Saturday, November 23, 2013

Podróże małe i duże (2/2)

Mruczac "excuse me" usadowilam sie przy oknie, obok starszej pani, ktora miala byc moja towarzyszka podczas dziewieciogodzinnego lotu do Chicago. Zdjelam kurtke, wetknelam polokragla poduszke miedzy glowe a ramie, i zajelam sie przegladaniem newsow na iPhonie (bo jeszcze bylismy na lotnisku).
Pani obok mnie rozmawiala przez telefon po polsku:
- No tak, tak. No juz zaraz kolujemy. No dobrze, to caluje. No pa. Cmok. Cmok, cmok, cmok. Cmok, cmok. Cmok, cmok, cmok, cmok, cmok.

Hmmm...

Gdy pani odlozyla sluchawke, zagadnelam do niej:
- Mozemy rozmawiac po polsku. Mam nadzieje, ze milo spedzimy razem lot.
- Oj tak, tak, bo wiesz, probowalam sie dodzwonic do Wieski, ale telefon mi wylaczyli w Polsce. To Zenek mi poradzil, zeby zadzwonic do Orange, no i zadzwonilam dzis rano, to mi wlasnie podlaczyli no i teraz moge wreszcie rozmawiac, bo mialam udar 3 tygodnie temu... czekaj, znowu Krysia do mnie dzwoni.... No czesc. - pani zwrocila sie do osoby w sluchawce - No czemu sie do mnie nie odzywalas, glupia torbo??? No tak, juz kolujemy. No pa. Cmok. Cmok, cmok, cmok. Cmok, cmok.

W tym momencie pozalowalam, ze nawiazalam jakikolwiek kontakt, ale postanowilam nie tracic ducha. Wyjelam sluchawki, wlaczylam "The Hangover Part III" na ekranie przede mna, i rozpoczelam blogie odmozdzanie.
Pani jednak nie dawala za wygrana. W ciagu nastepnych 9 godzin dowiedzialam sie, ze mieszka w Chicago od 20 lat, lata do Polski srednio 2 razy do roku, ma amerykanski paszport, ma jedna corke w Polsce a druga w Stanach, i wielu, wielu innych pasjonujacych szczegolow z jej zycia.

Na krotko przed ladowaniem rozdano nam deklaracje celne do wypelnienia.
- A jak to sie wypelnia? - zapytala mnie pani.
Zdziwilo mnie pytanie, bo, dla osoby, ktora mieszka w Stanach od 20 lat, ma amerykanski paszport i lata na trasie Stany - Polska 2 razy do roku, wypelnianie deklaracji celnej powinno byc czyms naturalnym i zrozumialym.
- Ta jest, jak pani widzi, po niemiecku. Prosze poprosic stewardesse o angielska wersje, wtedy na gorze wpisze pani odpowiednie dane z paszportu, a ponizej odpowie na pytania "tak" lub "nie" i podpisze.
Niestety, na pokladzie nie bylo angielskich wersji deklaracji, bo sie skonczyly.
- Przed kontrola imigracyjna na stoliku bedzie caly stosik, moze pani wziac stamtad i wypelnic.
- Ale pomozesz mi, tak?
- Nie wiem, czy bede miala wystarczajaco duzo czasu. Mam nastepny lot godzine i 15 minut po ladowaniu, wiec moge nie zdazyc. Jesli pospieszy sie pani i pojdzie ze mna, to moge pani pokazac, gdzie leza deklaracje. Prosze sie nie martwic, bedzie tam cala masa Polakow, i na pewno ktos pani pomoze.

Po wyladowaniu kobieta gnala za mna przez caly terminal az do kontroli imigracyjnej. Na miejscu okazalo sie, ze zniesiono obowiazek wypelniania deklaracji celnych dla obywateli USA, i ze teraz wystarczy zeskanowac paszport w okienku, zrobic sobie zdjecie, odpowiedziec na pytania na ekranie, wcisnac "zatwierdz", "drukuj" i sprawa zalatwiona.
Stanelam w kolejce. Pani za mna. Przede mna jakies 10 osob.
Podeszla do mnie jedna z pasazerek, Amerykanka, z prosba, abym pomogla odpowiedziec na pytania na ekranie jakiejs Polce, ktora ZA GROSZ NIE ROZUMIE PO ANGIELSKU. Spojrzalam w strone Polki: przede mnia stala dziewczyna, pare lat starsza ode mnie, z amerykanskim paszportem w reku.
Za mna moja towarzyszka podrozy, ze swoim, amerykanskim paszportem, ciagnela mnie za rekaw, pytajac, czy przetlumacze jej to, co bedzie na ekranie.

Nie rozumiem, jak mozna mieszkac w jakims kraju od 20 lat, miec jego obywatelstwo i nie umiec porozumiewac sie w jezyku tego kraju. Rozumiem, ze te kobiety mieszkaja pewnie w polskiej dzielnicy, z polskimi mezami, pracuja w firmach prowadzonych przez Polakow, kupuja samochody od polskiego dilera, a domy od polskiego agenta nieruchomosci, ale nieznajomosc jezyka kraju, ktorego obywatelstwo posiadaja, wydaje mi sie ogromna ignorancja.

8 comments:

  1. Ja też tego nie pojmuję. O wiele łatwiej by im się żyło i mniej stresujących sytuacji stanęło by na ich drodze, gdyby znały język. Niestety w Chicago jest ogrom takich ludzi.

    ReplyDelete
  2. Rozumiem Twoje oburzenie i tez tak mam. Ale... tylko jesli chodzi o jezyki tak proste jak angielski czy niemiecki i im podobne. Takich mozna nauczyc sie niemal przez osmoze jesli mieszka sie w danym kraju przez kilka lat.

    Ale teraz mieszkam w Japonii, i niestety tutejszy jezyk urzedowy to dla bardzo wielu cudzoziemcow, ktorzy sa tu stalymi rezydentami, to poprzeczka nie do przeskoczenia. Sama pamietam te lata kiedy to ja bylam ta osoba, ktora za grosz nie rozumiala po japonsku. To ja ciagnelam ludzi za rekaw, zeby przetlumaczyli mi to co na ekranie.
    Wiec jesli chodzi o jezyki inne niz europejskie, to w pewnych sytuacjach jestem teraz duzo bardziej wyrozumiala.
    To czego ja, z kolei, nie moge zrozumiec, to ludzie, ktorzy twierdza, ze jezyk znaja, ale robia niesamowicie podstawowe i poczatkujace bledy.

    ReplyDelete
  3. Przed nadaniem obywatelstwa nie ma zadnego testu, czy czegos w tym rodzaju, zeby sprawdzic czy ludzie umieja wogole mowic po angielsku?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Weszlam na strone USCIS i przeczytalam, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, ze egzamin mozna zdawac w jezyku ojczystym. Mnie by to nawet przez mysl nie przeszlo...

      Delete
  4. świetny blog, ciekawie piszesz, wpadnij do mnie po sąsiedzku www.milosciszpilki.blogspot.com

    ReplyDelete
  5. Czasami Ci ludzie po prostu nie maja kiedy I jak sie nauczyc. A ze mozna jakos zyc, I sobie radza- ciagnac za rekaw ludzi na lotnisku, lun wybierajac opcje w sluchwce np. jezyk hiszpanski, to sie nie ucza. Bo nie dotyczy to tylko naszych rodakow.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Wydaje mi sie, ze po 20-letnim pobycie w obcym kraju, mozna sie nauczyc jezyka chocby przez osluchanie.

      Delete
  6. A moze urodzila sie w stanach, potem pojechala do Polski na cale zycie i wrocila na chwile zeby pozwiedzac? troche tolerancji nie zaszkodzi, jak sie mieszka tyle w usa mozna sie i jej nauczyc...

    ReplyDelete