W ciagu ostatnich kilku tygodni Maz byl na wyjazdach sluzbowych. Prawie sie nie widzielismy. Totez jak wyjazdy sie skonczyly, po pracy chcialam spedzic z nim jak najwiecej czasu. W ciagu ostatniego tygodnia chodzenie do fitness klubu zostalo zastapione wspolnymi spacerami lub jazda na rowerze.
Brakowalo mi jednak basenu i porzadnych cwiczen silowych, ale to oznaczaloby, ze w domu bylabym o 8 wieczorem.
Szef kiedys powiedzial mi, ze on wstaje o 5:30 rano, biega, potem bierze prysznic i idzie do pracy. Uznalam go wtedy za totalnego czubka (kto przy zdrowych zmyslach, idac do pracy na 8:30, dobrowolnie wstaje o 5:30?), ale dzis postanowilam te metode wyprobowac.
Polozylam sie spac o polnocy, jak zwykle (wczesniej po prostu nie umiem zasnac).
Wstalam o 5:30 rano. Wypilam moja soy chai latte i przygotowalam sobie lunch do pracy.
O 6:00 wyszlam z domu.
O 6:20 bylam w basenie.
O 7:15 skonczylam plywanie.
O 7:50 bylam w biurze i, czytajac mejle, jadlam jogurt.
O 8:30 rozpoczelam prace.
Da sie? Wyglada na to, ze sie da. Zobaczymy, czy uda mi sie powtorzyc ten wyczyn jutro rano.
No comments:
Post a Comment