Saturday, June 6, 2009

2 dni urodzin

Od kilku tygodni zastanawialam sie, jak uczcic moje 27 urodziny i nie moglam znalezc zlotego srodka. Problem polegal na tym, iz mam obecnie 2 grupy przyjaciol.
Grupa pierwsza, to przyjaciele z kosciola: FS- moja przyjaciolka, z ktora wspolnie studiujemy Biblie, LK- corka pastora, DR, H, LS, MS, BS i wielu innych.
Grupa druga to A i jej chlopak JG, JP- gej, MH- masazystka, MB i inni.
Moi przyjaciele z kosciola nie pija alkoholu ani kawy, nie jedza pewnych potraw (niektorzy sa wegetarianami) i generalnie prowadza zupelnie inny tryb zycia, niz ci z grupy drugiej. Nie wiedzialam, jak polaczyc te dwie grupy, ani czy wogole powinnam to robic. Z dnia na dzien bylam coraz bardziej zrezygnowana, az w koncu doszlam do wniosku, ze zadnych imprez robic nie bede.

Jak co tydzien umowilysmy sie z FS (moja indonezyjska przyjaciolka) na wspolne studiowanie Biblii. Tym razem spotkalysmy sie w piatek o 3 po poludniu. Po naszym spotkaniu, okolo 5 udalysmy sie na happy hour w naszej ulubionej restauracji serwujacej sushi (w czasie happy hour wybrane dania sa o polowe tansze).
W restauracji czekali juz na mnie wszyscy moi najblizsi przyjaciele z kosciola, z balonami, tortem i prezentami. Wzruszylam sie. Jeszcze nigdy nie smialam sie tak glosno, jeszcze nigdy nie dostalam tak zroznicowanych prezentow, w ktorych znalazly sie 2 sukienki, kosmetyki, karty prezentowe oraz torebka. Bawilismy sie swietnie do okolo 7 wieczorem. Potem udalismy sie razem do domu FS. Tam wspolnie cwiczylismy piosenke, ktora mielismy spiewac w sobote w kosciele.

Po powrocie do domu, o polnocy, Maz wkroczyl do pokoju z kwiatami i 5 wielkimi pudlami, wprawiajac mnie w stan kompletnego oslupienia (prawde mowiac myslalam, ze zapomni, lub ze nie bedzie mial czasu na myslenie o prezencie dla mnie). W pierwszym z pudel znajdowala sie... nasza kotka Pom-Pom, zawinieta w ozdobny papier. Potem przyszla kolej na 2 kartki (od Meza i od jego rodzicow), zielony sweterek i... kolejna sukienke! Zaczelam sie zastanawiac, ze moze wszyscy usiluja mi tymi prezentami cos przekazac, np, ze powinnam sie wreszcie zaczac ubierac kobieco do kosciola (wsrod moich eleganckich ubran dominuja niestety spodnie).
Prezentem glownym byl... tablet od Meza. Nareszcie bede mogla rozwinac skrzydla jako graphic designer!

W sobote rano, po mszy, caly kosciol udal sie jak zwykle do sali bankietowej na wspolny posilek. Tam czekalo juz na mnie ciasto i budyn, zrobione dla mnie przez mame Meza. Wszyscy w kosciele zaspiewali mi "Happy Birthday", wiekszosc wysciskala.

Wieczorem w domu A pojawila sie "grupa druga", aby czcic moje urodziny. Bylo dosc milo i bardzo imprezowo. Niektorzy, jak zwykle, niezle sie zaprawili.
Po imprezie zostalo w domu pobojowisko, ktore sprzatalam przez pol nocy i pol niedzieli, ale nie zaluje: lubie, jak ludzie dobrze sie bawia.

Nie przypuszczalam, ze w ciagu tych dwoch dni spotka mnie tyle niespodzianek. Musze jednak przyznac, ze w towarzystwie "grupy pierwszej" czulam sie duzo lepiej. Jednak da sie bawic bez alkoholu, a chrzescijanie potrafia byc towarzyscy i duzo bardziej zabawni, niz ludzie, ktorych (teoretycznie) nic nie ogranicza.
Mysle, ze w przyszlosci nie bede juz miala dylematu co robic i z kim czcic wyjatkowe okazje.

No comments:

Post a Comment