Wednesday, December 26, 2007

Nowy domownik

Dzien przed Wigilia spedzilismy na imprezie swiatecznej u naszych przyjaciol, G. i J.. Stol uginal sie od potraw a dom pekal w szwach od ludzi, ktorzy smiali sie, jedli, wchodzili, wychodzili... W pewnym momencie, wraz z kolejna fala gosci, do domu wtargnal nikomu nie znany, bezogoniasty kot. Zostal on natychmiast wygoniony przez G., ktora jest wielbicielka psow.
Cztery godziny pozniej, wychodzac dostrzeglismy wyzej wymienionego kota, ktory czail sie w zaroslach i kombinowal, jakby znow dostac sie do cieplego mieszkania.
Jestem wielbicielka kotow. Moim marzeniem jest zostac posiadaczka sfinksa, ktory, oprocz kompletnego braku siersci, charakteryzuje sie rowniez zawrotna cena (okolo 900$ za kociatko bez praw hodowlanych- czyli nie mozna go rozmnazac). Kot z zarosli (pomimo faktu, ze mial jednak futro) wzbudzil moja sympatie i nagly przyplyw cieplejszych uczuc Meza, ktory, mimo moich slabych protestow (ale z goraca zacheta J., ktory grozil, ze zadzwoni po hycla, bo koty rujnuja mu piwnice), pojmal zwierze i wpakowal do samochodu. Wrocilismy do domu z futrzakiem, ktory zachowywal sie wprost idealnie: przytulal sie, lasil, mruczal jak maszyna.
W domu ogarnelo mnie zwatpienie: a co, jesli ktos kota zgubil, i teraz szuka? Co, jesli jakies dziecko teskni za przyjacielem i placze? Zadzwonilam do J. i poprosilam, aby informowal mnie na biezaco, czy w okolicy nie pojawia sie jakies ogloszenia o zagubionym kocie, a wszelkim ewentualnym poszukiwaczom dawal moj numer telefonu.
Po zapoznaniu sie z naszym mieszkaniem, kot wyruszyl na poszukiwanie ubikacji. Szybko zaimprowizowalismy mu kuwete z pudelka po butach, z ktorej skwapliwie skorzystal. Niestety, potrzebe fizjologiczna nr. 2 zalatwil w desperacji do zlewu kuchennego, wprawiajac mnie i Meza w bezgraniczne oslupienie. Byl to jednak, dzieki Bogu, wybryk jednorazowy.
Kot- a wlasciwie kotka- spi teraz na moich kolanach. Gdy wstaje- nie odstepuje mnie na krok. gdy jest wolana- przybiega. Pompon z tylu i szary kolor sprawiaja, ze wyglada jak duzy zajac (zastanawiamy sie z Mezem, czy brak ogona jest zwiazany z wypadkiem w dziecinstwie, czy tez mamy do czynienia z autentycznym bobtailem; moze ktos wie jak mozna to stwierdzic?). Wciaz znajduje sobie nowe zabawki- a to kokardki na choince, a to koraliki zwisajace z klamki. Bladym switem goni po podlodze za znalezionym gdzies kasztanem, robiac przy tym niesamowicie duzo halasu.
Bedzie mi bardzo ciezko sie z nia rozstac, jezeli ktos sie do niej przyzna, nie moge jednak zatrzymac jej nie robiac wszystkiego, aby zwrocic ja pierwotnym wlascicielom. Pomimo protestow Meza (ktory kotke wprost uwielbia), planuje pojechac w piatek w okolice domu G. i J. i zamiescic ogloszenie o znalezieniu kota. Mam jednak cicha nadzieje, ze nikt sie nie zglosi po odbior.

No comments:

Post a Comment