Tuesday, December 30, 2008

Nowy rozdzial

2:00. Docieramy do Los Angeles. Temperatura w nocy to okolo 10 stopni Celsjusza. Rano jest juz 25. O tej samej porze w Fairfield jest jakies 5.

Znowu zaczynam nowe zycie.

Monday, December 29, 2008

Trzeci dzien przeprowadzki i rozmaitosc form przyrody

2:00. Dojezdzamy do Grand Junction, Colorado, gdzie spedzamy noc.
11:00. Wstajemy. Pakujemy rzeczy do auta. Wyruszamy w dalsza droge.
12:00. Przed wjazdem do Utah tankujemy do pelna (w Utah sa miejsca gdzie trudno o stacje benzynowa) oraz kupujemy sniadanie w Subway.
13:00. Wjezdzamy do Utah.
Zawsze chcialam zobaczyc gory w Stanach, te gory, ktore (bedac mala dziewczynka) widzialam na amerykanskich filmach. Tego dnia spelnilo sie moje marzenie. Widzialam gory biale, zolte, zielone, brazowe i czerwone, widzialam strome skaly i okragle pagorki, widzialam gory ze sniegiem i bez niego, porosle drzewami i krzewami oraz nagie, gory straszne i gory piekne. To wszystko bylo tam, w Utah.
XX:XX. Wjezdzamy do Arizony.
XX:XX. Wjezdzamy do Nevady. Niedlugo witaja nas swiatla Las Vegas. Zastanawiam sie, ile wynosi miesieczny rachunek tego miasta za prad, oraz co dzieje sie, gdy im akurat tego pradu zabraknie.
21:30. Docieramy do Californi. Zatrzymujemy sie w Baker aby spozyc kolacje w Del Taco, ulubionym californijskim fastfoodzie Meza, po czym ruszamy w dalsza droge...

Sunday, December 28, 2008

Drugi dzien przeprowadzki i smierdzace hamulce

7:00. Wstajemy, jemy sniadanie, pakujemy rzeczy do auta. Pom- Pom, widzac, ze nie poprzestajemy na jednym dniu jazdy, decyduje sie przespac podroz miedzy deska rozdzielcza a przednia szyba ciezarowki.
9:00. Wyruszamy w dalsza droge.
XX:XX. Wjezdzamy do Colorado. Krajobraz zmienia sie z plaskiego na pagorkowaty az w koncu, w Denver, widzimy piekne gory.
14:00. Odwiedzamy przyjaciol i rodzine w Denver. Po raz pierwszy zostaje nazwana "kaka" przez dzieci kuzynki Meza ("kaka" to okreslenie wyrazajace szacunek i oznaczajace starsza siostre).
16:00. Odwiedzamy Red Rocks Amphitheatre, po czym ruszamy w dalsza droge.
17:00. W ciezarowce zapala sie lampka kontrolna "sprawdz silnik". Dzwonimy do biura obslugi klienta sieci U-HAUL. Pan mowi nam, ze o ile nic innego sie nie dzieje, to mozna spokojnie jechac dalej bo to pewnie "falszywy alarm".
18:00. Jedziemy dalej. Wjezdzamy na gorska droge, gdzie spadek (lub stromizna) drogi wynosi 8% a dlugosc zjazdu po nim 10 mil. Ciezarowka ledwo ciagnie pod gore, pomimo, iz Maz jedzie na najnizszym mozliwym biegu. Przy zjezdzie z gory w samochodzie cos zaczyna dziwnie smierdziec.
19:30. Dojezdzamy do Silverthorne, Colorado, i ponownie dzwonimy do biura obslugi klienta. Tym razem nalegamy, aby przyjechal do nas fachowiec i sprawdzil silnik, sprzeglo i hamulce.
20:30. Fachowiec, po sprawdzeniu auta stwierdza, ze nic niepokojacego nie widzi. Resetuje rowniez kontrolke "sprawdz silnik". Jedziemy dalej...

Duchowe oswiecenie

Za kazdym razem gdy slyszalam okreslenie "duchowe oswiecenie" stawala mi przed oczami scena z ksiazki (lub filmu) "Bridget Jones", w ktorej glowna bohaterka spozywala grzybki halucynogenne. W myslach pojawialy mi sie rzeczy takie jak Tajlandia, narkotyki, Indie, medytacja, ludzie, ktorzy maja za duzo wolnego czasu, dziwacy, sekty i ogolna sciema.
Dwa i pol roku w Stanach Zjednoczonych (w tym 10 niezwykle istotnych miesiecy w F, Iowa) sprawilo, ze zmienilam zdanie.

W Alabamie kazda nowo poznana osoba pytala mnie, gdzie chodze do kosciola.
W F kazda nowo poznana osoba pyta mnie, czy medytuje. Nie, nie medytuje, ale bardzo bym chciala, bo widze efekty medytacji w zyciu tych, ktorzy to robia.
D, moj "kolega od gitary", szybko awansowal do jednego z moich blizszych przyjaciol. Nasze rozmowy stopniowo dotykaly coraz to powazniejszych i delikatniejszych kwestii. D wiele w zyciu przeszedl. Kilka lat temu doznal duchowego oswiecenia i od tamtej pory jest innym czlowiekiem, widzi i rozumie sprawy, ktore dla innych sa niezrozumiale.
Po jednej z naszych rozmow D pozyczyl mi ksiazke Byron Katie "Loving What Is". Przeczytalam jednym tchem. Czytajac odczuwalam rozmaite emocje, od fascynacji i entuzjazmu przez niezrozumienie az po zlosc, ze to, o czym pisze Byron Katie jest tak dalekie od mojego pojmowania rzeczywistosci, a jednoczesnie tak prawdziwe. Kilka dni pozniej mialam sesje z mama D, J, ktora pomaga ludziom znalezc ich wlasna droge w zyciu.
Ostatnich kilka tygodni jest w moim zyciu wielkim przelomem.

Zdalam sobie sprawe, ze najbardziej stresujace sytuacje w zyciu czlowieka to przeprowadzka, rozwod i smierc.
Zrozumialam, ze nikt nie jest w stanie uszczesliwic mnie tak, jak moge to zrobic ja sama.
Ucze sie, ze akceptacja tego, co bolesne, jest kluczem do osiagniecia szczescia i spokoju.
Zrozumialam, ze wiekszosc cierpienia, jakiego doswiadczamy w zyciu, bierze sie z mysli, ktore tworza sie w naszej glowie, z tego, co nam sie wydaje, ze jest, a tak naprawde wcale nie musi miec racji bytu.
Zrozumialam, ze rzeczywistosc, zycie, zwiazki, malzenstwo jest tak naprawde zupelnie czyms innym niz myslalam.
Nauczylam sie dystansowac sie do wlasnych mysli.
Zrozumialam, ze sa w zyciu rzeczy, ktorymi nie warto sie przejmowac.
Ciesze sie, ze w 26. roku mojego zycia dowiedzialam sie tego, co J odkryla w 50., a wiekszosc ludzi nie pojmie nigdy.

Po sesji z J w ciagu jednego wieczoru napisalam 3 piosenki. Mysli, ktore klebily sie we mnie tak dlugo w koncu znalazly ujscie.
Zdaje sobie sprawe, ze to, co wlasnie napisalam, dla wiekszosci z Was moze wydac sie kompletnym belkotem, ale wcale mnie to nie martwi. W odpowiedzi na wszystkie Wasze pytania proponuje przeczytac ksiazke Byron Katie "Loving What Is". Jestem pewna, ze zmieni i Wasze zycie.

Saturday, December 27, 2008

Pierwszy dzien przeprowadzki i zepsute gniazdko

7:30. Jedziemy do O aby zamienic przyczepki. Maz prowadzi ciezarowke, ja naszego Nissana.
8:30. Facet z wypozyczalni stwierdza, ze brak rampy jest nasza wina, i ze na pewno ja zgubilismy (???), i ze nas za to obciazy finansowo. Po dlugich pertraktacjach Maz w koncu przekonuje go do wymiany.
10:00. Opuszczamy O.
Proba podlaczenia GPSu do gniazdka w aucie spelza na niczym. Okazuje sie, ze jest ono zepsute. Cale szczescie mamy mape, a Maz doswiadczenie w przemierzaniu Stanow wszerz (jechal juz kiedys ta trasa z Californi do Alabamy).
Pom- Pom, poddenerwowana, przemierza kabine ciezarowki, az w koncu, zrezygnowana, zasypia w lozeczku, ktore postawilismy na siedzeniu miedzy nami.
XX.XX. Wjezdzamy do Nebraski.
20:00. Dojezdzamy do North Platte, Nebraska, i tam spedzamy noc. Wyglodzona kotka (nie chciala jesc przez caly dzien) rzuca sie na kurczaka w sosie, a potem zaczyna dokazywac: biega, skacze, zrzuca mydelka z blatu, wreszcie moze sie porzadnie rozpedzic w waskim ale dlugim przejsciu miedzy lazienka a drzwiami do pokoju. Rozpiera ja energia (po calym dniu siedzenia w aucie wreszcie moze ja jakos wyladowac).

Friday, December 26, 2008

Brak rampy i noc spedzona na podlodze

8:00. Powoli konczymy pakowanie.
9:30. Przychodzi A (chlopak M) oraz silna grupa kolegow z pracy M (5 osob!) i wszyscy razem pomagaja nam zapakowac pudla do samochodu. Uwijaja sie w 30 minut, co jest wyczynem zgola niezwyklym (przy okazji przeprowadzki z Alabamy robilismy to sami i zajelo nam to okolo 12 godzin).
11:00. M i G przychodza sie pozegnac. Wszyscy toniemy we lzach.
12:00. Spozywamy ostatni lunch z przyjaciolmi i kolegami Meza.
14:00. M, moja przyjaciolka, przychodzi sie pozegnac. Placzemy obie.
14:30. Definitywnie konczymy pakowanie, sprzatamy mieszkanie.
16:00. Wlasciciel budynku przychodzi odebrac klucze i ocenic stan mieszkania, aby na tej podstawie obliczyc, ile z wplaconego przez nas depozytu da nam spowrotem. Ogledziny wypadaja korzystnie i otrzymujemy 100%.
19:15. W mieszkaniu zostala juz tylko Pom- Pom i jej kuweta. Ciezarowka jest zaladowana i zamknieta na klodke. Pozostalo nam tylko wjechac autem na przyczepke, przypiac je i odjechac w sina dal. Dopiero teraz orientujemy sie, ze przyczepka ma tylko jedna rampe. Jest juz za pozno, aby pojechac do wypozyczalni i ja wymienic. Przeklinamy w trzech jezykach.
20:00. Jade do Subway po salatke dla siebie i kanapki dla Meza. Spozywamy kolacje a pozniej raczymy sie piwem i filmikami z YouTube.
23:00. Zawinieci w koce przeznaczone do zabezpieczania transportowanych mebli (tylko to dalo sie wyciagnac z ciezarowki bez przekopywania sie przez nia i rujnowania misternej kompozycji pudel, mebli i pasow zabezpieczajacych) kladziemy sie na podlodze i idziemy spac.

Placenta

Niektore zwierzeta po urodzeniu mlodych jedza lozysko. Placenta jest bogata w skladniki odzywcze i witaminy.
Przy okazji rozmowy z M, mama mojej przyjaciolki, dowiedzialam sie, iz po urodzeniu corek za kazdym razem spozywala ona lozysko.
Po poczatkowym zdziwieniu, zaciekawiona zadalam jej kilka bardziej szczegolowych pytan, potem w domu troche "pogooglalam"... i dowiedzialam sie interesujacych rzeczy.

Zwierzeta, nawet te roslinozerne, zjadaja lozysko nie tylko ze wzgledu na skladniki odzywcze i witaminy, ale takze aby zatrzec slady przed drapieznikami mogacymi skrzywdzic matke i jej mlode.
Lozysko zawiera substancje, ktora (spozyta) ma wlasciwosci usmierzania bolu po porodzie.
Zwolennicy spozywania lozyska twierdza, iz hormony w nim zawarte zapobiegaja depresji poporodowej.
Szpitale w Stanach Zjednoczonych czesto sprzedaja lozyska firmom farmaceutycznym, ktore przerabiaja je na suplementy. Jesli kobieta ma takie zyczenie, moze za odpowiednia oplata otrzymac witaminy przyrzadzone z jej wlasnego lozyska.
Ludzkie lozysko jest skladnikiem niektorych tradycyjnych chinskich lekarstw.
Udalo mi sie rowniez znalezc kilka stron internetowych, ktore przedstawiaja przepisy z placenta w roli glownej: mozna ja upiec, usmazyc, zjesc w lasagne, zrobic z niej koktajl, wysuszyc lub (jak to zrobila mama M) zamrozic w zamrazalniku i stopniowo spozywac moczac kawalki w winie lub herbacie.

Po przemysleniu sprawy stwierdzilam, ze ma to sens i specjalnie mnie nie szokuje. Jedyna niewlasciwa rzecza wydaje mi sie urzadzanie przyjecia (z okazji narodzin dziecka) dla przyjaciol i znajomych i serwowanie jako zakaski zapiekanki z lozyska (filmik z przyjecia rowniez znalazlam w sieci). Jakies to takie ostentacyjne.

Thursday, December 25, 2008

Pierwszy dzien Swiat

8:00. Pakowania ciag dalszy.
17:00. Pojawiamy sie na swiatecznej kolacji u B, szefa Meza. Po raz pierwszy widze taka ilosc prezentow pod choinka. Piernik zostaje pochloniety w zastraszajacym tempie przez wszystkich gosci (wszystkich za wyjatkiem M, ktora bedac przy nadziei nie spozywa produktow zawierajacych cukier).

Wednesday, December 24, 2008

Wigilia po wlosku

8:00. Wciaz nie mamy zimnej wody.
Jedziemy odebrac ciezarowke z wypozyczalni.
10:00. Dziwnym zrzadzeniem losu mamy zimna wode na miejscu cieplej, a ciepla na miejscu zimnej. Spluczka dziala, ale zbiornik wypelniony jest wrzatkiem. Lazienke wypelnia aromat nie do opisania.
11:00. B, J, B i S (koledzy M z pracy, rosle byki) pomagaja nam przeniezc zeliwny stol i kanape do ciezarowki (sama z Mezem pewnie nie dokonalabym tego wyczynu).
12:00. Przez Skype'a lacze sie z rodzina jedzaca wigilijna wieczerze. Skladamy sobie zyczenia.
15:00. Kroje piernik i daje kawalek Mezowi na sprobowanie. Brak jakichkolwiek komentarzy z jego strony oznacza, iz ciasto jest naprawde smaczne. Zadowolona dziele je na dwie czesci i zawijam w folie.
18:00. Wigilia u znajomych wloskiego pochodzenia. Na stole potrawy takie jak salatka z owocow morza, kurczak i baklazan parmigiana oraz tiramisu. Przy deserze wszyscy zgodnie spiewamy "Happy Birthday Dear Jesus" (tym razem wcale mnie to nie dziwi ani nie peszy). Wieczor konczy sie wspolnym ubieraniem choinki. Maz zabawia karcianymi trickami dzieci gospodarzy, D i G, oraz N, piecioletnia Rosjanke, ktora przyprowadzila przyjaciolka rodziny (nawiasem mowiac najbardziej denerwujace i zadajace nieustannej uwagi dziecko, jakie kiedykolwiek spotkalam). Ja oddaje sie rozmowie z TC (gospodarzem), unieruchomionym w fotelu po operacji kolana. Patrzac na D i G i mam nadzieje, ze jesli kiedykolwiek w przyszlosci bede miala dzieci, to beda one choc troche do nich podobne.
22:00. Opuszczamy dom znajomych. Ostatnie co slyszymy, to G proszacy TC o pozostawienie na blacie mleka i ciasteczek dla Swietego Mikolaja. D macha do nas na pozegnanie z okna sypialni na pietrze.
Zdecydowanie najpiekniejsza i najciekawsza Wigilia jaka kiedykolwiek przezylam.

Wesolych Swiat

Wesolych Swiat Bozego Narodzenia oraz wszelkiej pomyslnosci w nadchodzacym Nowym Roku 2009 zycze-

JA.

http://www.youtube.com/watch?v=piDkU1DU2ok

P.S.1. Dziekuje za odzywanie sie w komentarzach pod notka Blog Roku 2008 .
P.S.2. O mozliwosci glosowania na moj blog w konkursie Blog Roku 2008 bede informowac na biezaco, jak tylko cala ta zabawa zacznie sie na dobre.
P.S.3. Jak Wam wiadomo, w piatek rozpoczynam przeprowadzke do Californi. Na relacje musicie poczekac przynajmniej 3 dni (tyle ma trwac nasza jazda). Napisalam dwie notki, ktore mi sie w tym czasie opublikuja same, wiec tak czy inaczej- zapraszam.

Tuesday, December 23, 2008

Piernik Ketrzynski i peknieta rura

14:00. Pakowanie na calego.
Przy okazji oprozniania szafek znajduje dwa wielkie opakowania Piernika Ketrzynskiego, ktore kiedys przyslali mi rodzice. Decyduje nakarmic nim znajomych, do ktorych zaproszeni jestesmy na Wigilie i pierwszy dzien Swiat Bozego Narodzenia (pare rzeczy mniej do zapakowania a gospodarze uciesza sie z deseru).
17:00. Wskutek ogromnych mrozow (-20 stopni Celsjusza) w naszym budynku peka rura z zimna woda. Nie mozemy ani wziac prysznica (bo i jak? we wrzatku?) ani spuscic wody w toalecie. Na szczescie w innej czesci budynku jest toaleta na korytarzu i tam spluczka (o dziwo) dziala. Jestesmy uratowani!
22:00. Z braku czekolady oblewam piernik rozpuszczonym napojem kakaowym, modlac sie aby po tym zabiegu okazal sie zjadliwy.

Monday, December 22, 2008

Glodowka

Piatego dnia glodowki snilo mi sie, ze mialam przed soba talerz pelen pysznosci, a nie mialam sztuccow. Jak ta glupia, przez caly sen szukalam noza i widelca. Dlaczego po prostu nie przystapilam do konsumpcji bezposredniej, czyli przy uzyciu rak?
A potem sie obudzilam...

Friday, December 19, 2008

Blog Roku 2008

Po raz kolejny zglosilam bloga do konkursu Blog Roku 2008. Pomozecie? :)

A tak nawiasem mowiac... to ja rowniez, jak kazdy blogowicz, postanowilam zadac pytanie:

Ilu Was tu jest, drodzy czytelnicy?

Uprzejmie prosze wpisywac sie w komentarzach i zostawiac linki do swoich blogow, chetnie odwiedze.

Thursday, December 18, 2008

Akcja pod arsenalem

Bylo to okolo 10 lat temu. Jako zapalona harcerka pojechalam wiosna wraz z zaprzyjazniona druzyna na "Akcje pod arsenalem".
Nocowalismy w jakiejs szkole. Wieczorem, przed snem, zapytalam druha komendanta, gdzie tu jest lazienka, bo chcialabym sie umyc. Odpowiedzial mi drwiacy smiech i glosne, szydercze "lazienki jej sie zachcialo". Ponizywszy mnie publicznie oddalil sie, zostawiajac mnie z niezrozumieniem wypisanym na twarzy. Nasza konwersacje powtorzyl jeszcze paru kolegom, i wspolnie zasmiewali sie do rozpuku.
Co w tym dziwnego, ze mloda dziewczyna po calym dniu biegania w sloncu ma ochote sie umyc? Nie rozumiem. Ale do tej pory mam zal do faceta, ze w obecnosci innych ludzi zrobil ze mnie idiotke.
To, i pare innych zdarzen sprawilo, ze pozegnalam sie z harcerstwem raz na zawsze.

Tuesday, December 16, 2008

Beowulf po raz kolejny

Maz wyjechal sluzbowo. M. z mama i ojczymem rowniez. Kilku moich innych przyjaciol przeprowadzilo sie tymczasowo do Teksasu, zeby zarobic milion dolarow na ubezpieczeniach.
Zostalam sama.
Zakupilam "Beowulfa". Patrzenie na gola klate glownego bohatera sprawia, ze czuje sie zdecydowanie lepiej.

Sunday, December 14, 2008

Powoli wyciagam wnioski...

11 wieczorem.
Ogladamy z Mezem "Batmana". W pewnym momencie M zauwaza, ze po scianie wartkim strumieniem plynie nam woda.
Sasiadowi na gorze przecieka kaloryfer.
Pol godziny pozniej mamy juz mokry dywan pod oknem.
Okolo polnocy z sufitu odpada panel.

O tej porze nie mozemy nic z tym zrobic (managera nie ma, pana "zlotej raczki" tez nie), idziemy wiec spac.

Rano mokry dywan pokryty jest tym, co pozostalo z kolejnych dwoch paneli, ktore rozmiekly i spadly w ciagu nocy. Na scianie widnieja malownicze, brazowe zacieki.

Moze i dobrze, ze sie przeprowadzamy?

Friday, December 12, 2008

Masaz

Kilka tygodni temu obudzilam sie rano z okropnym bolem plecow, na gorze po prawej stronie. Z trudem wstalam z lozka (czy to sa wlasnie pierwsze objawy starzenia? Nie przyjmuje tego do wiadomosci, przeciez ja mam tylko 26 lat!).

Oczywiscie nie zrezygnowalam z mojego codziennego basenu, uznalam, ze to nawet lepiej jak pojde i troche pocwicze (nastepnego dnia okazalo sie, ze mialam racje, czulam sie duzo lepiej).

Na basenie moj znajomy, ojciec naszego ratownika, zauwazyl mnie przeciagajaca sie w wodzie. Zapytana co mi jest, odpowiedzialam mu, ze chyba jakos "krzywo" spalam.

- Jestem masazysta- odpowiedzial G- jak chcesz, to moge sprobowac Ci pomoc tu, w saunie.

Zgodzilam sie.

Pomacawszy mnie G stwierdzil, ze przemiescily mi sie 2 zebra (to ciekawe, moj Maz z ta sama dolegliwoscia, nie byl w stanie wogole sie poruszac, a ja swobodnie moglam plywac. Faceci jednak maja obnizony poziom wrazliwosci na bol.). G pougnialal mnie jeszcze przez chwile (och, coz to za fantastyczne uczucie, byc gnieciona przez specjaliste!) a na zakonczenie zaproponowal wizyte u siebie w gabinecie.

Do tej pory odnosilam sie sceptycznie do wydawania pieniedzy w ten sposob (nigdy wczesniej nie bylam masowana profesjonalnie). Tym razem, po probce jaka zademonstrowal mi G stwierdzilam, ze moze i warto pozwolic sobie na odrobine luksusu (tym bardziej, ze bol plecow powraca teraz co 2 tygodnie). Nie chcialo mi sie jednak jechac az do O, gdzie przyjmuje G. Na szczescie okazalo sie, ze dziewczyna mojego przyjaciela jest rowniez masazystka i mieszka calkiem niedaleko.

Wczoraj, przez bite 2 godziny, H masowala mi:
stopy,
palce u stop,
lydki,
uda,
plecy,
szyje,
glowe,
ramiona,
przedramiona,
dlonie,
palce u dloni, twarz,
platki uszu.

Wrocilam do domu z blogoscia wypisana na twarzy, pokryta oliwka i pachnaca jak lawenda i trawa cytrynowa.
To byly najlepiej wydane pieniadze w tym miesiacu.

Wednesday, December 10, 2008

Odezwa

Do lepkorekich celnikow,
do zlodzieji dostarczajacych paczki,
do tych ludzi, ktorzy polaszczyli sie na rzeczy, ktore nie maja znacznej wartosci materialnej, ale mialyby wartosc sentymentalna dla moich przyjaciol, ktorym wyslalam do Polski paczke z prezentami swiatecznymi,

OBY WAS POKRECILO!

Monday, December 8, 2008

Przyjazn

- Nie bedziesz sama w Californi- probuje mnie pocieszyc Maz- przeciez jest tam A..

A. poznalam, gdy przyjechalam do Stanow w 2005 roku. W parku, w ktorym pracowalam, byla specjalista od zarzadzania zasobami ludzkimi.
Najpierw laczyly nas tylko stosunki zawodowe. Nie przepadalam za nia.
Pozniej poznalam ja blizej, zrozumialam na czym polega jej praca i troche zmienilam zdanie.
A. byla wspollokatorka i dlugoletnia przyjaciolka Meza. Przez pare tygodni mieszkalismy razem. Polubilam ja. Z tego, co pamietam (a pamietam dziwnie niewiele), dosc przyjemnie spedzalysmy razem czas.
Pod koniec lata 2005 A. przeprowadzila sie z Alabamy do Californi. Ja przebywalam wtedy w Polsce. Kontakty nieco sie rozluznily. A. odpowiedziala na kilka z moich licznych emaili; glownie opisywala, jak bardzo jest zajeta i jak bardzo nie ma na nic czasu.
Do Stanow wrocilam w 2006 roku w czerwcu. A. zadzwonila do Meza, mowila jak bardzo cieszy sie, ze przyjechalam. Rozmawialam z nia przez chwile.
Kolejny raz rozmawialysmy w grudniu 2007. Z telefonu Meza. Nigdy nie zadzwonila do mnie osobiscie.
Maz mowi, ze przeszla przez trudny rozwod, ze bylo jej ciezko, dlatego izolowala sie od wszystkich. Nie wydaje mi sie to wystarczajacym wytlumaczeniem. Jesli miala czas, aby zadzwonic do niego, jesli miala czas aby codziennie logowac sie na portale spolecznosciowe, to mialaby czas na kontakty ze mna, jesli rzeczywiscie tak bardzo mnie lubi.
Obecnosc A. w Californi jest mi absolutnie obojetna. Ani mnie ona ziebi ani grzeje.

Maz mowi, ze jestem niesprawiedliwa, jednak zycie nauczylo mnie, ze jesli ktos nie chce utrzymywac z nami kontaktow, to nie ma co o nie na sile zabiegac. Prawdziwa przyjazn wymaga dwojga zabiegajacych o nia ludzi.
Kiedys staralam sie dostosowywac, byc wyrozumiala i cierpliwa. Teraz, jesli ktos uporczywie mnie ignoruje, przestaje sie taka osoba interesowac.
Moze to egoistyczne podejscie, ale nie ma w moim zyciu miejsca dla ludzi, w ktorych zyciu nie ma miejsca dla mnie.

Tuesday, December 2, 2008

Nietoperz

Szykujemy sie z Mezem do wyjscia. Stoje przed drzwiami naszego mieszkania i czekam na Meza, ktory jak zwykle czegos szuka (kluczy, spodni, paska, okularow). Gapie sie tepo w przestrzen korytarza przede mna.

Lampy pala sie jasno.

Nagle zza zakretu hallu wylatuje najprawdziwszy nietoperz, zatacza kolo, po czym zawraca i oddala sie lotem koszacym.

Lampy nadal pala sie jasno.