Jak co dzien rano zostalam obudzona przez kotke namietnym lizaniem po twarzy. Chcac nie chcac wstalam i dalam jej jesc. Spozywszy sniadanie, Pom- Pom pokrecila sie troche po mieszkaniu, po czym zaszyla sie gdzies, zapewne w celu uciecia sobie drzemki, ja zas zasiadlam na kanapie z laptopem na kolanach, aby sprawdzic poczte.
Pol godziny pozniej zaczelam powoli zbierac sie do wyjscia (umowilam sie z M. na kawe). Ze zdziwieniem skonstatowalam, ze kotka nie chodzi za mna krok w krok (co jest sytuacja wyjatkowa: zwykle gdzie ja- tam i ona), i ze nie ma jej w polu widzenia. Sprawdzilam jej lozeczko, szafe i ulubione parapety oraz koszyk na owoce, ktory od pewnego czasu zmienil swoja funkcje i jest teraz koszykiem na kota. Pom- Pom zniknela.
Na nawolywanie i potrzasanie pudelkiem z chrupkami odpowiedzialo mi stlumione miauczenie. Raz jeszcze sprawdzilam szafe oraz wszystkie szafki kuchenne i lazienke. Po chwili zorientowalam sie, ze miauczenie dochodzi z... kanapy. Podnioslam koc, wyjelam wszystkie poduszki.
Podnioslam kanape. Z rozdarcia w jej spodniej czesci pomachala do mnie biala lapa. Powiekszylam dziure pozwalajac kotu wyjsc na wolnosc.
Zastanawialam sie jak spore zwierze moze splaszczyc sie do dwoch cali, wpelznac pod kanape i wejsc do jej wnetrza. Odpowiedz na pytanie pojawila sie jak tylko postawilam mebel spowrotem na podlodze: bylam swiadkiem, jak Pom- Pom zmienia ksztalt, i w blyskawicznym tempie wsuwa sie spowrotem...
No comments:
Post a Comment