Sunday, March 30, 2008

Normalnie horror

Wieczor, nasze mieszkanie. Siedzimy z Mezem na kanapie, z nogami wygodnie opartymi na kawowym stoliku, na ktorym pala sie swieczki. Ogladamy film, pogryzamy cynamonowe krakersy. Sielanka.
Na stolik wdziecznie wskakuje Pom- Pom, mruczac glosno i proszac o krakersa. Odlamuje kawalek i klade na brzegu stolu. Kotka zbliza sie do niego i, krecac sie w poszukiwaniu wygodnej pozycji, PODPALA SOBIE RESZTKI OGONA. Futro plonie jasnym, ale krotkim plomieniem: gasimy je z mezem klepiac kota. Do konsumpcji krakersa nie dochodzi- Pom- Pom, zdenerwowana naszym klepaniem, ucieka ze stolu. W powietrzu rozchodzi sie swad palonych wlosow. Kotka, nie zdajac sobie sprawy, co tak naprawde sie stalo, chodzi po mieszkaniu weszac w poszukiwaniu zrodla dziwnego zapachu. Wyglada na to, ze nic nie poczula- plomien nie dotarl do skory.
Kontynuujemy ogladanie filmu. Pom- Pom wylizuje sobie resztki spalenizny po czym zapada w gleboki sen.
Dobrze, ze ten kot nie mial ogona "od nowosci"; bo po opaleniu wygladalby jak szczur.

Saturday, March 29, 2008

Z serii: fajny film wczoraj widzialam- "God Grew Tired Of Us"

"God Grew Tired Of Us" (http://www.godgrewtiredofus.com/) to film dokumentalny opisujacy historie mlodych Sudanczykow, zmuszonych do ucieczki z kraju ojczystego. Przemierzaja Etiopie i Kenie. W koncu, 15 lat pozniej, rzad amerykanski udziela wielu z nich pomocy w postaci przesiedlenia ich do Stanow Zjednoczonych. Mezczyzni, ktorzy nigdy wczesniej nie mieli do czynienia z elektrycznoscia, kranem, prysznicem, mikrofalowka, musza odnalezc sie w nowej sytuacji.
Sudanczycy, zyjacy teraz w kraju dobrobytu i wolnosci, nie zapomnieli jednak o swoich rodzinach w Afryce. Jednemu z nich udaje sie odnalezc matke i siostre i sprowadzic je do Ameryki. Inny konczy studia i wraca do Sudanu, aby krzewic oswiate i budowac szkoly.
"God Grew Tired Of Us" na dlugo pozostanie w mojej pamieci, nie tylko ze wzgledu na to, ze pokazuje patriotyzm i przywiazanie do tradycji i kultury. Film zmusil mnie do przemyslen:
1. Jak musi czuc sie czlowiek, ktory nie wie jak obslugiwac wiekszosc sprzetow AGD? Wyobrazmy sobie sytuacje odwrotna: nie wiem, jak czulabym sie, gdyby ktos nagle wywiozl mnie do Sudanu i kazal zyc BEZ elektrycznosci, BEZ prysznica, BEZ pralki... Mysle, ze podobnie do tych mlodych Sudanczykow: bylabym kompletnie zdezorientowana.
2. Mezczyzni zostali przesiedleni do wielkich, amerykanskich metropolii: Nowy Jork i Pittsburgh, Pennsylvania. Nie trudno sobie wyobrazic, jak wielkie problemy sprawilo im zaadaptowanie sie do nowego srodowiska. Niewyksztalceni, musieli na poczatku pracowac w fabrykach lub hipermarketach. Zastanawia mnie, czemu rzad amerykanski nie wybral dla nich bardziej przyjaznego miejsca- wsi lub malego miasteczka, gdzie mieliby (tak jak w ojczyznie) kontakt z natura, mogliby wydoic krowe, jezdzic konno, pracowac przy uprawach pol. Mysle, ze w takich warunkach adaptacja przebiegalaby stopniowo, mezczyzni mieliby wieksze szanse na znalezienie pracy, ktora daje im radosc, oraz wieksze prawdopodobienstwo na znalezienie uczciwej, dobrej zony (w sumie wszystko obrocilo sie na ich korzysc, ale nie bede zdradzac szczegolow filmu tym, ktorzy chcieliby go obejrzec).
3. Jeden z mezczyzn zostal rozdzielony ze swoja matka, gdy mial jakies 10 lat. Po 15 latach udalo mu sie ja odnalezc i zobaczyc ponownie. Mysle, ze musial byc to duzy szok, zarowno dla niego jak i dla niej: po 15 latach oboje sa juz przeciez innymi ludzmi, ona- kobieta z Afryki po przejsciach, on- mieszkajacy w Ameryce dojrzaly mezczyzna. Ciekawi mnie, jak udalo im sie poznac sie na nowo i zaakceptowac odmiennosc od obrazu, ktory na pewno ksztaltowal sie w ich umyslach przez wszystkie te lata.
Goraco polecam. Na pewno jest w polskich wypozyczalniach. A moze ktos juz widzial?

Friday, March 21, 2008

"I'm Polish" vs. "I'm from Poland"

W ciagu ostatnich kilku miesiecy mialam przyjemnosc poznac mase ludzi. Niektorzy, uslyszawszy moj akcent i dowiedziawszy sie, skad pochodze, wykrzykiwali radosnie: Oh, I'm Polish too!
Naiwnie wierzylam, ze ci ludzie, deklarujacy sie jako Polacy, beda umieli zamienic pare slow w jezyku ojczystym, jednak przekonalam sie niebawem, ze istnieje zasadnicza roznica miedzy sformulowaniem "I'm Polish" i "I'm from Poland". To pierwsze opisuje pochodzenie, korzenie, sygnalizuje, ze mama, babcia lub ktos inny z rodziny byl (jest) Polakiem, ale delikwent wcale nie musi znac mowy przodkow. To drugie daje nam jasno do zrozumienia: jestem Polakiem, znam jezyk polski.

Teraz, gdy dowiaduje sie, ze ktos jest "Polish", prowadze konwersacje w kierunku rodziny i historii, jesli zas osoba dumnie stwierdza "I'm from Poland", pytam "Jak sie masz?".

Sunday, March 16, 2008

Kurza kupa

Znalazlam w sklepie taki oto produkt:

Pomadka ochronna
KURZA KUPA
(nie zawiera kurzej kupy)

a pod spodem haslo reklamowe:

"Posmaruj usta kurza kupa, to nie bedziesz ich lizac"
(cos w tym jest).

nie wierzycie? Sprawdzcie tu:
http://www.drugstore.com/products/prod.asp?pid=155686&aid=336064&aparam=chicken_poop_lipstick

Wednesday, March 12, 2008

Ommmmmm.........

F. jest malym miasteczkiem liczacym sobie tylko 9.5 tysiaca mieszkancow. Tu przestepczosc praktycznie nie wystepuje. Norma jest zostawianie na parkingu hipermarketu samochodu z wlaczonym silnikiem i kluczykami w srodku, bo, na przyklad, zapowiadaja nam sie dlugie zakupy, i nie chcemy pozniej miec problemu z uruchomieniem auta (Polacy, przyzwyczajeni do dlugich zim, wiedza o czym mowie), lub wewnatrz grzeje sie pozostawiony na czas zakupow pies. W F. zycie plynie spokojnie a ludzie mijaja sie z usmiechem i pozdrowieniem na ustach. Czasem nad autostrada przefruwaja dzikie indyki a na niebie pojawiaja sie klucze gegajacych glosno gesi. Sklepy zamykane sa o 11 wieczorem (bylo to dla mnie duzym zaskoczeniem, bo gdy w B., w Alabamie, o 3 nad ranem zachcialoby mi sie ciastek, znalazlabym kilkanascie miejsc, w ktorych moglabym zaspokoic potrzebe).
Ktos pewnie zainteresuje sie dlaczego najwieksze studio fotograficzne na swiecie ma swa siedzibe wlasnie tutaj. Odpowiedz jest zaskakujaca: bo jego szefowie uprawiaja TM (medytacje transcendentalna), a F. (w ktorym znajduje sie Uniwersytet Biznesu zalozony przez Maharishi Mahesha) jest wlasnie swoista "mekka" dla medytujacych, a takze ludzi pragnacych zyc zdrowo i odzywiac sie prawidlowo. W restauracjach kroluja potrawy wegetarianskie i przygotowane z ekologicznej zywnosci. Gdy poprosisz o herbate, zostaniesz przez kelnera zasypany nazwami i rodzajami herbat z calego swiata.

Moj Maz bardzo sie dziwil, dlaczego jego nowe biuro jest wyposazone w szklane drzwi (w reszcie pomieszczen sa one pelne, drewniane). "Chcecie mnie lepiej kontrolowac?"- pytal pol zartem- pol serio. Jakiez bylo jego zdziwienie gdy wytlumaczono mu, ze jego biuro, wraz z oknem znajdujacym sie na przeciwko jego drzwi w srodku oraz oknem na korytarzu, ulokowane jest na osi polnoc- poludnie. Maz, jako "nowy narybek" zostal tam specjalnie umieszczony, aby mogl bez przeszkod chlonac pozytywna energie, ktora tam sie wrecz panoszy, oraz dobrze sie aklimatyzowac.

Kazdy szanujacy sie budynek ma tu wejscie od wschodu (ma to zapewnic przeplyw dobrej energii). Wlasciciel tego, w ktorym mieszkamy, musial takie wejscie specjalnie dobudowac, bo nikt w F. nie chcial wynajmowac od niego mieszkan.

Szef Meza zaprosil go na obiad do siebie do domu. Zapytany o ktorej ma sie ona zaczac, odparl z namyslem:
- Hmmm... wracam z pracy o 5, pomedytuje ze dwie godziny.... przyjdz o 8.
Pokoje do medytacji sa tu norma. W pracy Meza tez jest jeden (jakby ktos, na przyklad w trakcie lunchu, poczul nieodparta potrzebe zapewnienia sobie strawy nie tylko dla ciala, ale i dla ducha).

W swietle tego, co napisalam wyzej, historia z weterynarzem (http://ps-usa.blog.onet.pl/2,ID297395029,index.html) przestaje dziwic. Wyglada na to, ze trafilam w interesujace miejsce. Bedzie ciekawie.

Friday, March 7, 2008

Los Angeles Marathon

Juz drugi raz bylam swiadkiem maratonu w Los Angeles, ale za kazdym razem robi on na mnie takie samo wrazenie. Widok ludzi walczacych z wlasnymi slabosciami, w pocie czola pokonujacymi kolejne mile sprawia, ze chce mi sie byc lepszym czlowiekiem.
W maratonie biegna starzy i mlodzi, grubi i chudzi, profesjonalisci i amatorzy, czarni, biali, zolci, mieszancy, pelnosprawni i niepelnosprawni. Biegnie facet przebrany za kelnera, inny- za rzymskiego legioniste. Jeden biegnie na bosaka a inny bez koszulki. Pracujac na linii mety spotkalam znajomego, ubranego w okulary, czarne spodnie, czarny t-shirt i czarna peruke z dlugich, kreconych wlosow. Za nim bieglo jesze kilka osob wygladajacych dokladnie tak samo. Stanowili oni "Grupe Slash'ow" (oczywiscie chodzi tu o Slash'a z legendarnej grupy Guns N' Roses).
Na linii mety mozna zaobserwowac rozne ciekawe zachowania ludzkie. Pomijam juz fakt, ze niektorzy ze zmeczenia wymiotuja lub mdleja (na boku czeka kolejka policjantow i sanitariuszy przygotowanych do akcji): ludzie rowniez skacza do gory, krzycza "thank you Jesus" albo "yes, Lord, yes", spiewaja, staja na rekach, caluja otrzymany przed chwila pamiatkowy medal.

Poza tym, pracujac na linii finiszowej, mozna najesc sie do woli belgijskiej czekolady i jablek (przygotowanych dla maratonczykow, ktorzy po tak dlugim biegu musza uzupelnic zapasy energii). Byc fotografem nie jest zle.

Pierwszy do mety dobija oczywiscie Kenijczyk, z czasem lekko ponad 2 godziny. Kenijczycy przoduja w maratonach dzieki swojej niesamowitej pojemnosci pluc (moj tesc zartuje, ze w Kenii praktykuje sie biegi uciekajac przed lwami, stad takie dobre osiagniecia).
Z czasem krotszym niz 4 godziny (co jest wciaz bardzo dobrym wynikiem) dobiega mezczyzna pchajac przed soba wozek z chora coreczka. Niepelnosprawni (psychicznie i fizycznie) sa dowozeni przez swoich opiekunow na linie mety po czym PODNOSZA SIE Z WOZKOW i przechodza przez czerwona linie. Ci, ktorzy nie moga chodzic wstaja, a ich opiekunowie przesuwaja im nogi, jedna za druga. Tlum gromadzi sie wokolo, klaszcze, na twarzach ludzi (czasem ludzi z porazeniem mozgowym) maluje sie ogromna radosc: pokonali wlasna niemoc.
Na maratonie wszyscy sa rowni, nie wazne, czy jestes sportowcem, grubasem czy niepelnosprawnym. Tutaj zacieraja sie wszystkie granice. Mam nadzieje, ze pewnego dnia i ja przebiegne 26 mil i 385 jardow, biorac tym samym udzial w tej wspanialej afirmacji zycia, radosci i rownosci.