Tuesday, January 12, 2010

Dzien 30- Warszawa i PKP

Dziś rano pojechalismy do Warszawy- w celach biznesowo-rozrywkowych.
Aby uniknąć korków na drogach oraz kolejek przy kasach wyjechalismy z domu już o godzinie 6:30. Na dworcu kupiliśmy bilet na pociąg o godzinie 7:34, wcześniejszym o 20 minut od tego, którym na początku planowalismy jechać.
Stojąc w kolejce do kasy ujrzelismy w tlumie znajoma twarz: ZZ, przyjaciel rodziców, wstal przed switem specjalnie po to, aby przywieźć nam torbę pełna faworkow. Poczulismy się naprawdę wyjątkowo. Dziękujemy MZ za upieczenie a ZZ za przywiezienie tych pysznosci!
O 7:20 podjechal piękny, czysty i nowoczesny InterCity. Pozegnalismy się z ZZ i wsiedlismy do niego. Po kilku minutach okazalo się, ze InterCity odjezdza o 7:54, natomiast ten, który powinien tu być (regionalny), ma już 20 minut opóźnienia. Zdecydowaliśmy, ze wysiadziemy i poczekamy, uniknelismy w ten sposób opłat manipulacyjnych związanych ze zmiana biletu na InterCity.















W Warszawie byliśmy około 9:45. Pierwszy raz mialam okazje zobaczyc Zlote Tarasy.




















Pogoda byla nawet znosna, ale ulice i chodniki- w fatalnym stanie, nieodsniezone, zawalone breja sniegowo- solna. Podobno wladze miasta spedzily 50 mln PLN na odsniezanie, ale po tym, co widziałam muszę stwierdzić, ze byly to pieniądze wyrzucone w błoto (a dokładniej- w solna breje).
Po spotkaniu biznesowym w Blue City pojechalismy do Palacu Kultury I Nauki, aby z jego szczytu obejrzeć panoramę miasta. Widok był rzeczywiście piękny.





Potem udalismy się do kawiarni Starbucks, w której nabylismy piękny kubek dla SS, mojej szwagierki. Pojechalismy rowniez na Stare Miasto.




Zwiedzanie Warszawy byłoby zupełnie inne, gdybyśmy nie musieli patrzeć caly czas pod nogi i szukać miejsc na chodniku, w których da się przejść bez ugrzezniecia po kolana.
O 16:45 byliśmy spowrotem na dworcu, gotowi do powrotu pociagiem o 17:20. Niestety okazało się, ze ten pociag to InterCity, a ja miałam już zakupione bilety na regionalny. Najbliższy odjezdzal o 19:50. Nie chcieliśmy czekać tak długo, wiec postanowiliśmy wymienić bilet.
Pani w kasie powiedziała nam, ze musimy pójść do kasy zwrotow.
W kasie zwrotów była ogromna kolejka, powiedziano nam, żebyśmy poszli do kasy za informacja.
Pani w kasie za informacja skierowała nas do informacji.
Pan w informacji skierowal nas do okienka nr 1.
Pani w okienku nr 1 napisała coś na bilecie i powiedziała, żebyśmy poszli do okienka zwrotów, aby otrzymać zwrot pieniędzy, "ale tam taka kolejka, nie wiem, czy koleżanka zdąży was przyjac. Idzcie do kasy nr 1".
W kasie nr 1 pani powiedziala, ze zwrócić bilet możemy tylko w tej kasie, w której go kupiliśmy, i kazała nam pójść do kasy, w której na samym początku pytaliśmy o zwroty...
Na moje oburzone pytania, dlaczego jestem wciaz odsylana gdzie indxiej, w każdym z tych miejsc odpowiadano mi, ze poprzednia osoba zle nas skierowała. Mąż patrzyl sie na to wszystko z niedowierzaniem i pytal mnie, dlaczego bedac tak traktowana, nie wzywam managera. Nie przypuszczam, ze cokolwiek by to dalo (nawet, gdyby manager jakims cudem sie pojawil): co chwila w glosnikach slyszelismy komunikaty o opoznionych pociagach, na dworcu byla cala masa krzyczacych, zdenerwowanych ludzi, ktorzy rowniez nie mogli czegos zalatwic. Nic by to nie zmienilo, gdybysmy stali sie jednymi z nich.
W koncu pojechalismy pociagiem o 18:20. Maz byl bardzo podekscytowany, bo po raz pierwszy jechal pociagiem z przedzialami.
W domu bylismy okolo 9 wieczorem. Czulam sie, jakbym byla w tej Warszawie nie jeden dzien, ale tydzien. Pociesza mnie to, ze za kilka dni bedziemy smiac sie do rozpuku opowiadajac te historie naszym amerykanskim znajomym.

No comments:

Post a Comment