Wednesday, August 25, 2010

Moja droga do wiary 3

Na ktoryms z naszych spotkan przeczytalam/uslyszalam zdanie, ktore na dobre zapadlo mi w pamiec:
"W przeszlosci moglo Ci sie wydawac, ze w wierze chodzi tylko o posluszenstwo Bogu, jednak istota wiary jest poznanie Boga przez jego Slowo i akceptacja tego slowa". To bylo duzo prostsze, niz sie spodziewalam! Zrozumialam, ze w Chrzescijanstwie nie chodzi o slepe posluszenstwo i przestrzeganie tysiaca zakazow i nakazow, ale o to, aby pozwolic Bogu dzialac w naszym zyciu, aby Go kochac i byc mu poslusznym z milosci a nie ze strachu przed potepieniem.
Biblia ma dla mnie sens i jest spojna. Moja wiara ma dla mnie sens. Nie ma w Adwentyzmie Dnia Siodmego czegos, w co wierze slepo bez zrozumienia, nie ma czegos, co robie bo tak kaze mi kosciol, nie ma czegos, co robie ze strachu. Wszystko, co robie, robie z milosci do Boga. Czuje, ze moje zycie zmienilo sie na lepsze. Czuje sie wolna i nigdy nie czulam sie szczesliwsza.

Moja religijnosc wynika ze zrozumienia, ze Bog mnie kocha, i ze Bog wie, co jest dla mnie dobre.
Moja religijnosc wynika z przekonania, ze jesli sie potkne, jesli zrobie cos zlego, to mam po swojej stronie Chrystusa, ktory mi zawsze pomoze, i dzieki ktoremu bede zyc wiecznie w niebie.

Tuesday, August 24, 2010

Moja droga do wiary 2

Bylam ciekawa wyznania, w ktorym wychowal sie moj Maz. W pierwsza sobote w Nowym Roku poszlismy razem do kosciola (zaznaczam, iz nie mialam zamiaru uczeszczac regularnie). Trafilismy akurat na ceremonie mycia stop (w naszym kosciele odbywa sie ona co 3 miesiace), ktora jest wy swoistym aktem wybaczenia i pojednania z bliskimi i przyjaciolmi. Czlonkowie wspolnoty dobieraja sie w pary (dobrze jest znalezc kogos, kogo chcemy za cos przeprosic lub z kim chcemy poprawic stosunki), modla sie razem oraz symbolicznie myja sobie nawzajem stopy. Nie bylam pewna, czy moge uczestniczyc w tej ceremonii, nie bylam Adwentysta i nie wiedzialam, czy mi wolno. Nagle obok mnie znalazla sie osoba, ktora sprawila, ze poczulam sie jak w domu, ktora wyjasnila mi sens mycia stop, i z ktora, oprocz tej ceremonii, polaczyla mnie wielka przyjazn. Ta osoba byla F, jedna z kolezanek Meza z dziecinstwa.
- W czwartki spotykamy sie z paroma osobami aby studiowac Biblie, przyjdz jesli masz ochote- zaproponowala F tamtego dnia.
- Zobaczymy- odparlam wymijajaco. Nie mialam ochoty na tego typu spotkania. W czwartek Maz poszedl na nie sam.
- Na jakie tematy dyskutowaliscie?- zapytalam gdy wrocil do domu.
- W sumie na jeden, wiara i finanse- odpowiedzial Maz.
- Co takiego?- zdziwilam sie- co ma jedno do drugiego?
Temat wydawal mi sie intrygujacy, w kolejny czwartek postanowilam towarzyszyc Mezowi na spotkaniu. Dowiedzialam sie wielu ciekawych rzeczy, miedzy innymi, co Biblia ma do powiedzenia na temat domowego budzetu, jak rozsadnie gospodarowac pieniedzmi, w co warto inwestowac...
Pierwsze wspolne studiowanie Biblii bylo dla mnie trudne: nic w niej nie umialam znalezc. Mijaly tygodnie, Biblia stawala sie dla mnie latwiejsza w obsludze, rosla za to lista moich pytan. Wygladalo na to, ze wiele prawd, o ktorych uczylam sie przez lata na lekcjach religii i w kosciele, nie mialo swojego odzwierciedlenia w Pismie. Zaczelysmy spotykac sie z F we dwie, na wspolne studiowanie. F cierpliwie wyjasniala mi moje watpliwosci, odpowiadala na pytania, do niczego nie zmuszajac ani nie naciskajac. Wkrotce zaczelam czytac Biblie sama w domu.

Moja droga do wiary 1

Jeden/jedna z czytelnikow/czytelniczek mojego bloga zadal/zadala mi takie oto pytanie:
"Czy Twoja religijność wynika właśnie z tego, że mieszkasz w USA? ( w sensie, że może samo życie w tym kraju wpłynęło tak na Twoją wiarę).Tak jak zauważył Anonim, Polska jest katolicka, ale każdy bierze sobie z nauk Kościoła, to co jest dla niego wygodne"
Z przyjemnoscia na nie odpowiem. Ciesze sie, ze mam okazje dac swiadectwo mojej wierze. Odpowiedz bedzie w odcinkach, pisze w przerwie na lunch, pewnie dokoncze, jak wroce do domu.

Gdyby jakies 5 lat temu ktos zapytal mnie, czy wierze w Boga, moja odpowiedz brzmialaby: "wierze w sile wyzsza i porzadek w przyrodzie".
Moj okres zwatpienia w istnienie Boga zaczal sie, gdy bylam nastolatka. Przyznam szczerze, ze religia jako taka nie pomagala mi i nie dawala mi zadnych odpowiedzi, jedynie zwatpienie i poczucie winy. Oczywiscie, staralam sie byc dobrym czlowiekiem, zyc wedlug ogolnych zasad przyzwoitosci, ale bycie Chrzescijanka (katoliczka) bylo dla mnie za trudne. Wiele zasad/prawd/dogmatow kosciola katolickiego uwazalam za pozbawione sensu i nie zylam wedlug nich. Czulam, ze postepuje obludnie uwazajac sie za katoliczke i wybierajac z wiary katolickiej akurat to, co jest dla mnie wygodne, a odrzucajac to, co nie zgadza sie z moim swiatopogladem.  Nigdy tez nie czytalam Biblii, znalam jedynie pare historii, ktorych uczylam sie w dziecinstwie na lekcjach religii.
Przeprowadzilam sie do Stanow. Wiekszosc poznanych przeze mnie Amerykanow wierzyw Boga i, co ciekawe, nie wstydzi sie o tym mowic. Pare razy z Mezem poszlismy do kosciola, przeczytalam pare fragmentow Biblii, ale raczej z ciekawosci,, a nie z pragnienia bliskosci ze Stworca.
Pod koniec roku 2008, w przeddzien Sylwestra, przeprowadzilismy sie do Californi, stanu, w ktorym wychowal sie moj Maz. Jako, ze nie mielismy zadnych planow Sylwestrowych pojechalismy z Mezem do kosciola Adwentystow Dnia Siodmego: "Chcialbym, zebys poznala moja rodzine i przyjaciol, z ktorymi sie wychowalem" powiedzial M.
Pomysl spedzenia Sylwestra w kosciele wydawal mi sie zupelnie poroniony, ale, jak juz wspomnialam, zadnych innych planow nie mielismy, a rodzine i przyjaciol Meza i tak chcialam poznac.
Na koscielnej imprezie Sylwestrowej ujrzalam mase ludzi, ktorzy nie tylko razem sie modlili, ale takze spiewali, smiali sie, grali w rozne gry... widac bylo, ze dobrze sie ze soba czuja. Po raz pierwszy zobaczylam, ze bycie Chrzescijaninem moze przyniesc komus w zyciu radosc.

Monday, August 23, 2010

Abstynencja- update

Po wymianie komentarzy pod moja ostatnia notka postanowilam dodac jeszcze pare slow...
Jest jeszcze grupa ludzi, ktorzy, slyszac o naszej abstynencji, beda probowali nas przekonac, ze picie alkoholu lub kawy bedzie mialo na nas wrecz zbawienny wplyw:
"Alkohol poprawia trawienie"
"Alkohol rozluznia i pomaga pozbyc sie stresu"
"Jak mozna zaczac dzien bez kawy?"
"Dla osob z niskim cisnieniem kawa jest wrecz zalecana"
I tak dalej, i tak dalej...

Saturday, August 21, 2010

Abstynencja

Zastanawiam sie jak to jest, ze picie alkoholu jest na stale wpisane w polska tradycje i kulture. Wyobrazmy sobie wesele bez alkoholu. Trudne? Albo narodziny dziecka nie czczone wielka popijawa, ale w jakis inny sposob. Nie da sie, prawda?
Jak to jest, ze jezeli ktos nam mowi: "nie pije bo biore leki", to nie zmusza sie tej osoby do picia, nie probuje sie analizowac, jakie leki ktos bierze, i czy wejda one w reakcje z alkoholem, czy nie. Po prostu zostawia sie taka osobe w spokoju.
Stwierdzenie: "jestem trzezwiejacym alkoholikiem" spotyka sie zwykle z uznaniem.
Natomiast, jesli ktos mowi: "nie pije, poniewaz to wlasnie podoba sie Bogu, poniewaz Bog chce, zebym dbala o swoje cialo", to patrzy sie na taka osobe jak na totalnego wariata.
A zaraz potem pyta sie: "to co, ze mna sie nie napijesz?".
Albo "przeciez mozesz sobie troche poprawic smak, prawda?".
Albo nie przyjmuje sie tego wogole do wiadomosci i przy kazdej nadarzajacej sie okazji proponuje sie abstynentowi z wyboru szklaneczke czegos mocniejszego, tak jakby sie "zapomnialo", ze dana osoba nie pije.
I zaraz potem mowi sie przepraszajaco "Och, zapomnialem, przeciez nie pijesz... ale na pewno nie chcesz kropelki?"
Dlaczego decyzje podejmowane z powodow religijnych budza zawsze tyle dyskusji? Dlaczego wszyscy probuja nas od nich odwiesc? Dlaczego spotykaja sie one z niezrozumieniem?

Nawet nie zauwazylam, ze 1 sierpnia minal rok, odkad przestalam pic alkohol i kawe, oraz jesc pokarmy uznawane przez Biblie za nieczyste. Czuje sie swietnie. Ciesze sie, ze robie to, czego chce ode mnie Bog. Poza tym obserwuje szereg korzysci wynikajacych z mojej abstynencji:
1. Jest mi duzo latwiej utrzymac odpowiednia dla mnie wage ciala. Nie dochodzi do sytuacji, gdzie mysle sobie: "Do tego wina swietnie pasowalby ser. A moze by teraz przegryzc chipsami? Hmm, te chipsy swietnie zgralyby sie z piwkiem" i tak dalej, i tak dalej.
2. Moge prowadzic auto kiedy tylko chce i wiem, ze jestem w pelni wladz umyslowych.
3. Mam zdecydowanie wiecej pieniedzy w portfelu.
Oczywiscie, zdarzaja sie czasem momenty (raz na 3 miesiace, nie czesciej), w ktorych mysle sobie, ze napilabym sie czegos mocniejszego. Zwykle siegam wtedy po sok winogronowy w szklance do wina, i przekonuje sie, ze w wiekszosci przypadkow to wlasnie wystarcza: otoczka, "opakowanie" napoju, a nie to, co wlasnie pije. W reszcie przypadkow pomaga modlitwa.

Saturday, August 14, 2010

Zestaw spa

Maz kupil mi zestaw spa: specjalna gabeczke do pielegnacji stop, jednorazowe skarpetki z balsamem nawilzajacym i takiez rekawiczki. Wszystkiego po 2 sztuki. Tak sam z siebie mi kupil. Jak milo.
Myslicie, ze fakt, iz jest to zestaw ze sklepu "wszystko za $1" mial jakikolwiek wplyw na ten spontaniczny zryw?

Ding-Dong

Wiem, wiem, ja tylko o kotach pisze przez ostatni tydzien, ale coz, wlasnie one zajmuja ostatnio sporo mojego czasu i uwagi.
Ding-Dong jest szarym, czteromiesiecznym kotkiem. Jest maly ale dosc dlugi. Ma tez bardzo dlugi ogon. Wazy 3.6 lbs  czyli 1.6 kg (dla porownania, Pom-Pom wazy 8.12 lbs czyli 3.68 kg. No i nie ma ogona.).















Weterynarz powiedzial mi, ze wszystkie piec kociat zostalo podrzuconych pod ich drzwi pare tygodni temu. Coz, przynajmniej dano im szanse.

Piaty dzien z nowym kociakiem

Maz zadzwonil do mnie z pracy z informacja, ze zwierzaki sie obwachuja. Znaczy lody zostaly przelamane.
Z dniem dzisiejszym szare kociatko otrzymalo wdziecznie brzmiace imie Ding-Dong oraz lozeczko:

Friday, August 13, 2010

Czwarty dzien z nowym kociakiem

Wracam ja sobie dzisiaj z pracy, i oczom moim ukazuje sie taki widok.
Kociatko siedzi w szafie i majta lapa pod drzwiami. Pom-Pom natomiast siedzi z drugiej strony i, od czasu do czasu, przybija mu "piatke".
Uznalam to za wielki postep w rozwoju znajomosci.
Po wyjsciu z szafy kociak zostal lekko pogoniony przez Pom-Pom, ale bez wiekszego entuzjazmu i jedynie z lekkim syczeniem. Nie jest zle.

Thursday, August 12, 2010

Trzeci dzien z nowym kociakiem

Poszlam skonsultowac sie z weterynarzem na temat zachowania naszej kotki. Dowiedzialam sie, ze przyzwyczajanie sie kotow do siebie moze potrwac nawet 2 tygodnie. Ciesze sie, ze poszli mi na reke i zgodzili sie, w razie czego, znalezc kociatku nowy dom, jesli jego zwiazek Pom-Pom nie wypali.
Wrociwszy do domu z pracy zamknelam drzwi do sypialni zeby Pom-Pom nie mogla sie w niej caly czas ukrywac. Przesunelam rowniez jej miske z jedzeniem troche blizej kuchni. Pom-Pom nie odwazyla sie na blizszy kontakt, pare razy zapuscila sie wglab salonu, ale wciaz trzymala sie na dystans. Zabralam ja w jej pare ulubionych miejsc, na parapet okienny i do kuchni, zeby czula, ze to caly czas jej dom.
Pom-Pom nie atakuje kociatka. Nawet nie probuje. Zachowuje sie troche jakby sie go bala.
Kociak, oczywiscie, jest nieustannie szczesliwy. Siedzi na naszych kolanach i mruczy bardzo, bardzo glosno. Z rzeczy negatywnych- puszcza bardzo smierdzace baki :) . Nie ma sie co dziwic, w koncu to samiec :) .

Wednesday, August 11, 2010

Drugi dzien z nowym kociakiem

Pom-Pom przestala nas atakowac, ale caly czas ukrywa sie w sypialni. Nowy w niczym nie widzi problemu, biega i skacze radosnie, toczy sobie rozne pileczki i wspina sie na drapak.

Tuesday, August 10, 2010

Pierwszy dzien z nowym kociakiem

Przywiozlam kociaka okolo poludnia. Otworzylam pudelko, zeby mogl spokojnie wyjsc. Zainteresowana Pom-Pom podeszla blizej, ale jak tylko zobaczyla drugie zwierzatko, zjezyla sie, zasyczala i uciekla do sypialni. Wieczorem probowalismy zachecic koty do blizszego poznania sie, ale za kazdym razem konczylo sie to ucieczka Pom-Pom do sypialni. Musialam tam przeniesc jej miske z jedzeniem bo wogole nie chciala wychodzic. Zaczela tez syczec, warczec i atakowac nas, poniewaz nasze rece pachnialy nowym zwierzakiem. Oboje z Mezem zostalismy niezle podrapani.
Na razie jest zle.

Friday, August 6, 2010

Nowe znajomosci

W budynku, w ktorym pracuje, miesci sie wiele roznych biur. Jest broker, jest pani od nieruchomosci, prawnik imigracyjny, masaz dla zwierzat (???) oraz weterynarz.
Czasami w przerwie w pracy, zdarza mi sie zajrzec do weterynarza, porozmawiac z pielegniarkami i poglaskac zwierzeta czekajace na adopcje. Jakis miesiac temu pojawilo sie tam 5 malych kociat, 3 czarne i 2 szare, z kolorowymi obrozkami.
Tydzien pozniej na klatce pojawil sie napis: kociatko z pomaranczowa obrozka znalazlo juz dom.
2 tygodnie pozniej w klatce siedzial juz tylko jeden, szary kociak plci meskiej.
I tak sie na mnie patrzyl.
I prawie slyszalam jego glos mowiacy: wez mnie do domu!
Maz oczywiscie byl bardzo "za", ale nie znalismy jeszcze zdania Pom-Pom. Jak wiadomo, zwierzeta nie zawsze przypadaja sobie do gustu. Nie chcielismy miec w domu dwoch nieszczesliwych, zazdrosnych zwierzakow, postanowilismy wiec przedstawic je sobie u weterynarza. Wczoraj, w porze lunchu, Maz zadzwonil do mnie i rzucil krotkie "Jestesmy prawie u ciebie". Tak, jakby nasza kotka rowniez brala czynny udzial w calym przedsiewzieciu, a nie, niczego nieswiadoma, zostala zabrana do auta na przejazdzke.
Gdy tylko Maz i Pom-Pom przekroczyli prog gabinetu, kotka dostala szalu (jak zwykle u weterynarza). Nie pomogl prywatny pokoj. Szary kociak, przechadzajacy sie po podlodze, nic sobie z jej ataku nie robil, ale tez specjalnie sie nie zblizal.
Pielegniarz stwierdzil, ze takie zachowanie Pom-Pom jest prawdopodobnie spowodowane faktem, iz znajdujemy sie w gabinecie weterynaryjnym, gdzie mieszaja sie zapachy lekarstw, ludzi i innych zwierzat. Zachecil nas, abysmy zabrali kociatko ze soba i przedstawili je kotce w zaciszu domowego ogniska.