Thursday, November 29, 2007

Podobno we snie widzimy nasze pragnienia...

Piaty dzien glodowki dobiega konca.

Pierwsza noc przespalam spokojnie.
Drugiej nocy snily mi sie orzeszki ziemne.
Trzeciej- pierniczki alpejskie, bulki kajzerki i kluski gotowane z warzywami (to ostatnie dziwi mnie najbardziej bo nie przepadam za kluskami).
Wczoraj- m&m's-y
Czternastej nocy pewnie ujrze we snie upieczone w calosci prosie z jablkiem w pysku.

Ale ja naprawde nie jestem glodna!

Friday, November 23, 2007

Swieto Dziekczynienia czyli moj pierwszy mecz futbolu amerykanskiego

W dniu wczorajszym obchodzone bylo w USA Swieto Dziekczynienia. Zazwyczaj jest to dzien wolny od pracy, moj Maz jednak nie nalezal to tych szczesliwcow, ktorzy moga pospac sobie do poludnia a potem opychac sie do woli indykiem. Od 5 rano pracowal jako fotograf w Atlancie na corocznym, swiatecznym maratonie.
Z braku ciekawszych zajec postanowilam mu towarzyszyc. Przy okazji odwiedzilismy naszego przyjaciela H.. Zadne z nas nie mialo pojecia, jak przygotowac tradycyjny, swiateczny obiad (maz i H. sa azjatami, mnie rowniez obce sa tajniki pieczenia drobiu), wybralismy sie wiec do koreanskiej restauracji i uczcilismy swieto pieczonymi rybami, ostra zupa, marynowana wolowina i kimchi (koreanska kiszona kapusta).
Wieczorem panowie zdecydowali, ze idziemy na mecz futbolu amerykanskiego. Niespecjalnie usmiechala mi sie perspektywa spedzenia przynajmniej trzech godzin w spoconym, rozwrzeszczanym tlumie, i obserwowania kilkunastu facetow uganiajacych sie za pilka, no ale coz, mus to mus, inaczej siedzialabym sama w domu.
O godzinie 6, opatuleni w kurtki i szaliki (zrobilo sie ostatnio dosc chlodno, okolo 5 stopni w nocy) udalismy sie w kierunku metra. Wszystkie wagony wypelnione byly kibicami obu druzyn (Atlanta Falcons i Indianapolis Colts), usmiechajacymi sie do siebie przyjaznie i rozmawiajacymi o futbolu. H., fan Atlanta Falcons, przystroil sie w czerwien i czern, wokolo widac bylo rowniez niebieskie koszulki tych, ktorzy przybyli na mecz z Indianapolis.
Na stacji Georgia Dome tlumy wylegly z pociagu i zwawo udaly sie w kierunku stadionu. My tez. Zakupilismy pare piw, troche orzeszkow smazonych w miodzie i trzydziestocentymetrowego hotdoga, ktorego Malzonek pochlonal w imponujacym tempie (niewielki z niego chlopina a ma niesamowity spust).
Pod wplywem napoju wyskokowego stwierdzilam, ze moze wieczor nie jest tak do konca stracony. Wokolo stadionu ustawione byly wszelkiego rodzaju pawilony, w ktorych mozna bylo zakupic koszulke ulubionej druzyny, zaspiewac karaoke, wymalowac sobie orla na twarzy lub porzucac pilka, chlod jednak sprawil, ze dlugo w nich nie zagoscilismy i szybko poszlismy szukac naszych miejsc na trybunach.
Pamietam, jak moj szef (rodowity Bahamczyk mieszkajacy na stale w USA, zapalony fan futbolu) opowiadal mi o swoim pierwszym meczu. Tak jak ja kompletnie nie rozumial zasad gry, ale gdy zobaczyl jak wielkie jest cale widowisko okraszajace gre, jak wierni sa fani, jak wielka jest ich wiara w zwyciestwo druzyny, zakochal sie w tej grze na amen. Ja tez tego nie rozumialam. Az do wczoraj.
Wielkosc stadionu sprawila, ze oczy wyszly mi z orbit. Nasze miejsca znajdowaly sie w gornych sektorach, z ktorych doskonale widac bylo cale boisko. Na trybunach znowu mieszaly sie czerwien i blekit, nie bylo osobnych sektorow dla fanow Falcons i fanow Colts. Mimo to nie dalo sie zaobserwowac absolutnie zadnych antagonizmow. Od czasu do czasu slychac bylo jedynie posepne buczenie (majace wyrazac dezaprobate dla wbiegajacej wlasnie na boisko druzyny przeciwnikow i solidarnosc ze swoimi), ktore jednak szybko ustapilo miejsca ogolnemu entuzjazmowi, radosci i wspolnym spiewom.
Godzinny mecz jest podzielony na pietnastominutowe cwiartki. Cale widowisko trwa okolo trzy godziny. Wszystko rozpoczyna sie wciagnieciem na boisko flagi druzyny godpodarzy, potem flagi amerykanskiej i wspolnym odspiewaniem hymnu narodowego. Potem sa sztuczne ognie i prezentacja druzyn: na boisko wbiega gromada roslych, barczystych facetow, czarnych i bialych (w tym momencie stwierdzilam, ze mi sie podoba), ubranych w ochraniacze i kaski. Sa cheerleaderki. Sa maskotki druzyn. Jest wystep zespolu muzycznego. Jest strzelanie do tlumu z armatki naladowanej koszulkami, quizy, zagadki, smieszne filmiki na telebimach...
W trakcie tych wszystkich przerywnikow H. i M. tlumaczyli mi zawziecie zasady. Najwieksza trudnosc sprawialo mi na poczatku dostrzezenie, gdzie jest pilka i jakim cudem tak szybko znalazla sie zupelnie gdzie indziej (ci wielcy faceci potrafia sie niezwykle zwinnie ruszac). Ani sie obejrzalam, a juz sama wywijalam recznikiem z nadrukiem orla i samodzielnie kibicowalam bez dyskretnego ogladania sie na to kiedy H. wiwatuje, a kiedy okazuje przygnebienie.
Byl to moj pierwszy mecz ale zdecydowanie nie ostatni. Bawilam sie swietnie pomimo, iz nasza druzyna przegrala 13 do 31. Niestety o wyniku dowiedzialam sie w domu, z internetu, bo po trzeciej cwiartce moi panowie zaczeli okazywac zniecierpliwienie: jednemu chcialo sie jesc a drugiemu spac. Proby zapchania ich kolejnymi hotdogami oraz sugestie, aby ucieli sobie drzemke tu, na trybunie, spelzly na niczym. Chcac nie chcac, udalam sie z nimi do domu, obiecujac sobie w duszy, ze nastepnym razem wybiore sie na stadion z jakimis fajnymi kolezankami, ktorych sen nie zmorzy o 11 wieczorem a glod nie bedzie szarpal trzewi co cztery godziny.

Wednesday, November 21, 2007

Zycie w Srodziemiu

Ogladamy z Mezem "Wladce Pierscieni".
- Gdybysmy mogli zyc w Srodziemiu, to gdzie chcialabys mieszkac: w Hobbitonie czy w Rivendell?- pyta Maz.
- To zalezy skad byloby blizej do hipermarketu.- odpowiadam po chwili namyslu.

Friday, November 16, 2007

Zyciowe przyjemnosci

Zaczelam biegac. Jak na razie idzie mi to jak po grudzie, wkurza strasznie i nie sprawia absolutnie zadnej przyjemnosci (moze kiedys nastapi ten dzien). Widze jednak efekty w wygladzie i samopoczuciu.

Wczoraj sluchalismy z Mezem audycji w radio. Jakis pisarz wypowiadal sie o zdrowym stylu zycia. Stwierdzil, ze rozumie, ze dla kogos ruch, sport i zdrowe odzywianie moga byc najwazniejsze. Jemu jednak, i nie wstydzi sie o tym otwarcie powiedziec, ogromna przyjemnosc sprawia palenie papierosow i picie piwa.

No nareszcie ktos odwazyl sie o pewnych rzeczach otwarcie powiedziec. Przeciez to autentyczna przyjemnosc, siedziec na kanapie, jesc lody (te z czekolada i karmelem) prosto z dwulitrowego pudelka, ogladac kolejny sezon "Przyjaciol" i popijac tanie (ale jakosciowo dobre) wino! Jakichze rozkoszy mozna doznac jedzac najnowsza pizze sieci Domino's, ta z podwojnym cienkim chrupiacym ciastem! Ile radosci moze dac samodzielne upieczenie enchiladas a potem, pochloniecie wraz z Malzonkiem calego tuzina!

To napisawszy przebralam sie w dresik i poszlam na silownie. Biegac. Trudno jednak ukryc, ze chetniej oddalabym sie wyzej wymienionym czynnosciom.

Tuesday, November 13, 2007

Fenomen Dody- update

Obudzilam sie dzis o jakiejs zupelnie nieprzyzwoitej porze, Maz byl juz w pracy. Ja zajrzalam na bloga... i okazalo sie, ze moja notka zostala polecona przez Onet, a pod nia znajdowalo sie juz kilkadziesiat komentarzy.
Dziekuje serdecznie za tak duzy odzew. Z tego, co przeczytalam jasno wynika, ze na szczescie sa w Polsce jednostki twardo opierajace sie wszechobecnym trendom i mowiace chamstwu stanowcze "nie"- tak trzymac!
Powtorze tu jeszcze raz to, co napisalam w komentarzach:

Do osob, ktore uwazaja, ze pewnosc siebie jest w cenie:
Mysle, ze jest w tym troche racji, wydaje mi sie jednak, ze sposob w jaki Doda prezentuje swoja pewnosc siebie jest absolutnie niedopuszczalny. Niewyparzony jezyk to nie wszystko, w zyciu potrzebna jest dyplomacja i kultura osobista. Wazne jest nie tylko to, co sie mowi, ale takze jak sie to mowi.

Do osob, ktore uwazaja, ze mam kompleksy i dlatego krytykuje:
Kompleksow nie mam. Jestem zadowolona ze swojego wygladu, dumna ze swiatopogladu i z wykonywanej pracy. Nie wyobrazam sobie rowniez, zebym miala komukolwiek zazdroscic braku kultury osobistej.

Do osob, ktore uwazaja, ze jacy Polacy taka telewizja:
Zdecydowanie NIE ZGADZAM SIE ze stwierdzeniem, ze kazdy w Polsce jest wulgarny. A jesli nawet by byl, to STANOWCZO PROTESTUJE przeciwko dalszemu promowaniu chamstwa. Telewizja, oprocz funkcji informacyjnej i rozrywkowej, ma rowniez spelniac zadanie edukacyjne, jest na pewno w jakims stopniu odzwierciedleniem klasy spoleczenstwa, ma nie tylko bawic, ale rowniez wychowywac. Po obejrzeniu fragmentow show z Doda w roli glownej stwierdzam, ze ktos "na gorze" kompletnie zapomnial o roli edukacyjnej telewizji.

Do osob, ktore uwazaja, ze piszac o Dodzie przyczynilam sie tylko do jej popularnosci:
To prawda, ze jak ktos jest kontrowersyjny, to zawsze beda o nim pisac. Prawdopodobnie, gdyby Doda poprzestala na spiewaniu i nie zachowywala sie jak sie zachowuje, wogole bym sie tematem nie zainteresowala, nie moglam jednak przejsc obojetnie nad tym, co sie w polskiej kulturze wyprawia. Dody nie nienawidze. Wyrazam tylko swoje zdanie.

Do kolegi, ktory niepochlebnie wypowiedzial sie o wygladzie mojego bloga:
Dziekuje za zwrocenie mi na to uwagi. Nie ja strone projektowalam, szablon wybralam z gotowej oferty ONETu. W mojej przegladarce wyglada dobrze, ale pewnie nie we wszystkich. Postaram sie cos z tym zrobic.

Usunelam dwa komentarze, ktore wybitnie obrazaly mnie lub osoby trzecie. Nie zycze sobie tego typu slow na moim blogu.

Wszystkim serdecznie dziekuje za dyskusje i zapraszam do dalszej lektury mojego bloga.

Monday, November 12, 2007

Aby skorzystac z serwisu musisz sie zalogowac

Zrobilam ostatnio liste serwisow internetowych, do ktorych musze sie zalogowac, aby moc z nich skorzystac. Oto ta lista:

Te, bez ktorych obyc sie nie moge:
1. email prywatny
3. email firmowy 1
4. email firmowy 2
5. bank 1
6. bank 2
7. bank 3
8. serwis sieci komorkowej
9. skype

Te, bez ktorych obyc sie moge, ale bardzo sie przydaja:
10. aukcje internetowe
11. platnosci przez internet
12. kupie/sprzedam przez internet
13. serwis pozwalajacy zaplacic przez internet rachunek za prad

Serwisy sluzace kontaktom ze znajomymi:
14. nasza klasa
15. myspace

Inne:
16. ogame
17. blog
18. serwis, dzieki ktoremu mozna sie dowiedziec, gdzie warto zjesc, gdzie zrobic dobre zakupy...
19. serwis muzyczny
20. kartki internetowe
21. sklep ze sprzetem rowerowym
22. serwis sklepu, w ktorym mozna wywolac zdjecia
23. serwis komputerowy
24. gadu gadu

24 strony/serwisy internetowe. 24 loginy, 24 hasla. 24 podpowiedzi do hasel. 24 problemy.
Bylo 25. Postanowilam pozbyc sie tych, ktorych nie uzywam, ale poza serwisem tworzacym internetowe pokazy slajdow, nie moge pozbyc sie niczego innego.
Czy zycie w XXI wieku jest naprawde latwiejsze?

A wy? Ile macie takich serwisow?

Thursday, November 8, 2007

Droga do wspomnien

Kilka tygodni temu jedna z kolezanek przeslala mi linka do strony http://nasza-klasa.pl . Udalo mi sie dzieki niej odnalezc dawnych przyjaciol z podstawowki i liceum, oraz, o dziwo, znajomych z harcerstwa.
Przegladajac jedno z forow trafilam na link do bloga pani profesor S., ktora w moim liceum uczyla (i wciaz uczy) jezyka polskiego. Ten blog, bardziej niz cokolwiek innego, przypomnial mi o mojej szkole.
I jakos mi sie tak... smutno zrobilo. I zatesknilam. Tylko do czego?

Nigdy dobrze nie wspominalam liceum. Ciezko byloby mi przypomniec sobie jakies pozytywne rzeczy, zabawne historie, supertrwale przyjaznie.
Moze dlatego, ze lata, w ktorych uczeszczamy do szkoly sredniej, przypadaja rowniez na nasz okres dojrzewania. Gdyby ktos zaproponowal mi powrot do czasow, w ktorych mialam 15- 18 lat, powiedzialabym: nie, dziekuje. Hormony buzuja, rodzice wymagaja, nauczyciele tez wymagaja, pryszcze, pierwsze milosci, chec wyrobienia sobie pozycji w grupie- kto powiedzial, ze to najpiekniejsze lata w zyciu czlowieka? Nigdy wiecej nie chcialabym byc nastolatka!

Moze wlasnie dlatego wszystkie wspomnienia, dobre i zle, schowalam do pudelka niepamieci?

Moja klasa miala dwie wychowawczynie: pierwsza- mloda i niedoswiadczona, odeszla po roku ze szkoly. Zawsze miala dobre checi, stala za nami murem i bronila kiedy tylko bylo trzeba. Bylismy jej pierwsza klasa. Druga pani byla doswiadczonym pedagogiem, przemila kobieta ktora jednak miala inne, tradycyjne metody wychowawcze (a naszej klasie, przyzwyczajonej do wychowawcy, ktory byl bardziej przyjacielem niz nauczycielem, nie bardzo to sie podobalo). Bylismy grupa, ktora czula sie w jakis sposob odrzucona, klasa zlozona z indywidualistow. Brak jednosci byl bardzo wyczuwalny i to chyba rowniez zawazylo na moich wspomnieniach.

Pani profesor S. pisze na blogu o wycieczce, na ktorej byla ze swoja klasa. Pisze o szeroko pojetej integracji, o wspolnych spiewach przy ognisku, o biegach na orientacje... Miedzy wierszami da sie rowniez dostrzec niezwykle zaufanie uczniow do nauczycieli oraz fakt, ze pani profesor czuje sie z nimi dobrze i swobodnie.
Nie tylko opis tej wycieczki daje takie odczucia: przegladalam ksiege gosci i komentarze pod notkami. Uczniowie- nie tylko ci, ktorzy juz liceum skonczyli- smialo komentuja, pozwalaja sobie na dygresje i polemiki, nie boja sie, ze nazajutrz, w szkole, zostanie to wykorzystane przeciwko nim.
Cos sie chyba jednak zmienilo w polskiej mlodziezy.

Nie tesknie za szkola, ktora zostawilam. Tesknie za tym, co jest tam teraz. I bardzo chcialabym byc w tej klasie, ktorej wychowawczynia jest pani profesor S..

Monday, November 5, 2007

Fenomen Dody

Zagladam od czasu do czasu na rozmaite portale internetowe zwiazane z polska kultura i scena muzyczna. Od kilku (a raczej chyba kilkunastu) miesiecy zadaje sobie pytanie: na czym polega fenomen Dody?

Popularnosc zdobyla dzieki programowi "Bar", w ktorym popisala sie niezwyklym talentem do pyskowania, przeklinania i obrazania kogo sie tylko da. I tak jej zostalo.
Jest ladna i bardzo atrakcyjna- to trzeba jej przyznac. Moze i szczyci sie wysokim ilorazem inteligencji ale kompletnie nie przeklada sie on na jej sposob bycia i mowienia. Gdy tylko Doda otwiera usta- rozlega sie drazniace dla ucha nosowe geganie.
Jej piosenki nie wyrozniaja sie niczym szczegolnym: sa to niezle kompozycje muzyczne okraszone tekstami z dosc czestochowskimi rymami (na przyklad "Katharsis": sie- ze- sie, smiech- mnie- cie; i tak w kolko). Mimo to Doda zostala wielokrotnie nagrodzona jako najlepszy artysta, autor najlepszej piosenki, otrzymala nagrode za najlepsza plyte a ostatnio rowniez statuetke MTV w kategorii "Najlepszy polski artysta".
Zastanawiam sie jakim cudem Doda stala sie dla nastolatek wzorem zachowania (to, ze jej sposob ubierania sie stal sie kanonem mody, jeszcze jestem w stanie zrozumiec), oraz dlaczego telewizyjna "Dwojka" zatrudnila ja jako jurora programu "Gwiazdy tancza na lodzie". Mialam okazje obejrzec pare odcinkow na http://www.youtube.com i z niesmakiem obserwowalam jej starcia z Przemyslawem Saleta (ktore, w rezultacie, wygral bokser). Emitowane przez telewizje programy z komentarzami typu "Saleta ciagnie fleta" lub ze Doda, za przeproszeniem, "chetnie zwalilaby sobie konia" ogladajac swoje zdjecia w magazynie dla panow, sa, delikatnie mowiac, nie na miejscu.
Nie rozumiem, jakim cudem Dorota Rabczewska zdobyla sobie taka popularnosc. Nie rozumiem, czemu Telewizja Polska stawia ja na piedestale, kreujac ja jako autorytet w dziedzinie, o ktorej wyzej wymieniona nie ma zielonego pojecia. Nie rozumiem jakimi wartosciami moralnymi i estetycznymi (poza estetycznymi tipsami) moze pochwalic sie Doda.

To przykre, ze wzorem do nasladowania stala sie w polsce chamska, wulgarna dziewucha. Szkoda rowniez, ze media nie robia nic, aby zapobiec rozprzestrzenianiu sie tego typu zachowan wsrod mlodziezy, wrecz przeciwnie: popieraja je i promuja. Chyba musza tu wchodzic w gre jakies strasznie wielkie pieniadze, ktorych suma przewyzsza wartosc dobrego wychowania i wysokiej kultury osobistej.

Thursday, November 1, 2007

Dwa miesiace swiat

No i po Halloween.

Przez ostatni miesiac ganki domow i wystawy sklepow ustrojone byly dyniami i kosciotrupami. Wczoraj w hipermarkecie kasjerki nosily na glowie plastikowe nietoperze, na ulicy minela mnie samochodem kobieta przebrana za kotka a chodnikiem przechodzil facet bardzo sugestywnie krwawiacy czerwona farba. Normalka.

Teraz z kolei bedziemy przygotowywac sie do Swieta Dziekczynienia (czwarty czwartek listopada). Wczesniej jednak wszedzie zawisna flagi (Dzien Weterana, 11 listopada). Potem zaroi sie od choinek, w styczniu zas bedziemy mogli zaobserwowac wszechobecne serduszka i misie (co z tego, ze Walentynki dopiero za miesiac). W miedzyczasie, 2 lutego, bedziemy obchodzic Dzien Swistaka (ci, co widzieli film, wiedza o czym pisze).
Zaraz po Dniu Zakochanych pojawia sie kroliczki, w czwarty poniedzialek maja blekit, czerwien i biel oznajmia nadejscie Dnia Pamieci Narodowej, 14 czerwca bedzie Dzien Flagi a 4 lipca wybuchna fajerwerki z okazji Swieta Niepodleglosci. Potem jeszcze tylko Swieto Pracy (pierwszy poniedzialek wrzesnia) i Dzien Kolumba (drugi poniedzialek pazdziernika) i caly kolowrot zaczyna sie od poczatku.

W Ameryce nadejscie swiat mozna zaobserwowac przynajmniej miesiac wczesniej. Juz pod koniec wrzesnia zauwazylam choinki. Od czterech tygodni dynie i wsciekly oranz rowniez kroluja w hipermarketach. Tak samo bedzie z Bozym Narodzeniem, Walentynkami, Wielkanoca...

Moze to przesada, celebrowac jedno swieto przez tak dlugi czas, ale (moim zdaniem) dzieki temu zawsze jest okazja, zeby z czegos sie cieszyc, zeby do czegos sie przygotowywac, zeby przystroic dom albo po prostu spotkac sie ze znajomymi.