Thursday, July 30, 2009

Girls night out

W zeszlym tygodniu mielismy w naszym kosciele Vacation Bible Study, w ktorego organizowaniu postanowilam pomoc (niestety mialam do dyspozycji jedynie wtorek, piatek i sobote). Nieswiadoma tego, co mnie czeka, stawilam sie w kosciele we wtorek o 6 wieczorem.
Po koscielnym parkingu szarzowalo okolo trzydziescioro dzieci. Ku mojemu przerazeniu okazalo sie, ze to dopiero pierwsza grupa... z czterech. Kolezanka D doskonale sobie radzila z organizowaniem zabaw dla nieletnich, ja niestety mialam ochote uciec gdzie pieprz rosnie. Postanowilam, ze nastepnym razem pomoge przy czyms mniej skomplikowanym. Tak tez zrobilam: w piatek stawilam sie w kuchni i pomagalam przy przygotowaniu kolacji.
W sobote do kosciola zabral mnie tata Meza (Maz pojechal do San Francisco do pracy i zabral samochod). Po mszy i po zajeciach dla dzieci zaczelam rozgladac sie za kims, kto mieszka w poblizu mnie, a kto wlasnie wraca do domu i moglby mnie ze soba zabrac. Nagle w poblizu pojawila sie J, zona pastora, wraz z trzema innymi kobietami.
- Jedziemy na masaz, chcesz pojechac z nami?- zapytala.
- Pewnie- odpowiedzialam. Nie mialam planow na wieczor, wiec chetnie przystalam na propozycje.
Po zachodzie slonca znalazlysmy sie (cala piatka) w samochodzie jadacym do China Town w San Gabriel. Smiechom i zartom nie bylo konca. Nie moglam uwierzyc, ze kazda z kobiet, ktore siedza ze mna w aucie, jest grubo po czterdziestce i ma troje dzieci.
W salonie masazu posadzono nas na wygodnych sofach, zdjeto buty, a stopy wlozono do misek z ciepla woda. Juz po chwili nasze plecy, a potem ramiona, szyja glowy i stopy byly masowane przez Chinki lub Chinczykow, ktorzy nie mowili ani slowa po angielsku, a za swoje uslugi pobierali zadziwiajaco niska oplate. Masaz trwal godzine i byl wart kazdego centa z pieniedzy, ktore na niego wydalam. Wiekszosc czasu przedrzemalam, lub tez lypalam okiem na chinski program w telewizji.
Po masazu udalysmy sie na pozna kolacje do pobliskiej restauracji, gdzie jadlysmy zupe i sushi i opowiadalysmy sobie polskie i indonezyjskie dowcipy. Potem J odwiozla mnie do domu. Spac poszlam grubo po polnocy.
Po powrocie do domu myslalam sobie, ze to byl najlepszy damski wieczor, jaki kiedykolwiek mialam. Zupelnie nie dalo sie odczuc roznicy wieku miedzy mna a moimi towarzyszkami. Mam nadzieje, ze to nie ostatnie nasze wspolne wyjscie.

Friday, July 24, 2009

Niezwykle spotkania

Iowa, Lipiec 2008.
Jemy z moim przyjacielem D lunch w jednej z Fairfieldzkich kawiarni. Podchodzi do mnie dziewczyna.
- Czy to ty gralas koncert na rozpoczeciu naszego roku akademickiego?- pyta.
- Tak, to ja.
- Bylas swietna. Koniecznie musicie to powtorzyc!

California, Styczen 2009.
Ja i Maz idziemy pierwszy raz razem do kosciola Meza w Californi. Nikogo nie znam, wiec tylko usmiecham sie i witam uprzejmie ze wszystkimi ludzmi, z ktorymi wychowywal sie M. Nagle widze znajoma twarz. Wiem, ze ten mezczyzna w okularach, to tata mojego kolegi H. Podchodzi do mnie.
- Widzialem cie na YouTube- mowi.
- A ja ciebie na zdjeciach z wycieczki do Chin.


Polska, Marzec 2009.
Surfujac po internecie KG natrafia na moj blog. Interesuje go (sam wkrotce wybiera sie z zona na wycieczke do USA), czyta wiec pare ostatnich a pozniej przeszlych notek. Decyduje sie napisac do mnie email. Nawiazujemy korespondencje. Rozmawiamy przez Skype'a.

Maj 2009.
KG i MG przylatuja do Stanow Zjednoczonych. Nasza korespondencja trwa.

Czerwiec 2009.
K i M wyruszaja samochodem na wycieczke po Stanach. Jada na zachod. Odwiedzaja parki narodowe, eksploruja pustynie i puszcze. Spia w samochodzie. Zywia sie korzonkami. Od czasu do czasu rozmawiamy przez Skype'a i wysylamy do siebie smsy. Planujemy spotkac sie na kawe lub na grilla, jak tylko K i M dojada do Californi.

07-21-2009, wtorek.
Wreszcie otrzymuje telefon, na ktory tak dlugo czekalam! K i M sa na campingu w San Dimas. Niestety jest za pozno na jakiekolwiek imprezowanie, postanawiam wiec po prostu podjechac na camping i szybko sie przywitac.
Uprzejmy pan straznik informuje mnie, jak dojechac na stanowisko W3. Gdy wreszcie udaje mi sie je znalezc jest juz zupelnie ciemno. W mroku widze dwie sylwetki czekajace na mnie przy parkingu.
Sciskamy sie serdecznie i udajemy w kierunku samochodu K i M, aby porozmawiac przez chwile. Moja (z zalozenia krotka) wizyta przedluza sie. Pojawia sie herbata, ciasteczka i coraz szersze usmiechy na naszych twarzach. Czuje, jakbym znala K i M od dawna, jakby to spotkanie wcale nie bylo pierwsze. Okolo 10 wieczorem z zalem opuszczam camping.

07-22-2009, sroda, wieczor.
K i M przyjezdzaja do nas na grilla. Rozmawiamy, jemy, sluchamy muzyki, robimy zdjecia. Wiezy przyjazni zaciesniaja sie. K i M zostaja u nas na noc.

07-23-2009, czwartek.
Jedziemy na wycieczke, K, M, Maz i ja. Odwiedzamy Forest Lawn, Getty Museum, Chinatown i Joey's Barbecue, gdzie M i K racza sie ulubionymi zeberkami. Robimy ponad tysiac zdjec. K kreci kilometry filmu.

07-23-2009, piatek.
Z rozbawieniem stwierdzamy, ze przyslowiowa "kawa" przeciagnela sie w 4 day affair, wiemy jednak, ze nadszedl czas rozstania. Nie zegnamy sie, ale mowimy "do zobaczenia". Wszyscy wiemy, ze te 4 wspolnie spedzone dni sa poczatkiem pieknej przyjazni. Machajac M i K na pozegnanie mysle sobie:
- o tym, jak wielka jest potega internetu,
- o tym, jak wielka jest sila przeznaczenia,
- o tym, jak, wraz z postepem technicznym, zmniejszaja sie odleglosci,
- o tym, jak wspanialymi, barwnymi ludzmi sa M i K,
- o tym, ze ze wszystkich spotkan w moim zyciu to wlasnie bylo najbardziej niezwykle.

M, K, pamietajcie, ze nasze drzwi sa dla Was zawsze otwarte!