mleczek", batonami, książkami i laptopem, oraz plecaczkiem z kosmetyczką, kolorowym magazynem poduszką i świeżo nabytymi butami.
Ku mojej wielkiej uciesze bagaż podręczny przeszedł test wagowy i oddalił się na taśmociągu w nieznanym bliżej kierunku. Wyposażona w bagaż na kółkach i plecaczek poleciałam do Berlina.
Przy wejściu na terminal, z ktorego odlatywałam do Chicago, zważono mój bagaż podręczny: 14 kg.
- Pani bagaż jest za ciężki - powiedziała pani z obsługi. - będzie pani musiała go nadać.
- Jak to: nadać? - zdziwiłam się. - Przecież zostałam z nim wpuszczona na pokład poprzedniego samolotu bez problemu.
- Przykro mi. - powiedziała pani - to pomyłka obsługi na poprzednim lotnisku. Mamy ten problem z większością pasażerów przylatujących z Polski i Ukrainy. Musi pani nadać bagaż. To będzie kosztowało 105 euro.
- 105 euro??? - prawie się zachłysnęłam. - Przecież to nie moja wina, że nie zważono mojego bagażu w Polsce i wpuszczono mnie z nim na pokład. Mój poprzedni lot był liniami Airberlin, ten również jest Airberlin, powinniście mieć jakieś stałe zasady postępowania i albo ważyć bagaż na starcie, albo nie ważyć go wogóle. Gdybym wiedziała, że tyle będzie mnie ta przyjemność kosztować, to spakowałabym się inaczej.
Pani przeprosiła, ale obstawała przy swoim: muszę nadać bagaż i zapłacić.
- Nie mam z panią problemu - powiedziałam szukając portfela - bo wykonuje pani swoją pracę. Ale będę musiała złożyć skargę na linie lotnicze. Nie podoba mi się państwa brak konsekwencji.
Wyjęłam laptopa z bagażu na kółkach i włożyłam do plecaczka. Pani zważyła bagaż ponownie: 10 kg. Z plecaczkiem: ponad 18. Poszprechała coś z koleżanką z obsługi, postukała w komputer, wydrukowała mój bilet i, wręczając mi go, powiedziała:
- Niech pani idzie i nie płaci. Ja pani nie widziałam.

Thursday, October 17, 2013

Rozmowy sedziow przysieglych podczas przerwy na lunch

- Wczoraj wieczorem potracilam szopa, wracajac z mojej imprezy urodzinowej - mowi R, 80-letnia staruszka - wgniotl caly przod w mojej nowej Toyocie Prius!
- To ciekawe, jak takie male stworzenie moze zniszczyc kawal karoserii... - zadumalam sie.
- Oj moze! - wykrzyknal lysy olbrzym, weteran Marines - a na dodatek jest ich coraz wiecej. Jeleni tez. Slyszalem, ze ktos kiedys pozwal Departament Zasobow Naturalnych o to, ze nie kontroluja ilosci zwierzat i narazaja kierowcow na wypadki.
- Pozwij szopa, R - odparlam lekko rozbawiona. - postawimy go przed nasza lawa przysieglych i uznamy za winnego.

:)

Tuesday, October 15, 2013

Jury duty (3/3)

Po przerwie na lunch wrocilismy wszyscy do sali rozpraw. Pojawila sie rowniez stenografistka. Zaczelo sie przesluchiwanie swiadkow. 

Do 5PM przesluchano dwoch braci oraz syna jednego z nich, w ktorych to kierunku padly strzaly ze strzelby oskarzonego. Ich historie niewiele sie roznily, glownie szczegolami, do ktorych namietnie przyczepial sie obronca, probujac podwazyc wiarygodnosc swiadkow. Pozwolono nam robic notatki w notatnikach, ktore rozdal nam przyjemny blondyn. Przez glowe przechodzily mi rozmaite mysli, w szczegolnosci zas ta, ze w moich rekach waza sie losy typa siedzacego obok policjanta. Dziwne uczucie.

O 5PM wypuszczono nas do domu i kazano przyjsc nazajutrz o 9AM. 

Rano sprawa rozwiazala sie sama: oskarzony w ciagu nocy zmienil zdanie i przyznal sie do straszenia bronia (jednego z czterech zarzutow). To oznaczalo, ze proces musial sie zakonczyc a cala sprawa musi byc poddana ponownej analizie. Podejrzewam, ze oskarzony dostal propozycje pojscia na ugode: zlagodzenie zarzutow w zamian za ujawnienie szczegolow dotyczacych narkotykowej dzialalnosci jednego z braci, do ktorych strzelal. 

Przed poludniem podziekowano nam i zwolniono nas ze sluzby sadowej zaznaczajac, ze prawdopodobnie zostaniemy ponownie wezwani do procesow zwiazanych z tym, ktory wlasnie sie odbyl, nie powinnismy wiec szukac zadnych informacji na temat tego, co zaszlo miedzy bracmi a podejrzanym typem.

W piatek, 11. pazdziernika, po 5PM, zadzwonilam do sadu aby sprawdzic, czy jestem potrzebna w nastepnym tygodniu, ale nie bylo zadnych procesow w grafiku. Poczekamy, zobaczymy co bedzie. Mozliwe, ze bede miala jeszcze okazje brac udzial w budowaniu demokracji Stanow Zjednoczonych.

Sunday, October 13, 2013

Jury duty (2/3)

W kazdy piatek po rozpoczeciu sluzby w sadzie, po godzinie 5PM, obywatel ma obowiazek wykrecenia numeru sadu i wysluchania wiadomosci dotyczacej procesow w nastepnym tygodniu. Jesli zadne sie nie odbywaja, mozna nie pojawiac sie w sadzie i spac spokojnie.
W piatek 4. pazdziernika zapomnialam zadzwonic. O 8 rano w poniedzialek wykonalam zalegly telefon i dowiedzialam sie, ze we wtorek rozpoczyna sie proces, ze bedzie wybierana lawa przysieglych i ze cala akcja zacznie sie o godzinie 8:30AM. 
We wtorek rano pojechalam do sadu. Wraz ze mna na wezwanie stawilo sie okolo 60 osob, w tym tata mojej bylej szefowej oraz rodzice mojej obecnej szefowej (mieszkam w bardzo malym hrabstwie i prawdopodobienstwo spotkania kogos znajomego jest bardzo duze). Punktualnie o 8:30 na sale wszedl przyjemny blondyn, przedstawil sie jako clerk of court i powiedzial, ze od rozpoczecia procesu bedzie posredniczyl miedzy lawa przysieglych, prawnikami oraz sedzia (te osoby nie moga sie ze soba w zaden sposob porozumiewac). Sprawdzil liste obecnosci i wlaczyl nam film instruktazowy pouczajacy nas, co sie bedzie dzialo i czego sie spodziewac. 
Kazano wstac. Na sale wszedl sedzia w todze, dwoch oskarzycieli, obronca oraz podejrzanie wygladajacy typ w asyscie policjanta. Kazano usiasc. 
Blond posrednik wyciagnal liste, na ktorej wydrukowane byly imiona i nazwiska 26 osob wylosowanych przez komputer. W tym moje, taty mojej bylej szefowej oraz rodzice mojej obecnej szefowej. 
Usiedlismy wszycy na krzeslach ustawionych pod sciana przeciwlegla do tej, pod ktora siedzial sedzia (tak, dokladnie tak jak na filmach!). Oskarzyciel wstal i zaczal zadawac nam pytania majace na celu ustalenie, czy nadajemy sie na sedziow przysieglych. 
Za zgoda obroncy oraz z aprobata sedziego, wyeliminowano wszystkich tych, ktorzy osobiscie znali oskarzonego lub swiadkow. A bylo ich niemalo. Odpadl wygladajacy na harlejowca facet, ktory znal swiadkow od piatego roku zycia i chodzil z nimi razem do szkoly. Odpadlo pare osob, w tym rodzice mojej szefowej, ktorzy wiedzieli o sprawie tyle, ze (jak sami przyznali) nie byliby w stanie zachowac bezstronnosci.
Przyszla kolej na bardziej szczegolowe przesluchiwanie kandydatow na przysieglych. Zadawane pytania mialy duzy zwiazek z majacym sie odbyc procesem. Odpadl tata mojej bylej szefowej, ktory z cala moca stwierdzil, ze palacz marihuany w zadnym wypadku nie moze byc prawdomownym swiadkiem, i ze musi byc natychmiast zamkniety w wiezieniu. Po oskarzycielu pytania zadawal obronca. Za kazdym razem nowe osoby z sali zastepowaly te, ktore odpadly.
Po wyczerpaniu puli pytan przyszla kolej na eliminacje 12 osob, 6 przez oskarzenie i 6 przez obrone. Na krzeslach pozostalo 14 osob, w tym ja (hura!). Kazano nam wstac. Zaprzysiezono nas na sedziow, pouczono, ze o sprawie nie mozemy rozmawiac miedzy soba ani z nikim innym az do konca procesu. Zaznaczono rowniez, ze nasza decyzja co do losow podejrzanego ma zapasc jedynie w oparciu o to, co uslyszymy w sadzie, nie powinnismy zatem szukac informacji na temat tego, co zaszlo, w internecie, gazetach, telewizji, lub tez jezdzic na miejsce przestepstwa na samodzielne ogledziny.
Jeden z oskarzycieli przeczytal typowi nastepujace zarzuty:
- usilowanie potrojnego zabojstwa,
- zastraszanie bronia,
- posiadanie nielegalnej broni,
- zniszczenie mienia.
Moja ekscytacja siegla zenitu: tu, gdzie mieszkam, jakiekolwiek przestepstwa sa niezwykla rzadkoscia, a tu wlasnie zaprzysiezono mnie do strzelaniny! Coz za rarytas!

Friday, October 11, 2013

Jury duty (1/3)

Pod koniec wrzesnia otrzymalam wezwanie do zasiadania w lawie przysieglych w lokalnym sadzie w pazdzierniku, listopadzie i grudniu.

Kazdy obywatel Stanow Zjednoczonych ma obowiazek sluzyc jako sedzia przysiegly, jesli dostaje wezwanie. Niektorzy takiego wezwania nie dostaja cale zycie. A niektorzy, wliczajac swiezych obywateli (takich jak ja), dostaja je nawet kilka razy.
Moje pierwsze wezwanie otrzymalam jeszcze przed otrzymaniem obywatelstwa. Komus widac cos sie pomylilo. Musialam odmowic, gdyz osoby, ktore nie sa obywatelami, nie moga sluzyc jako sedziowie przysiegli. Proba stawienia sie na wezwanie bylaby jedynie strata mojego czasu.
Wrzesniowe wezwanie przyjelam z niejaka ekscytacja: zawsze to nowe doswiadczenie.
Wiekszosc moich znajomych probuje wykrecic sie od sluzby w sadzie. Jest to mozliwe, ale nie latwe. Czasami potrzebne jest orzeczenie od lekarza, ze ktos w takim przedsiewzieciu nie jest w stanie wziac udzialu ze wzgledu na stan zdrowia. Czasami pracodawca moze napisac pismo wyjasniajace, ze nasza nieobecnosc narazi firme na ogromne straty finansowe (procesy ciagnia sie niekiedy tygodniami).
Za sluzbe w sadzie nie otrzymuje sie "normalnego" wynagrodzenia. W przypadku Iowa jest to $30 za dzien sluzby plus rekompensata za przejechane mile. Mysle, ze to wlasnie sprawia, ze wiekszosc ludzi unika sluzby w sadzie jak ognia.

Moja nieobecnosc w pracy zdecydowanie narazilaby firme na straty finansowe, ale postanowilam zacisnac zeby, pracowac nocami i spelnic obywatelski obowiazek.
No dobrze, przyznaje sie: chcialam odbyc sluzbe w sadzie z czystej ciekawosci :) .
Wypelnilam formularzyk zalaczony do wezwania (podstawowe dane, oswiadczenie, ze jest sie obywatelem i umie plynnie poslugiwac jezykiem angielskim, daty planowanych wakacji, etc), wyslalam do sadu i oczekiwalam na nadejscie pazdziernika...

Thursday, September 12, 2013

Dostrojeni

Jadę do pracy i słucham radia. Z głośników płynie "American Woman" Lenny'ego Kravitza. Zadowolona kiwam sie w rytm muzyki, wybijając rytm o kierownicę.
Mija mnie duży, czerwony Ford pickup, którego kierowca kiwa sie w dokładnie tym samym tempie, co ja, wybijając rytm o kierownicę.
:)