Tuesday, August 28, 2012

Sołtys

Zaraz po wprowadzce wybraliśmy sie na krótki spacer, którego celem było poznanie sąsiadów. Jako pierwszego poznaliśmy W, sołtysa, łysego, wąsatego harlejowca po czterdziestce. Koło godziny 7 wieczorem W był już lekko "na cyku". Jego stan, na szczęście, nie stanowił przeszkody w miłej rozmowie, gawędziliśmy więc sobie przez dobre pół godziny.
Boberta (ktora wciąż jest jeszcze małym kociakiem) słysząc nasze głosy obok domu sołtysa, podążyła w ich kierunku, jednak na widok psa zrejterowała na pobliskie drzewo.
I oczywiście nie potrafiła zejść.
- Ja ją ściągnę z tego drzewa!- powiedział bohatersko W, zakasując rękawy- jestem strażakiem!
Sołtys, we własnej osobie, wspina się na drzewo aby uratować mojego kota! Nie mieszkam tu jeszcze nawet jednego dnia, a już czuję się pełnoprawnym członkiem lokalnej społeczności!
W powoli zaczął wspinać się na sosnę. Boberta, widząc co się święci, rownież zaczęła podążać ku górze. W pewnym momencie gałązki na których stał sołtys złamały się, i W zjechał po pniu sosny jak po rurze w remizie.
- Nic mi nie jest...!- zakrzyknał dziarsko.- K, przynieś mi krzesło!- zawołał do syna.
Po kilku próbach udało się wreszcie sołtysowi ściągnąć Bobertę z drzewa. Spocony, oblepiony żywicą, podrapany przez kota W, triumfalnie i z uśmiechem wręczył mi Bobertę.
- Witamy w sąsiedztwie!- powiedział.

Wednesday, August 1, 2012

Nr 3

Trzeci czynnik przyblakal sie do poprzednich wlascicieli naszego domu jakis miesiac przed nasza wprowadzka.


JS i PS maja 3 psy i nie bardzo wiedzieli co zrobic z prawie czteromiesiecznym (obecnie) kociakiem.
Kupilismy wiec dom z kotka w bonusie.
Nazwalismy ja Bobby (zdrobnienie od Boberta :) ), z racji faktu, ze... nie ma ogona (bobcat). Wyglada na to, ze brak ogona jest czesta mutacja, naszej Pom-Pom tez brakuje tego organu.
Boberta miala infekcje, ktora JS probowala samodzielnie wyleczyc. Niestety, nie obylo sie bez interwencji lekarskiej. Bobby spedzila u weterynarza dwa dni.
Po zabraniu kotki do domu stwierdzilam, ze caly czas jest z nia cos nie w porzadku. W czwartek zadzwonilam po konsultacje do weterynarza, ktory zaproponowal, ze zabierze Bobby do kliniki i poobserwuje przez weekend za darmo.
W poniedzialek bylam gotowa zawiezc Bobby do domu, ale lekarz stwierdzil, ze chetnie zatrzyma zwierzaka kolejnych pare dni - caly czas nie biorac za to zadnej zaplaty. W sumie kotka spedzila w klinice caly tydzien. W podziekowaniu za opieke dalam zespolowi weterynarzy i pielegniarek miske slodyczy i miske jezyn z naszego ogrodu.
Boberta powoli dochodzi do siebie. Pomimo problemow natury gastrycznej jest bardzo wesola, radosnie wspina sie na drzewa i towarzyszy nam przy pracy w ogrodzie.





A tu jeszcze 2 filmiki z Boberta w roli glownej: