Sunday, May 15, 2011

Kaiser Permanente Pasadena Marathon 2011 :)

Pobudka o 4:00 rano.
Rozpoczecie o 5:45.
Ulewny deszcz.
Z gory i pod gore.
3 batony proteinowe i 1 napoj SoyJoy.
26.2 mile (42 km).
2 godziny 40 minut.
Nawet mi medal dali :)

Fotografowalam bardzo wiele maratonow i wyscigow. Po raz pierwszy mialam okazje byc po drugiej stronie aparatu.
Jazda zaczyna sie, gdy jeszcze jest ciemno. Po wysluchaniu hymnu narodowego, setki rowerzystow wyruszaja na rajd po Pasadenie. Pasadena Marathon Bike Tour nie jest wyscigiem- nie mierzy sie czasu, nie ma wygranych lub przegranych.
Ulice sa zablokowane, obstawione przez policjantow na motocyklach. 
5 mil za mna.
O 6 rano swiatla drogowe migaja na czerwono. Pozniej rowerzysci maja zawsze pierwszenstwo, pomimo, iz swiatla moga wskazywac inaczej. Dziwnie tak, jechac pustymi ulicami duzego miasta, przekraczajac skrzyzowania na czerwonym swietle.
10 mil za mna. Zaczynaja mnie bolec posladki.
Pomimo wczesnej godziny mamy kibicow: mieszkancow domow, kolo ktorych przejezdzamy. Siedza sobie na lezakach pod parasolami, klaszcza, gwizdza, wznosza zachecajace okrzyki, i dzwonia krowimi dzwonkami. W kiku miejscach, na trasie, znajduja sie rowniez stoly z kubkami wody, ktore mlodziez podaje przejezdzajacym rowerzystom.
Mija mnie cala masa ludzi na rowerach drogowych. Frustrujace. Moj rower gorski jest duzo ciezszy.
12 mil za mna. Zaczynam lekko wiercic sie na siodelku.
Pada deszcz. Ulewny. Jestem zupelnie mokra. Jest mi cieplo, gdy pedaluje pod gore, ale przy zjezdzie w dol robie sie fioletowa z zimna.
18 mil za mna. Jade, siedzac raz na jednym posladku, raz na drugim. Bol staje sie nie do wytrzymania. Mijam faceta, ktory wierci sie na siodelku, widac ma ten sam problem, co ja.
Mijam fotografow, ukrytych za aparatami. Rozpoznaje paru znajomych. Facet na drabinie wyglada jak moj Maz, ale moge sie mylic.
Po 20 milach zatrzymuje sie na 2 minuty, zeby napic sie wody i odwinac batona proteinowego. Jade dalej.
Okolo 22 mili lapie trzeci wiatr w zagle- jeszcze tylko 4 mile!
Mijamy maratonczykow, ktorzy niedawno zaczeli bieg. Na drodze robi sie tloczno, ale wszyscy sa niezwykle ostrozni i uwazni.
Z "Uprising" (Muse) w sluchawkach iPhone'a, przekraczam linie mety. Widze szwagierke z chlopakiem i Meza, robiacych zdjecia ludziom z medalami. Zsiadam z roweru, pije wode i jem banana, uprzejmie podanego mi przez obsluge maratonu. Ktos wrecza mi medal i gratuluje ukonczenia wyscigu.


Jest 8:25 rano. Maz robi mi zdjecie.

5 comments:

  1. Brawo! Dojechałaś do mety! Gratuluję! :)

    ReplyDelete
  2. Wowow! Gratulacje... nie mogę sobie wyobrazić siebie jadącej TYLE kilometrów na rowerze. POdziwiam!!

    ReplyDelete
  3. gratulacje i pozdrowienia.

    ReplyDelete
  4. Dziekuje wszystkim! Na rowerze moge jechac, ale w zyciu bym tej trasy nie przebiegla.

    ReplyDelete