Tuesday, October 9, 2007

O dzieciach

Kilka dni temu zostalam poproszona przez kolezanke o zajecie sie jej trzyletnia coreczka przez godzine. Odmowilam.

Nigdy nie mialam stycznosci z malymi dziecmi. Nie mam pojecia na jakim sa poziomie umyslowym, czy nosza jeszcze (a moze juz?) pieluche, co zwykle robia, co jedza i na ile mozna sie z nimi komunikowac. Gdy widze male dzieci ogarnia mnie przerazenie i paraliz. Nie chce byc za nie odpowiedzialna.

Kilka dni pozniej poszlismy z Mezem, kolezanka, jej corka i jej chlopakiem do muzeum. Mialam okazje poobserwowac mojego M., slicznie bawiacego sie z mala. Tak, on bedzie swietnym ojcem.

A ja?
Nie wiem, z czego to wynika, ale nie mysle jeszcze o posiadaniu dzieci, boje sie nimi zajmowac, nie chce byc przez nie "zaczepiana", dotykana, zagadywana, wogole niech najlepiej zostawia mnie w spokoju i trzymaja sie z daleka.
Mysle, ze moje podejscie jest wynikiem braku doswiadczenia oraz braku kontaktu z dziecmi przez cale moje zycie. Tylko jak tu zdobyc doswiadczenie, jak odczuwa sie wyrazna niechec? Mam 25 lat. Najwyzszy czas poczuc zew macierzynstwa.
Ale jakos nic mnie nie zrywa.

Czytam kilka blogow, na ktorych blogowiczki chwala sie swoimi dziecmi (dziecko to temat jak najbardziej odpowiedni na bloga: zaloze sie, ze codziennie czegos nowego sie ucza, codziennie cos ciekawego robia, pomimo, iz temat dzieci jest mi calkowicie obcy, jestem w stanie to zrozumiec). Pod kazda notka pojawiaja sie dziesiatki komentarzy w stylu "Ach, jaki on cudny!", "Jaka ona slodka!", "Jaki on madry!", "Jakie piekne usteczka!" itp. Gdybym ja, zgodnie ze swoim sumieniem, miala skomentowac tego typu notke, tekst brzmialby: "Dziecko jak dziecko: ani madrzejsze, ani glupsze od innych, ani piekniejsze, ani brzydsze. Zaden cud natury".
Zupelnie nie rozumiem tego zachwytu i rozplywania sie nad noworodkiem. Wszyscy mowia, jak to male dzieci slicznie pachna. Mialam kiedys okazje poczuc: ten "sliczny" zapach to mieszanina zapachu pudru i kupki. Doprawdy niezwykly aromat.

Zaczelam sie zastanawiac jak to jest, ze w naszym spoleczenstwie kobieta POWINNA miec dzieci, POWINNA chciec je miec, POWINNA sie w ten sposob realizowac. To nie ja.

Przeczytalam bloga Agaty Passent (http://agatapassententer.blog.onet.pl/), gdzie z niezwyklym realizmem opisuje ona "uroki" macierzynstwa. Szczegolnie interesujace wydaja mi sie te notki:
http://agatapassententer.blog.onet.pl/2,ID149379065,index.html,
http://agatapassententer.blog.onet.pl/2,ID157803508,index.html.
Pod kazda z nich wiele komentarzy typu: po co bylo sobie robic dzieci, jak teraz sie ma takie podejscie, chyba pani Agata nie lubi swojego dziecka itp.
Rownie wiele (albo nawet i wiecej) kontrowersji wzbudzil swojego czasu felieton Agnieszki Chylinskiej opublikowany kiedys w "Machinie":
http://www.fundacjamama.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=77&Itemid=72.
Agnieszka uswiadamia (niezwykle dosadnie), ze macierzynstwo to w wiekszosci wcale nie roztkliwianie sie nad malenkimi paznokietkami niemowlecia lub wsluchiwanie sie w jego rozkoszne posapywanie: miec dziecko, to znaczy przemeczyc sie 9 miesiecy z olbrzymim, niewygodnym brzuchem, doswiadczyc ogromnego bolu podczas porodu, nie spac po nocach, miec obolale piersi, wachac kupe i rozmaite papki, myc, przewijac, znowu myc... Po tym felietonie rozpetala sie burza. Dlaczego tak trudno jest spoleczenstwu zaakceptowac fakt, ze nie kazda matka musi uwielbiac te wszystkie czynnosci?

Nie widze dobrego powodu, dla ktorego powinno sie miec dziecko i przechodzic przez to wszystko (moze, jak juz pisalam, moje podejscie jest wynikiem braku doswiadczenia i stycznosci z dziecmi). Podtrzymanie gatunku? Inni podtrzymaja za mnie. Przekazanie komus dorobku calego zycia? Na pewno kogos znajde, nie musi to byc moje dziecko.
Slyszalam o jednym argumencie, ktory jest w stanie do mnie trafic: po kilku latach do malzenstwa wkrada sie nuda, dwie osoby nie wiedza, co maja ze soba dalej robic i wtedy pojawiaja sie mysli o dziecku. Nie wiem, jak bedzie wygladalo moje malzenstwo za kilka lat, wydaje mi sie jednak, ze ten stan nigdy w nim nie zagosci: robimy razem tyle rzeczy i mamy mnostwo wspolnych zainteresowan.
Przeraza mnie fakt, ze bede musiala zrezygnowac z pracy zawodowej i z zycia towarzyskiego. Zartujemy sobie z Mezem, ze zaraz po urodzeniu dziecka przyniose je do domu i powiem mu: tu jest lazienka, tam lodowka, rob sobie co chcesz a ja ide do pracy.
Przeraza mnie mysl o bolu w trakcie porodu. Przeraza mnie to, ze moge utyc. Przerazaja mnie rozstepy i obwisle piersi.

Moze zostane uznana za egoistke. Trudno.
A moze po prostu jeszcze nie przyszedl na mnie odpowiedni czas?
A co jesli nigdy nie przyjdzie? Czy jest na swiecie miejsce dla takich jak ja?

No comments:

Post a Comment