Wednesday, December 24, 2008

Wigilia po wlosku

8:00. Wciaz nie mamy zimnej wody.
Jedziemy odebrac ciezarowke z wypozyczalni.
10:00. Dziwnym zrzadzeniem losu mamy zimna wode na miejscu cieplej, a ciepla na miejscu zimnej. Spluczka dziala, ale zbiornik wypelniony jest wrzatkiem. Lazienke wypelnia aromat nie do opisania.
11:00. B, J, B i S (koledzy M z pracy, rosle byki) pomagaja nam przeniezc zeliwny stol i kanape do ciezarowki (sama z Mezem pewnie nie dokonalabym tego wyczynu).
12:00. Przez Skype'a lacze sie z rodzina jedzaca wigilijna wieczerze. Skladamy sobie zyczenia.
15:00. Kroje piernik i daje kawalek Mezowi na sprobowanie. Brak jakichkolwiek komentarzy z jego strony oznacza, iz ciasto jest naprawde smaczne. Zadowolona dziele je na dwie czesci i zawijam w folie.
18:00. Wigilia u znajomych wloskiego pochodzenia. Na stole potrawy takie jak salatka z owocow morza, kurczak i baklazan parmigiana oraz tiramisu. Przy deserze wszyscy zgodnie spiewamy "Happy Birthday Dear Jesus" (tym razem wcale mnie to nie dziwi ani nie peszy). Wieczor konczy sie wspolnym ubieraniem choinki. Maz zabawia karcianymi trickami dzieci gospodarzy, D i G, oraz N, piecioletnia Rosjanke, ktora przyprowadzila przyjaciolka rodziny (nawiasem mowiac najbardziej denerwujace i zadajace nieustannej uwagi dziecko, jakie kiedykolwiek spotkalam). Ja oddaje sie rozmowie z TC (gospodarzem), unieruchomionym w fotelu po operacji kolana. Patrzac na D i G i mam nadzieje, ze jesli kiedykolwiek w przyszlosci bede miala dzieci, to beda one choc troche do nich podobne.
22:00. Opuszczamy dom znajomych. Ostatnie co slyszymy, to G proszacy TC o pozostawienie na blacie mleka i ciasteczek dla Swietego Mikolaja. D macha do nas na pozegnanie z okna sypialni na pietrze.
Zdecydowanie najpiekniejsza i najciekawsza Wigilia jaka kiedykolwiek przezylam.

No comments:

Post a Comment