Wczoraj po poludniu, relaksujac się w łóżku po naszej wyprawie wielkanocnej, poczułam trzesienie ziemi. Najpierw lagodne, potem coraz silniejsze. Zakolysaly się zaluzje w oknach, regal, polki na scianach. Slychac bylo dziwny dzwiek, jakby szum. Pom-Pom obudzila się i zaczęła się rozgladac. Po raz pierwszy i ja się zaniepokoilam i obudzilam spiacego obok Meza.
Z wiadomosci dowiedzielismy sie, ze na granicy meksykansko- amerykanskiej mialo miejsce trzesienie ziemi o sile 7.2 stopnia w skali Richtera. Silniejsze, niz na Haiti. Jedynie 2 ofiary smiertelne, prawdopodobnie dlatego, iz w tym regionie budynki wznoszone sa wedlug innych regul, niz na Haiti, i nie zawalaja sie tak latwo.
Dzis rano obudzilam sie z kotka, spiaca przy moim boku. Zaskoczylo mnie to, bo z reguly spi w swoim lozeczku. Dopiero po zajrzeniu do mojej ulubionej, iPhone'owej aplikacji USGS zorientowalam sie, ze w ciagu nocy mielismy KILKANASCIE malych trzesien ziemi (po angielsku nazywa sie to "aftershock", mniejsze trzesienie ziemi nastepujace po wiekszym), 2 - 2.5 stopnia w skali Richtera. Widac futrzak tez przejal sie cala sprawa.
No comments:
Post a Comment