Wednesday, September 12, 2007

One Big Melting Pot (2)

W srode zadzwonila do mnie Pavla, zeby zaprosic mnie na impreze urodzinowa Patricii. Oficjalne rozpoczecie zabawy zostalo wyznaczone na godzine 22:00. Wydawalo mi sie to dosc szalone ze wzgledu na dzieci obecne na przyjeciu ale Pavla wytlumaczyla mi, ze wszyscy jej znajomi pracuja do pozna i to jest w zasadzie jedyna mozliwa godzina. Zachecila jednak do wczesniejszego przyjscia i zapewnila, ze pare osob juz bedzie.
Nabylam stosownego misia oraz karte prezentowa w sklepie dla dzieci Gymboree (karty prezentowe sa nawiasem mowiac swietnym pomyslem: obdarowany moze kupic sobie dokladnie to, co sprawi jemu samemu najwieksza przyjemnosc) i wyruszylam w droge (Maz byl w pracy, mial dolaczyc pozniej). Zajechalam na miejsce, zaparkowalam przed kompleksem budynkow i niepewnie wyruszylam na poszukiwanie wlasnego mieszkania.

Bardzo popularne sa tu dwupietrowe kompleksy mieszkaniowe. Kazdy taki kompleks jest podzielony na segmenty ze schodami, z ktorych wchodzi sie do osmiu mieszkan: czterech na dole i czterech na gorze.

Zastanawialam sie jak ja w tych egipskich ciemnosciach (nie bylo tu zadnych lamp a numery mieszkan sa male i zamontowane na drzwiach) odnajde wlasciwy apartament. Nie bardzo chcialo mi sie z buta przemierzac osiedle, szczegolnie, ze to bywa czasem dosc niebezpieczne. Dzieki Bogu zauwazylam na jednym z balkonow baloniki i lysawa glowke, ktorej wlascicielka podskakiwala wesolo. Po zblizeniu sie do drzwi wiedzialam, ze o pomylce nie moglo byc mowy: buty.

Do domu mieszkanca Bali nie wchodzi sie w butach: uzna on to za wielki nietakt i obraze. Buty nalezy zostawic PRZED DRZWIAMI FRONTOWYMI.

Maz przyznal mi sie potem, ze przed przyjsciem na impreze zrobil sobie staranny pedicure.

Zapukalam sciagajac sandaly.
Otworzyl mi dwudziestoparoletni Balijczyk w type Ronaldinho/Apocalypto. Zaprosil do srodka po czym zupelnie naturalnie wreczyl mi mieso na patyku. Po chwili zjawila sie pani domu piastujac na biodrze solenizantke (ktorej w ciagu ostatnich kilku tygodni uroslo calkiem sporo wlosow) ubrana w rozowa sukieneczke, a niebawem zostalam rowniez usciskana przez jej meza, Numana.
Rozejrzalam sie po pokoju: oprocz mnie bylo tu jeszcze moze jakies 8 osob (Balijczycy, Japonczyk, kobieta, ktorej matka jest Koreanka a ojcem rodowity Indianin) w tym troje dzieci w wieku okolo 2 lat. Okazalo sie potem, ze liczba dzieci zwiekszyla sie tylko o dwoje, za to liczba doroslych wzrosla do okolo 40.
Wiekszosc obecnych to pracownicy orientalnych restauracji.
Japonczyk przyjechal do USA 12 lat temu.
Indianko- Koreanka przyprowadzila dorosla i dwuletnia corke, po ktorych jasno mozna bylo stwierdzic, ze jej maz jest Afroamerykaninem.
Wiele osob na poczatku pracowalo na statku wycieczkowym i w taki wlasnie sposob znalazlo sie w USA. Nawet niespecjalnie sie kryli z faktem, ze nie sa tu tak do konca legalnie.
Przyszla dziewczyna w bardzo zaawansowanej ciazy.
Przyszla inna, z kilkutygodniowym niemowleciem na rekach.
Oprocz mnie i Pavli w mieszkaniu byli sami Azjaci.

No comments:

Post a Comment