Monday, November 29, 2010

Swieto Dziekczynienia w Fairfield, IA- wyjazd

W koncu nadszedl dzien naszego wyjazdu... smutny dzien. Nawet pogoda tak jakby sie popsula. Spakowalismy walizki, pozegnalismy sie ze wszystkimi. M z mama zawiozla nas na lotnisko.
Nie potrafilam ukryc lez zegnajac sie z M.
Moj samolot odlatywal o 3 z minutami, Meza o 7 z minutami (przylecielismy osobno, to i odlatywalismy o roznych porach, za to oboje przez Denver, CO). Na lotnisku okazalo sie, ze na moj lot zabukowano wiecej ludzi, niz bylo miejsc w samolotach. Potrzebny byl ktos, kto zrezygnowalby ze swojego lotu, w zamian za inny lot (na przyklad o 7 z minutami) oraz voucher na $400 do zrealizowania w United Airlines.
Tym kims zdecydowalam sie byc ja. W ten sposob przylecialam do Iowa na voucherze (Maz kiedys zrezygnowal z lotu) i wylecialam z jednym. Dodatkowo lecielismy z Mezem razem, co bardzo ulatwilo nam powrot z lotniska w Los Angeles do domu (mielismy tam tylko jeden samochod, gdybym przyleciala planowo, musialabym albo czekac na Meza 4 godziny na lotnisku, albo jezdzic dwa razy do domu i spowrotem).
Wyladowalismy w Los Angeles okolo 11 w nocy, w domu bylismy grubo po polnocy.

Tak wlasnie spedzilam najpiekniejsze Swieto Dziekczynienia w moim zyciu.

Sunday, November 28, 2010

Swieto Dziekczynienia w Fairfield, IA- spotkania...

Dzien rozpoczelismy od sniadania i spaceru z moja przyjaciolka M, jej chlopakiem A oraz ich synkiem. A pilnowal dziecka, Maz zajal sie robieniem dziecku zdjec, a ja i M wreszcie moglysmy spedzic troche czasu we dwie.
Bedac jeszcze w Californi obawialam sie, ze nie bedziemy rozumialy sie tak dobrze, jak kiedys. Balam sie, ze macierzynstwo zmieni M tak bardzo, ze bedzie nas teraz wiecej dzielic niz laczyc. Wszystko jest jednak dokladnie tak samo, nasze rozmowy sa jedynie przerywane gaworzeniem lub zmienianiem pieluch.
Brakowalo mi naszych konwersacji. Brakowalo mi wspolnych spacerow, wtorkowych lunchy, wspolnego ogladania filmow...
Przechadzajac sie po Fairfield myslalam, ze zaczynam doceniac i tesknic za czasem, kiedy to nie moglam pracowac i cale dnie spedzalam robiac to, co mi sie zywnie podobalo.
Prosto ze spaceru pojechalismy na lunch (tak, tak, my ciagle tylko jemy!) do JS i FS, rodzicow mojego niezyjacego przyjaciela. Duzo myslalam o tym spotkaniu, zanim jeszcze sie odbylo. Slyszalam od naszych wspolnych znajomych, ze JS i FS zadziwiajaco dobrze sobie radza po smierci D, moje rozmowy z JS zdawaly sie to potwierdzac.
JS czekala juz na nas na progu. Usciskalysmy sie serdecznie i wszyscy razem weszlismy do domu, gdzie powital nas usmiechniety FS. Udalismy sie do kuchni.
Na lodowce zauwazylam zdjecie D z namalowanym na bicepsie czerwonym sercem z napisem "Mama".
Zasiedlismy do stolu.
JS zamknela oczy, rozlozyla rece i poblogoslawila jedzenie, ktore niebawem spozylismy.
JS i FS sa zydami. Po raz pierwszy w Fairfield mialam okazje z kims sie pomodlic. Bylo to bardzo mile doswiadczenie. Wiedzialam, ze JS jest bardzo uduchowiona osoba, ale, znajac jej styl zycia, nie posadzalam jej o praktykowanie zydowskich tradycji.
Duzo rozmawialismy, smialismy sie i zartowalismy. JS i FS wlasnie wrocili z wycieczki do Nowej Zelandii i opowiadali nam swoje wrazenia. Bil z nich spokoj i pogoda ducha. Gdybym nie wiedziala, co spotkalo ich syna, nigdy bym sie nie domyslila.
Po lunchu Maz i FS udali sie ogladac zdjecia z Nowej Zelandii, JS chciala porozmawiac ze mna.
Opowiadala o D. Pokazala mi rowniez fragmenty filmu nagranego na spotkaniu poswieconemu pamieci D. Film trwal cale 2 godziny, niestety nie mielismy tyle czasu, ale bardzo chcialam zobaczyc go w calosci. Poprosilam JS o kopie.
- Zrobilismy duzo kopii- powiedziala JS- ale nikomu jeszcze zadnej nie dalismy. Bedziesz musiala zapytac FS, to on decyduje.
FS, zapytany o to samo, odpowiedzial bez wahania:
- Oczywiscie, zatrzymaj te kopie.
Spotkanie dobieglo konca. JS pojechala na probe zespolu, w ktorym spiewa, a my udalismy sie do domu BF. Chcielismy spedzic z nim troche czasu przed wyjazdem.
Okolo 6 znalezlismy sie w domu M i A. Dolaczyla do nas D, kolezanka Meza z bylej pracy. Wieczor uplynal nam na grze w Bananagrams (gra slowna podobna do scrabble).

Saturday, November 27, 2010

Swieto Dziekczynienia w Fairfield, IA- na sniadanie znowu indyk...

Jak w temacie.
Obudzilismy sie rano i na sniadanie jedlismy znowu indyka. Przyznam szczerze, ze mi sie nie znudzil. Rzadko jem takie pysznosci, sama niestety nie jestem w stanie przyrzadzic swiatecznego indyka (a moze jestem, tylko o tym nie wiem?).
Mamy w Fairfield wielu przyjaciol, z ktorymi chcielismy sie zobaczyc. Tydzien to niestety za malo, zeby spotkac sie z kazdym osobno, postanowilismy wiec zorganizowac impreze grupowa.
Wieczorem wybralismy sie na kregle. Do tej pory grywalam w kregielniach Alabamy i Californi. Kregielnia w Fairfield bardzo mnie zaskoczyla, wygladala, jakby byla zywcem wyjeta z lat 70-tych. Co tylko dodawalo jej uroku.
Bawilismy sie swietnie. Ogladanie zdjec rowniez sprawilo nam wiele radosci: kazdy z nas mial inna technike i kazdy przyjmowal inna pozycje przy rzucie kula:








Po kreglach B i D poszli do domu, a reszta nas wybrala sie na mala przekaske do baru. Spac poszlismy grubo po polnocy.

Friday, November 26, 2010

Swieto Dziekczynienia w Fairfield, IA- i powtorka!

Znow obudzil mnie kardynal.
Dzisiejszy dzien uplynal nam na slodkim nicnierobieniu, przeplatanym gra w Bananagrams oraz konsumpcja resztek. Moj Maz mial wreszcie okazje zjesc pyszny, swiateczny lunch.
Po poludniu przenieslismy sie do BF, taty mojej przyjaciolki. Zdecydowanie wolalabym zostac u M, u niej czuje sie naprawde jak w domu. B ma olbrzymi, piekny dom, ale tu nie czuje sie tak dobrze. Obiecalismy jednak, ze i u niego zagoscimy, wiec nie bardzo mielismy wybor.
Wieczor spedzilismy na rozmowach i- jedzeniu sernika.

Swieto Dziekczynienia w Fairfield, IA- lunch u M

Noc spedzilam w domu mamy M.
Okolo 7 rano obudzilo mnie stukanie w okno. Otworzylam oczy i zaczelam rozgladac sie za sprawca, ale nikogo nie znalazlam. Zasnelam ponownie.
Ponownie obudzilo mnie stukanie. Tym razem zobaczylam czerwonego kardynala siedzacego na krzaku za oknem (http://pl.wikipedia.org/wiki/Kardyna%C5%82y). Kardynal zastukal w moje okno jeszcze raz. W tej sytuacji wstalam z lozka i poszlam po aparat fotograficzny. Niestety, ptaszek wiecej sie nie pokazal.
Wstalam, ubralam sie cieplo i poszlam na szybki spacer po okolicy (mialam za soba 1 dzien jedzenia a drugi w perspektywie, potrzebowalam jakiegos ruchu). Niska temperatura (-6!) wprawila mnie we wspanialy nastroj. Czyste powietrze, zero smogu, zadnych samochodow, nareszcie moge oddychac! Kolejny plus dla Iowa.
Dzis swietowalismy u mamy M. Coz moge powiedziec... jedzenie bylo po prostu fantastyczne.








Po lunchu cala nasza gromadka usadowila sie na kanapach i fotelach. G napalil w kominku. Niektorzy grali w gry na iPhone'ach, inni zaczeli przysypiac... zrobilo sie bardzo przytulnie.

Maz przylecial z Atlanty okolo 5:30 po poludniu i dolaczyl do nas okolo 7:30 wieczorem. Zalapal sie jeszcze na kawalek placka z jablkami i ze slodkich ziemniakow.

Wednesday, November 24, 2010

Swieto Dziekczynienia w Fairfield, IA- obiad u B

O 5:10 rano bylam w Chicago.






O 8:10 rano wylecialam z Chicago do Moline, IL
W Moline czekala juz na mnie M.
Nie potrafie opisac, jak bardzo ciesze sie z naszego spotkania. Nie widzialysmy sie prawie 2 lata.
Usciskalysmy sie, ucalowalysmy i udalysmy do samochodu. Czekaly nas jeszcze 2 godziny jazdy.
Widok pol, lak, pasacych sie krow, dzialal kojaco na moje oczy. Jazda samochodem po autostradzie w Iowa drastycznie rozni sie od jazdy w Californi. W Iowa samochody mijaja nas rzadko, w Californi wielokilometrowe korki sa na porzadku dziennym. Monochromatyczne krajobrazy Iowa relaksuja, w Californi bombarduja nas znaki, billboardy, swiatla, dzwieki... Juz sama dwugodzinna jazda z M dala mi odpoczac.
Okolo godziny 11:30 rano zajechalysmy do domu MF i GF, mamy M oraz jej meza, gdzie spedzilismy na rozmowach cudowne kilka godzin.
Wypilam organic soy chai latte zaparzony przez MF, odpoczelam, wzielam prysznic i wszyscy razem udalismy sie do restauracji na lunch, a potem do domu M i jej chlopaka A.
Wreszcie mialam okazje poznac synka M i A, uroczego poltorarocznego chlopczyka.
Nie zdawalam sobie sprawy, ze dzieci w tym wieku tak duzo rozumieja!
Okolo 5 po poludniu zmeczenie wreszcie dalo o sobie znac, i zasnelam snem kamiennym na sofie.
Wieczorem udalismy sie na wspanialy, swiateczny obiad do BF, taty M. Znow mialam okazje zobaczyc dawnych znajomych oraz zjesc prawdziwe pysznosci (BF swietnie gotuje).
Ludzie w Ameryce czesto zmieniaja miejsce zamieszkania. Ja rowniez bylam zmuszona do takiego kroku. Musialam zostawic za soba moje dotychczasowe zycie i wspanialych przyjaciol. Nie dzwonimy do siebie tak czesto, jak na poczatku. Kazdy z nas ma swoje sprawy, prace, M ma dziecko.
Ktos mi kiedys powiedzial, ze prawdziwi przyjaciele to ludzie, z ktorymi, podczas spotkania po latach, mamy dokladnie takie same relacje, jak przed wyjazdem.
Moje relacje z M, jej mama, mezem jej mamy, nie zmienily sie nic. Wieczorem mialam okazje przekonac sie, ze taka sama sytuacja jest ze wszystkimi moimi przyjaciolmi z Fairfield. Jestesmy tak samo blisko, jak bylismy 2 lata temu. Niesamowite.

Tuesday, November 23, 2010

Swieto Dziekczynienia w Fairfield, IA- lot

Za 2 dni Swieto Dziekczynienia.
Pomimo, iz mam tu w Californi wielu przyjaciol i rodzine, moje serce wciaz teskni za Iowa. Tegoroczne swieta postanowilam spedzic wlasnie tam, w Fairfield, z moja przyjaciolka M i jej rodzina (czuje sie troche, jakby to byla tez moja rodzina, tak jestesmy blisko).
Lot mialam we wtorek. Udalo mi sie wyjsc wczesniej z pracy, szef zreszta nie oponowal, bo sam wybieral sie na swieta do Las Vegas i tez musial sie przygotowac.
Pakowanie nie zajelo mi wiecej niz 2 godziny. Posprzatalismy z Mezem w domu, zostawilismy E (koledze, ktory na czas naszej nieobecnosci zamieszka w naszym domu) instrukcje obslugi kotow i, niewiele po 8 wieczorem, wyjechalismy na lotnisko. Ze wzgledu na okres swiateczny chcialam tam byc duzo wczesniej, okazalo sie jednak, ze nie ma tloku a sceny dantejskie sie nie dzieja. Maz ucalowal mnie i wrocil do domu (w srode rano leci do Atlanty do pracy, dolaczy do mnie w czwartek wieczorem).
Szybko i bez problemu przeszlam przez wszystkie bramki (ktore, nawiasem mowiac, podzielone zostaly na 3. Obsluga lotniska przygotowywala sie juz na srodowy tlok) i zostalo mi jeszcze mnostwo czasu na czytanie przed lotem.
Wylecialam punktualnie o 11:11 w nocy.

Tuesday, November 16, 2010

Już święta?

Facet, który sprzedał mi herbatę w Starbucks, życzył mi wesołych świat.
Na głowie miał zielone rogi renifera.

- Posted using BlogPress from my iPhone

Monday, November 15, 2010

Skąd się tu wzięłam?

Otrzymuje wiele emaili i komentarzy z pytaniem, jak udało mi się na stałe, legalnie, zamieszkać w Stanach Zjednoczonych. Oto moja historia (w ogromnym skrócie):

W czerwcu 2006 przyjechałam do Stanow Zjednoczonych na program Work and Travel. Nie było moim celem przeprowadzenie się tu na stałe. Ameryka podobała mi się, ale nie wiazalam z nią mojej przyszłości. Stało się jednak inaczej: poznałam M, mojego obecnego meza.
Szybko okazało się, ze jesteśmy dla siebie stworzeni (tak, wiem, ze to brzmi szalenie banalnie) i wkrotce zostaliśmy mężem i żona. W tej sytuacji mogłam zacząć starać się o zielona kartę.
Moja procedura imigracyjna bardzo się przedłużyła- z rożnych powodów. Od momentu naszego ślubu do momentu uzyskania przez mnie zielonej karty minęło prawie dokładnie 3 lata.

Wielu z Was przysyła mi mejle z pomysłami typu: "chce przyjechać do USA na wizie turystycznej a potem jakoś załatwić pobyt stały" i pyta, co ja o tym myśle.
Po pierwsze- nie jestem prawnikiem. Nie mogę Wam udzielać żadnych rad.
Po drugie- "przesiedzenie" wizy turystycznej jest bardzo złym pomysłem. Praca "na czarno" nie jest fajna. Zycie w Stanach bez żadnych przywilejów i bez poczucia bezpieczeństwa oraz widmo deportacji jest tym, co Was czeka, jeśli Wasz pobyt nie będzie zalegalizowany.
Po trzecie- istnieją różnego rodzaju wizy, na których możecie legalnie pracować w Stanach Zjednoczonych. Istnieją rożne sposoby na uzyskanie zielonej karty. Zapytajcie o nie Waszego prawnika PRZED wjazdem do Stanow, nie po.
Po czwarte- procedura imigracyjna moze potrwać długie miesiące, czasem lata. Musicie być na to gotowi.
Po piąte- informacje o życiu Polakow w USA oraz ich procesach imigracyjnych możecie znaleźć na forum:
http://www.forum.usa.info.pl/
Polecam rownież zapoznanie się ze strona USCIS.

- Posted using BlogPress from my iPhone

Monday, November 8, 2010

TOEFL- update

Dzis rano dostalam email z informacja, ze wyniki testu sa juz dostepne online.
Otrzymalam 99 punktow na 120 mozliwych.
80 kwalifikuje mnie do szkoly.
Jeden problem z glowy :)

Wednesday, November 3, 2010

Obiad z bylym szefem

RC, moj byly szef z Alabamy, przyjechal do Californi na jakas konferencje. Nie widzielismy sie dobrych pare lat, chociaz przez caly ten czas pozostawalismy w kontakcie emailowym i telefonicznym. Wreszcie nadarzyla sie okazja do spotkania.
Umowilismy sie na godzine 6:30 wieczorem, w lobby jego hotelu, RC, moj Maz i ja.
Nic sie nie zmienil. Wygladal dokladnie tak samo jak 3 lata temu.
RC zawsze byl mi bardzo zyczliwy. Ilekroc rozmawiamy przez telefon, mowi mi, jak bardzo brakuje mu mnie w biurze, i, ze jesli tylko zdecyduje sie na powrot, to mam zapewniona prace.
Och, zeby to tylko bylo takie proste...
Postanowilam, ze zapytam RC, co mysli o mojej obecnej pracy, o mojej ewentualnej przyszlej szkole, o rejestracji... Wysluchawszy mnie uwaznie, RC bez namyslu stwierdzil:
- Staraj sie o rejestracje.
Potem powiedzial mi, ze architekci tak naprawde nie zarabiaja takiej forsy, jak by sie wydawalo (pewnie jakies 70- 80 tysiecy rocznie, ale takie pieniadze, to ja bym wziela z pocalowaniem reki), i ze najwieksze dochody mozna uzyskac z akcji firmy, w ktorej sie pracuje. A w wiekszosci firm, akcje mozna kupic, jesli jest sie architektem zarejestrowanym.
I jesli potrzebuje jakiejs pomocy w uzyskaniu rejestracji, to on chetnie pomoze.
I, ze praca czeka na mnie, jesli tylko kiedykolwiek wroce do Alabamy.
I- czy wogole jesli jakas szansa, ze wroce?
No wlasnie... jest, czy nie ma?
Musze sie nad tym powaznie zastanowic. Bo wyglada na to, ze tak, czy inaczej musze szukac nowej roboty.

Monday, November 1, 2010

Kregle

W tygodniu zadzwonila do mnie FS, moja przyjaciolka, z pytaniem, czy nie pomoglabym jej w niedziele zawiezc dziewczynki z naszego kosciola na brunch i kregle.
- Wiem, ze nie przepadasz za dziecmi, ale oddam ci za benzyne i wogole...- powiedziala proszaco.
O oddawaniu pieniedzy nie bylo nawet mowy. Faktycznie, dzieci to nie moja specjalnosc, ale dziewczynki, o ktorych mowa, maja po 12-13 lat. Z takimi dziecmi to ja bardzo chetnie gdzies pojde.
Zapakowalismy 11 osob w 3 auta i pojechalismy do Anaheim. Tam czekalo juz na nas sniadanie i 2 godziny kreglowania.
Bawilam sie swietnie, pomimo, iz moja rana kluta od czasu do czasu krwawila. Chyba jednak potrzebowalam tego szwu, ale FS, pielegniarka, powiedziala mi, ze po 12 godzinach od dziabniecia to juz nie ma sensu.
Po kreglach odwiozlam dziewczeta do FS, a sama pojechalam do domu na zasluzony odpoczynek. To byl bardzo intensywny weekend.