Wednesday, December 2, 2009

Tijuana!


W poniedzialek wieczorem postanowilismy, ze we wtorek wybierzemy sie na wycieczke do Meksyku. Do granicy mamy jedynie 2 godziny jazdy.
We wtorek o godzinie 9 rano, wraz z AW i MB ruszylismy do San Diego. Czekali tam juz na nas ADZ, GW i DL. Cala nasza siodemka, w dwoch Nissanach Xterra, wyruszyla w kierunku granicy.
Po 30 minutach ujrzelismy znaki informujace nas, ze Meksyk juz blisko.


Zaparkowalismy auta po amerykanskiej stronie i na piechote ruszylismy w dalsza droge.
Wyglad przejscia granicznego bardzo mnie zaskoczyl. Spodziewalam sie, tak jak w Europie, okienka i celnika, ktory kazdemu zada kilka pytan. Okienko owszem, bylo, ale zwykly turysta nie musial do niego podchodzic. Wystarczylo przejsc przez obrotowa bramke, potem przez druga...


... i juz jestesmy w Meksyku.


Tijuana jest typowo "turystyczna" miejscowoscia. Mozna tu zaopatrzyc sie w roznego rodzaju bizuterie, koce, meksykanskie poncha, marakasy i wiele, wiele innych drobiazgow. Mozna bezkarnie zakupic leki, ktore w Stanach Zjednoczonych sa na recepte. Mozna rowniez zjesc doskonale (bo oryginalne) meksykanskie jedzenie, oraz spedzic wieczor w barze, pijac piwo i grajac w bilard.
Jest bardzo tanio. Sprzedawcy, widzac turystow na ulicy, zapraszaja do srodka i zachwalaja swoje towary. Chetnie sie targuja. Potrafia zgodzic sie na zbicie ceny o 70%, czestuja w sklepie tequila, robia wszystko, zeby tylko sprzedac towar. Nie sa jednak meczacy, tak jak, na przyklad, sprzedawcy w Turcji, ktorzy w celach zarobkowych uciekaja sie czesto do bardzo nieczystych zagran. Bylam w Turcji pare lat temu i musze przyznac, ze zdecydowanie bardziej podoba mi sie atmosfera Tijuany. Pomimo panujacej wszedzie biedy, ludzie sa usmiechnieci i skorzy do zartow.
GW i ADZ, stali bywalcy Tijuany, zabrali nas do malej restauracyjki z najlepszym jedzeniem w okolicy.


Zaraz pojawil sie okoliczny bard z gitara, ktory, na zyczenie Meza, zaspiewal "Volver, volver".
Przez reszte dnia spacerowalismy po okolicy, kupowalismy drobne upominki, jedlismy tacos i tamales... niektorzy z nas wybrali sie nawet do aptek po jakies niedostepne w Stanach pigulki. Okolo 6 wieczorem stwierdzilismy, ze juz czas wracac do domu.
Szescioro z nas przeszlo przez granice bez problemu (nawet ci, ktorzy zapomnieli paszportow). Jedynie GW zostala zatrzymana, gdyz... miala niezaplacony mandat w innym stanie. Po wyjasnieniu sprawy, ktore trwalo okolo godzily, GW wrocila. Wsiedlismy w nasze samochody i, wraz z zakupionymi marakasami, kocami i ponczami, wyruszylismy w droge powrotna do San Diego i Los Angeles.

No comments:

Post a Comment