Monday, July 7, 2008

Swieto Niepodleglosci

4 lipca poplynal szybko na fali wina z Ohio. A bylo to tak:
Kolega M. urzadzil w swoim domu degustacje tego przedniego trunku. Jego mama, ktora przyjechala w odwiedziny, przywiozla ze soba skrzynke zrobionego z ekologicznych skladnikow wina w trzech rodzajach.
Maz wyjechal sluzbowo do Atlanty, Georgia. Punktualnie o 5 po poludniu stawilam sie wiec sama w domu M. z siedmioma kieliszkami (nikt inny tak imponujacej kolekcji nie posiadal, bylam wiec wybawca dla M., ktory w desperacji chcial serwowac gosciom wino z kufli do piwa). Na stole kuchennym pietrzyly sie zakaski: wegetarianskie kanapki, arbuz, truskawki, winogrona, sery... P., mama gospodarza, zrelaksowana, popalala ziolo na balkonie.
Przyszli goscie: lysiejacy facet, jakas dziewczyna z mama, B. z rodzicami, moja przyjaciolka M. z siostra... B., chudy, wysoki jak tyka mlodzieniec, dolaczyl do P.. Widzac to siostra mojej przyjaciolki tez wyciagnela swoja szklana faje z eleganckiej torebeczki. W tle przyspiewywal Bob Marley, pare osob tanczylo.
Jedzenia ubywalo. Nastroje sie polepszaly. Wyjelam ukulele z futeralu i zagralam kilka znanych i lubianych piosenek. Wszyscy spiewali ze mna.


Po wspolnym odtanczeniu "YMCA" postanowilismy zmienic miejsce zabawy. Okolo godziny 9 udalismy sie (kolyszac sie lekko) na glowny plac miejski, aby tam zakonczyc swietowanie Dnia Niepodleglosci. Dla niektorych jednak obchody tego swieta skonczyly sie znacznie pozniej: M., odprowadziwszy mnie do domu, udal sie na wycieczke po okolicznych barach.
Zasypiajac myslalam sobie, ze takie cos moze zdarzyc sie tylko tu, w F., w miescie, gdzie ludzie medytuja, oddaja sie sztuce i muzyce. Tylko tutaj na imprezie bawia sie obok siebie ludzie w wieku od 19 do 70 lat a synowie pala trawe z jednej fajki z mama. Kazdy robi to, co lubi, nie wazne, czy jest to picie, palenie, taniec czy tez granie na instrumencie i nic nie jest w stanie zaklocic tej sielanki. Prawdziwy Independence Day.

No comments:

Post a Comment