Sunday, March 20, 2011

LA Marathon 2011

Jak co roku nadszedł marzec, a wraz z nim maraton w Los Angeles. Jedyne, co miało go wyróżniać od poprzednich, to pogoda. Miało padać.
Wstalismy o 3:30 rano, o 4:30 byliśmy w Dodgers Stadium. Lekko kropil deszcz.
Po obfotografowaniu biegaczy przygotowujących się do maratonu, około 8 rano przenieslismy się na linie mety, do Santa Monica.
Tam rozpetalo się prawdziwe piekło. Deszcz zaczal porzadnie padac okolo 10 a 2 godziny pózniej lalo jak z cebra. Ci z nas, ktorzy nie mieli peleryn przeciwdeszczowych, ubrali sie w plastikowe torby na smieci.

 Zostaliśmy przez naszych supervisorow wyposażeni w... torebki ziploc, do których wlozylismy aparaty (obiektywy wystawilismy przez dziurę).


Po godzinie fotografowania w deszczu mialam mokre rękawy oraz nogi od kolan w dół. W butach mi chlupalo. Pomimo 6 warstw ubrań było mi przerazliwie zimno.

Około 9 rano zaczęli przybiegac pierwsi maratonczycy. Miałam nadzieje, ze, ze względu na pogodę, ilośc fotografów na linii mety zostanie zredukowana. Nic takiego jednak się nie stało. Maratonczykow przybywało, deszcz padał coraz mocniej, my (fotografowie) byliśmy coraz bardziej mokrzy. Zaczął wiać wiatr, który, w krótkim czasie, pozrywal nam tła do fotografii i polamal plastikowe stelaze, na których tła były zamontowane. Obiektywy, pokryte kroplami wody, nie lapaly ostrosci.

Około 4 po południu skonczylismy prace. Wszyscy byliśmy zmarznieci i przemoczeni do suchej nitki. Moje buty nadawały się do wyrzucenia. Szukałam (bez powodzenia) nozyczek, którymi mogłabym odciąć sobie ciężkie, przemoczone jeansy na wysokości kolan.
Po pracy spotkaliśmy się wszyscy w sali konferencyjnej hotelu, w którym zameldowani byli fotografowie spoza Californi, i zaczęliśmy dzielić się wrażeniami z maratonu:
- Fotografowie, którzy pracują dla firmy ponad 20 lat, mówili, ze nigdy nie mieli okazji robić zdjęć w równie trudnych warunkach.
- Maratonczycy, przybiegajacy na linie mety, dziękowali nam serdecznie za robienie zdjęć w taka pogode.
- Mieliśmy wspaniałych pomocników: kilku mężczyzn z Meksyku, którzy próbują zerwać z kryminalna przeszłością i uczciwie pracować na życie. Takiego entuzjazmu, zapału i optymizmu nie widziałam dawno u nikogo.
- Wszyscy jednogłośnie stwierdziliśmy, ze za minimum 10 lat będziemy się z tego śmiać. Minimum 10.

To byl bardzo trudny maraton, ale jednoczesnie wyjatkowy, bo inny niz wszystkie. O tym maratonie bedziemy opowiadać historie.
W domu byliśmy o 10, spać poszłam o 11. To był długi dzień.


- Posted using BlogPress from my iPhone

No comments:

Post a Comment