Monday, March 30, 2009

Markery

Czy wiecie, ze aby kupic markery w Californi, trzeba miec przynajmniej 18 lat?
Ja tez nie wiedzialam. Do wczoraj, kiedy mila pani kasjerka kazala mi pokazac dowod przy ich zakupie.
- Ze niby co, moglabym sie ich nawachac?- zagadnelam przyjaznie.
Na twarzy kasjerki pojawil sie wyraz zaklopotania, po czym odpowiedziala:
- Prawde mowiac nie mam pojecia.

Dopiero w domu Maz wytlumaczyl mi, ze chodzi tu o walke z wandalami piszacymi po murach.

Friday, March 27, 2009

Widzialam Baracka Obame!

Dzis rano, okolo godziny 9, zadzwonil do nas tata Meza z informacja, iz zablokowano ulice, przy ktorej mieszka, a odwiedzajacy Californie prezydent Barack Obama bedzie przejezdzal niemalze pod jego oknami.
Nie ludzilam sie, ze uda mi sie zobaczyc glowe panstwa z bliska. Bylam przekonana, ze jesli nawet nie bedzie tlumow, to pancerna, przyciemniana szyba limuzyny skutecznie ograniczy widocznosc. Bez wiekszego entuzjazmu ubralam sie i zrobilam szybki makijaz. Chwile pozniej siedzialam juz z Mezem (zaopatrzonym w aparat fotograficzny z obiektywem o rozmiarach, ktorych nie powstydzilby sie zawodowy paparazzi) w samochodzie.
Tlumow faktycznie nie bylo. Na rogach skrzyzowania stalo kilkanascie osob, glownie Meksykanow. Niektorzy siedzieli na malych, rozkladanych krzeselkach, inni wprost na chodniku.
Okazalo sie, ze spoznilismy sie na przejazd Obamy, jednak ulice wciaz pozostawaly zablokowane, a policjanci, krazacy na swoich wielkich motocyklach, stanowczo zabraniali przechodzenia przez ulice. Sugerowalo to, ze prezydencki konwoj bedzie jeszcze wracal.
- Prezydent nie przyjedzie- stwierdzil autorytatywnie Maz.- zobacz, jacy policjanci sa odprezeni.
Rzeczywiscie, policjant obok mnie zdjal kask, wyjal iPhone'a i wyslal smsa. Po wykonaniu tej czynnosci zajal sie polerowaniem swojego motocykla miekka szmatka.
Bylo bardzo goraco. Dolaczylam do gapiow siedzacych na chodniku i zajelam sie robieniem zdjec policjantom, wozom opancerzonym i zolnierzom z karabinami. Potem oddalam aparat Mezowi i zaczelam zastanawiac sie, czy siedzenie w upale ma sens, i czy nie lepiej wrocic do domu.
Okolo godziny 11:00 policjant obok zalozyl kask i ponownie zaczal krazyc po ulicy. W oddali zamigaly jakies swiatla. Po chwili w naszym kierunku zmierzal konwoj motocykli, policyjnych aut i wozow opancerzonych (w ktorych podobno siedza specjalnie wyszkoleni snajperzy gotowi zastrzelic z pistoletow maszynowych kazdego, kto tylko krzywo spojrzy). Wsrod nich jechaly dwie czarne limuzyny, ozdobione prezydenckim znakiem i amerykanskimi flagami. Zgromadzeni na chodniku ludzie zaczeli gwizdac, klaskac i wznosic okrzyki. Mnie rowniez udzielil sie radosny nastroj, poszlam wiec w ich slady. Maz robil zdjecie za zdjeciem.
W drugiej z limuzyn, na tylnym siedzeniu, siedzial prezydent Stanow Zjednoczonych Barack Obama, i machal przyjaznie do tlumu. Widzialam jego twarz i dlon przez pancerna szybe. I cieszylam sie jak dziecko.
Konwoj oddalil sie kilka sekund pozniej a ulice zostaly odblokowane. Maz pokazal mi fotografie, ktore zrobil. Na jednej z nich wyraznie widac Baracka Obame w bialej koszuli z krawatem, jego skupiona twarz i dlon z szeroka obraczka. Zaloze sie, ze nikt z gapiow nie zrobil lepszego zdjecia.
Patrzac na zdjecie zastanawiam sie, o czym myslal prezydent, kiedy mijal nas w tej limuzynie: o przemowieniu, ktore zaraz wyglosi w jednej z Californijskich szkol? O nocnym programie telewizyjnym, ktory niebawem bedzie nagrywal w studiu z Jay'em Leno? O problemach ekonomicznych? A moze o zonie Michelle i o coreczkach? To wie tylko on. A ja wiem, ze widzialam z bliska prezydenta Stanow Zjednoczonych. Albo jego calkiem udanego sobowtora.

Bo on sie boi myszy

Kilka dni temu Maz zapalal ochota grzebania w swojej Mazdzie RX7. Pokusa byla tak silna, ze po znalezieniu niezbednych narzedzi Maz byl gotow do zabawy w mechanika o 9 wieczorem (chcialabym, aby byl tak gotowy do pomocy mi w sprzataniu, ale niestety, w przypadku tego rodzaju ochoty Malzonek zdaje sie czekac i zwlekac az mu w koncu przejdzie). Chcac nie chcac poszlam mu towarzyszyc (Maz jest zawsze bardzo szczesliwy majac mnie obok jako widownie lub pomoc). Zaopatrzona w szklanke wina zajelam miejsce na kanapie stojacej w garazu jeszcze od naszej przeprowadzki.
M. postawil narzedzia obok siebie na ziemi, otworzyl maske. Ciemny ksztalt, poruszajacy sie szybko w okolicy akumulatora sprawil, ze podskoczyl wystraszony.
- Mysz! Mysz!- zawolal cienkim glosem.
- E tam mysz- odparlam flegmatycznie- pewnie cos ci sie wydawalo.
- Jak wydawalo?- zapytal oburzony- przeciez zrobila sobie tu poslanie, sama zobacz!
Rzeczywiscie, gdy podeszlam blizej dostrzeglam sterte lisci miedzy kablami, caly akumulator zas ozdobiony byl malymi kupkami. Po malym winowajcy nie bylo juz ani sladu.
- Ja nie wiem, czy ja chce teraz pracowac nad tym samochodem- powiedzial maz drapiac sie w glowe- ta mysz pewnie czai sie gdzies pod maska...
- ... i na pewno czeka tylko na okazje, aby ci odgryzc reke- dokonczylam.- po prostu wyrzuc liscie i zmiec odchody, nie przypuszczam, zeby ona tu wrocila.
- Ja nie chce tego dotykac!- zawolal rozpaczliwie Maz.
- To co, moze ja mam to zrobic za ciebie?- Zapytalam
- Tak- odparl maz kaprysnie.
Popatrzylam na niego ze zdziwieniem, po czym zalozylam gumowe rekawiczki i jednym ruchem pozbylam sie dowodow nielegalnego pobytu myszy w mazdzie.
- Dziekuje- w glosie Meza slychac bylo ulge- ja naprawde nie lubie gryzoni.
Pomyslalam sobie, ze awersja do gryzoni to jedno, a klasyczny, babski strach przed myszami to drugie. Maz niechetnie wlozyl rece we wnetrznosci samochodu, starajac sie nie zblizac w zamyszony rejon. Gdy tylko powial wiatr, wywolujac jakies szelesty w okolicy, M podskakiwal niespokojnie. Postanowilam umilic sobie czas niewinnym zarcikiem.
- Mysz! Mysz!- zawolalam udajac przestraszona i pokazujac palcem okolice stopy Meza.
M podskoczyl na metr w gore, wypuscil trzymane narzedzia i chyba rozwazal opcje ucieczki, gdy zobaczyl mnie, tarzajaca sie po kanapie i smiejaca sie do rozpuku. Chyba wtedy zdal sobie sprawe, jak smiesznie musial wygladac. Probowal zbyc cala sytuacje komentarzem "och, dobry zart" i nerwowym rechotem. Ja szczerze zalowalam, ze nie nagralam calej sytuacji kamera w telefonie komorkowym. Naprawde bylo na co popatrzec.
Mysz nie pokazala sie juz tamtego wieczoru. Chodzacy wokol rudy kot sasiadow dal mi sporo do myslenia na temat jej losu. Ilekroc jednak Maz otwiera maske samochodu, robi to zachowujac specjalna ostroznosc.

Sunday, March 22, 2009

Imie

Czy Wasze instrumenty maja imiona? A samochody? Moje nigdy nie mialy, ale znam cala mase ludzi, ktorzy nadaja imiona swoim ulubionym przedmiotom.
Moja gitara basowa nie ma imienia, jestem jednak przekonana, ze jest rodzaju meskiego.
Do tej pory uwazalam ludzi, ktorzy nadaja imiona swoim ulubionym przedmiotom, za dziwakow. Do czasu, gdy zdalam sobie sprawe, ze 5 lat temu nadalam swojemu laptopowi wdzieczne imie Herman. Tak tez zawsze o nim myslalam. Co wiecej, czasem nawet przemawialam do niego z czuloscia.
Do dzis nikt o tym nie wiedzial.
Tak, jestem jednym z tych dziwakow.

A Wy? Nadajecie imiona swoim ukochanym przedmiotom? Gitarom? Samochodom? Laptopom?

Thursday, March 19, 2009

Wrocilam

Tak, wiem, nie odzywam sie juz ponad miesiac, ale mialam powody.
Najpierw bylam chora.
Potem znowu bylam chora.
Pozniej moj laptop spektatularnie odmowil wspolpracy wyswietlajac tzw. Blekitny Ekran Smierci. Acer Aspire sluzyl mi wiernie przez jakies 5 lat, nalezy mu sie zasluzony wieczny odpoczynek.
Moj nowy nabytek wita mnie codziennie ikonka z literami "hp" i mieniacym sie znaczkiem Windows Visty.
Wrocilam. I bede pisac.