Sunday, October 13, 2013

Jury duty (2/3)

W kazdy piatek po rozpoczeciu sluzby w sadzie, po godzinie 5PM, obywatel ma obowiazek wykrecenia numeru sadu i wysluchania wiadomosci dotyczacej procesow w nastepnym tygodniu. Jesli zadne sie nie odbywaja, mozna nie pojawiac sie w sadzie i spac spokojnie.
W piatek 4. pazdziernika zapomnialam zadzwonic. O 8 rano w poniedzialek wykonalam zalegly telefon i dowiedzialam sie, ze we wtorek rozpoczyna sie proces, ze bedzie wybierana lawa przysieglych i ze cala akcja zacznie sie o godzinie 8:30AM. 
We wtorek rano pojechalam do sadu. Wraz ze mna na wezwanie stawilo sie okolo 60 osob, w tym tata mojej bylej szefowej oraz rodzice mojej obecnej szefowej (mieszkam w bardzo malym hrabstwie i prawdopodobienstwo spotkania kogos znajomego jest bardzo duze). Punktualnie o 8:30 na sale wszedl przyjemny blondyn, przedstawil sie jako clerk of court i powiedzial, ze od rozpoczecia procesu bedzie posredniczyl miedzy lawa przysieglych, prawnikami oraz sedzia (te osoby nie moga sie ze soba w zaden sposob porozumiewac). Sprawdzil liste obecnosci i wlaczyl nam film instruktazowy pouczajacy nas, co sie bedzie dzialo i czego sie spodziewac. 
Kazano wstac. Na sale wszedl sedzia w todze, dwoch oskarzycieli, obronca oraz podejrzanie wygladajacy typ w asyscie policjanta. Kazano usiasc. 
Blond posrednik wyciagnal liste, na ktorej wydrukowane byly imiona i nazwiska 26 osob wylosowanych przez komputer. W tym moje, taty mojej bylej szefowej oraz rodzice mojej obecnej szefowej. 
Usiedlismy wszycy na krzeslach ustawionych pod sciana przeciwlegla do tej, pod ktora siedzial sedzia (tak, dokladnie tak jak na filmach!). Oskarzyciel wstal i zaczal zadawac nam pytania majace na celu ustalenie, czy nadajemy sie na sedziow przysieglych. 
Za zgoda obroncy oraz z aprobata sedziego, wyeliminowano wszystkich tych, ktorzy osobiscie znali oskarzonego lub swiadkow. A bylo ich niemalo. Odpadl wygladajacy na harlejowca facet, ktory znal swiadkow od piatego roku zycia i chodzil z nimi razem do szkoly. Odpadlo pare osob, w tym rodzice mojej szefowej, ktorzy wiedzieli o sprawie tyle, ze (jak sami przyznali) nie byliby w stanie zachowac bezstronnosci.
Przyszla kolej na bardziej szczegolowe przesluchiwanie kandydatow na przysieglych. Zadawane pytania mialy duzy zwiazek z majacym sie odbyc procesem. Odpadl tata mojej bylej szefowej, ktory z cala moca stwierdzil, ze palacz marihuany w zadnym wypadku nie moze byc prawdomownym swiadkiem, i ze musi byc natychmiast zamkniety w wiezieniu. Po oskarzycielu pytania zadawal obronca. Za kazdym razem nowe osoby z sali zastepowaly te, ktore odpadly.
Po wyczerpaniu puli pytan przyszla kolej na eliminacje 12 osob, 6 przez oskarzenie i 6 przez obrone. Na krzeslach pozostalo 14 osob, w tym ja (hura!). Kazano nam wstac. Zaprzysiezono nas na sedziow, pouczono, ze o sprawie nie mozemy rozmawiac miedzy soba ani z nikim innym az do konca procesu. Zaznaczono rowniez, ze nasza decyzja co do losow podejrzanego ma zapasc jedynie w oparciu o to, co uslyszymy w sadzie, nie powinnismy zatem szukac informacji na temat tego, co zaszlo, w internecie, gazetach, telewizji, lub tez jezdzic na miejsce przestepstwa na samodzielne ogledziny.
Jeden z oskarzycieli przeczytal typowi nastepujace zarzuty:
- usilowanie potrojnego zabojstwa,
- zastraszanie bronia,
- posiadanie nielegalnej broni,
- zniszczenie mienia.
Moja ekscytacja siegla zenitu: tu, gdzie mieszkam, jakiekolwiek przestepstwa sa niezwykla rzadkoscia, a tu wlasnie zaprzysiezono mnie do strzelaniny! Coz za rarytas!

2 comments: