Saturday, January 18, 2014

Beton

Ktoregos pochmurnego, listopadowego popoludnia wybralam sie do banku. Deszcz jakby troche ustal, ale jezdnia byla caly czas mokra. Wygladalo na to, ze bank, przebudowywany od jakiegos miesiaca, wreszcie otworzyl swe podwoje, skierowalam sie wiec w strone nowego parkingu.
Po wjezdzie na nowy podjazd zorientowalam sie, ze mokra, jak sie wydawalo, nawierzchnia, w rzeczywistosci jest swiezo wylanym betonem, w ktory powoli zaglebiaja sie moje przednie kola. Serce zamarlo mi w piersi. Przytomnie wycofalam sie ze strefy zagrozenia, zostawiajac przed soba glebokie slady kol.
Ups.
Rozejrzalam sie: nie bylo tasmy zabezpieczajacej, stozkow ostrzegawczych, robotnikow, NICZEGO, co mogloby sugerowac, ze ten teren jest caly czas w stanie konstrukcji. Zwalczylam przemozna ochote ucieczki, okrazylam mokry beton, i zaparkowalam z drugiej strony, przy drzwiach wejsciowych. Po ogledzinach auta okazalo sie, ze slady betonu mam jedynie na przednich kolach a nie na podwoziu.
W banku przyznalam sie do popelnionego czynu. Panie strasznie mnie przepraszaly w imieniu robotnikow (ktorzy radosnie udali sie na lunch, nie zabezpieczywszy terenu), skonczylo sie wiec na wymianie serdecznosci, wplacie gotowki, i moim odjezdzie.
Po powrocie do pracy okazalo sie, ze woda z kaluz splukala cement.
Z budynku wyszedl maz, ktory wlasnie wybieral sie do Tennessee.
- Bedziesz przejezdzal kolo banku? - zapytalam go.
- Bede, czemu pytasz?
- Popatrz na ich nowy podjazd, jakis idiota wjechal w swiezo wylany cement.

:)

2 comments: