Monday, January 7, 2008

Swieta, Sylwester i postanowienia noworoczne

Swieta minely, Sylwester tez. Zaczal sie Nowy Rok, nowe niespodzianki, nowe postanowienia noworoczne... Zeszlorocznych juz nawet nie pamietam (a czy ktos wogole pamieta swoje? Czy sa to tylko rzeczy, ktore umykaja z pamieci wraz z przymrozkami?). Tym razem postanowienie noworoczne uwiecznie tu, na blogu. A brzmi ono:

Biegac.

Biegac codziennie.
Caly listopad i grudzien biegalam na biezni. 1 stycznia zaczelam biegac po miescie i (uwaga uwaga) zaczelo mi to sprawiac niejaka frajde; szczegolnie spojrzenia robotnikow w waciakach, zatrzymujace sie na moich posladkach obleczonych w niebieskie spodenki. Jedzenie czekolady uchodzi mi plazem. Aby jeszcze bardziej sie zmotywowac, zapisalam sie na wyscig 5K (czyli na 5 kilometrow) ktory odbedzie sie w moim miescie 9 lutego. Limit czasowy na przebycie tego dystansu to 1.5 godziny. Jestem w dobrej mysli, bo w tej chwili przebywam go duzo szybciej (nie bede podawac czasu, zeby sie nie osmieszyc). Zostalo mi jeszcze 5 tygodni treningu. Trzymajcie kciuki.

To nie byly najbardziej tradycyjne Swieta Bozego Narodzenia, jakie przezylam, ale z pewnoscia najciekawsze. Ranek 24 grudnia spedzilam rozmawiajac przez telefon z rodzicami, ktorzy akurat rozpoczeli tradycyjna, wigilijna wieczerze (moja 9 rano to 16 w Polsce). Wieczorem odwiedzilismy z Mezem naszych znajomych- V., Turka, i jego dziewczyne, A., Amerykanke. Zjedlismy sernik, popilismy czerwonym barszczem, goraca czekolada i bialym winem (interesujaca kombinacja). Nazajutrz (25- go, w pierwszy dzien swiat) wybralismy sie do opustoszalego w tym dniu miasta, aby porobic troche interesujacych zdjec. Dolaczyl do nas Dieuleveult, nasz afrykanski kolega (nawiasem mowiac, swietnie prezentowal sie na tle bialych chmur).
Nie mielismy zadnych konkretnych planow na Sylwestra. Paru znajomych zapowiadalo swoje odwiedziny ale w koncu nie bylismy pewni, czy ktokolwiek przyjdzie. 30 grudnia zadzwonil moj kolega z biura, w ktorym kiedys pracowalam. Na Sylwestra wybieral sie ze swoja druga polowa na koncert Orkiestry Transsyberyjskiej (Trans-Siberian Orchestra). Niestety zona wlasnie przeszla operacje szczeki i nie czula sie na silach, aby siedziec pol nocy w glosnej sali, zdecydowali wiec oboje, ze bilety odstapia swoim przyjaciolom. W ten sposob o godzinie 21:30 zasiedlismy na widowni naszej lokalnej areny widowiskowej i ogladalismy opere rockowa (zachecam do wrzucenia w youtube). Nie byl to jednak spektakl na tyle interesujacy, aby ogladac go przez bite 4 godziny, Nowy Rok przywitalismy wiec na tarasie widokowym mieszczacym sie na dachu budynku w ktorym mieszkamy. Popatrzylismy na sztuczne ognie i na miasto, ktore przemierzaly tlumy skapo ubranych dziewczat, sledzonych przez nietrzezwych Afroamerykanow, ktorych z kolei sledzily radiowozy. Przejmujace zimno sprawilo, ze zaraz po polnocy wrocilismy do mieszkania. Okolo 1 w nocy pojawil sie w nim nasz przyjaciel L. i podchmielony Gwatemalczyk z sasiedniego apartamentu. Przy piwach i dzwieku gitar wytrwalismy do godziny 4 nad ranem...

Mowi sie, ze jaki Sylwester, taki Nowy Rok. Zapowiada sie interesujaco.

No comments:

Post a Comment