Friday, December 21, 2012

W telegraficznym skrócie

25 listopada wsiadłam w samolot i poleciałam odwiedzić rodzinę w Polsce. Wycieczka minęła jak z bicza trzasnął, w dużej mierze dlatego, że aktywnie udzielałam się towarzysko, ale również dlatego, że naprawdę był to bardzo krótki wyjazd. 2. grudnia byłam już spowrotem w Iowa.
Na lotnisku przywitała mnie koleżanka (Michael był w podróży służbowej) oraz temperatura 17 stopni. W grudniu! Wszyscy zgodnie twierdzili, że to najcieplejsza zima od iluśtam lat.
Wreszcie doszła do skutku transakcja kupna pewnej firmy przez naszą. Jest to bardzo ekscytujące wydarzenie (jeden z szefów stwierdził, ze nie był tak podekscytowany, odkąd zaprzestaliśmy używania kliszy i przeszliśmy na fotografię cyfrową), ale też wymagające wielu zmian oraz wytężonej pracy. Z tego powodu, pomimo szalejącej grypy, wszyscy przychodzili do biura.
W zeszły piątek dopadło i mnie. Na nieszczęście w zeszły weekend musiałam pracować, możecie sobie więc wyobrazić, jak mi szło. Dobrze, że pracę mogłam wykonać z domu, między jednym smarknięciem a drugim.
Do poniedziałku polepszyło mi się na tyle, że postanowiłam pójść do pracy. Normalnie staram się pierwsze dni grypy spędzić w izolacji, ale nie było od kogo się izolować. Wszyscy byli albo chorzy, albo w fazie zdrowienia.
W poniedziałek przyjechali do nas przedstawiciele firmy, którą wykupiliśmy i wszyscy oddaliśmy się wspólnej pracy i budowaniu więzi koleżeńskich.
W środę rano zabrzęczał mój telefon ogłaszając, że w moim rejonie wprowadzono stan alarmowy ze względu na nadciągającą śnieżycę. Koledzy z nowej firmy szybko przebukowali loty i uciekli z Iowa zanim żywioł uderzył.
Prawdę mówiąc nie wierzyłam w żadną śnieżycę. Do środy nie spadł jeszcze ani jeden płatek śniegu. Zbierało się na deszcz ale temperatura była wybitnie plusowa i nic nie zwiastowało nadciągającej katastrofy (nic za wyjątkiem daty końca świata: 12/21/2012).
Wieczorem, w oddalonej o 30 mil knajpie, gdzie mają najlepszego na świecie kurczaka, odbyło się firmowe Christmas Party, uświetnione losowaniem zakupionych przez firmę prezentów, grami oraz wspólnym odspiewaniem napisanej przeze mnie piosenki "12 Days Of MarathonFoto Christmas" (na melodię oryginału "12 Days Of Christmas). Poproszono mnie rownież o zagranie i zaśpiewanej polskiej kolędy. Zaintonowałam "Cicha noc" po polsku, drugą zwrotkę wszyscy zaspiewaliśmy po angielsku i tym miłym, międzynarodowym akcentem zakończylismy imprezę.
Wyszliśmy z restauracji prosto w ukewny deszcz, w którym ciężko było prowadzić samochód. Z trudem dojechaliśmy do domu.
W czwartek obudziłam się o 7 rano i stwierdzilam, iż z jakiegoś powodu, jest wciąż ciemno. Wstałam i podeszłam do okna, które było całkowicie zalepione lodem i śniegiem. Na zewnątrz szalała śnieżyca, jakiej w życiu nie widziałam.
Dzięki napędowi na 4 koła udało nam się z Mężem dotrzeć do pracy. Byliśmy jednymi z niewielu osób w biurze, większości nie udało się dojechać. Okoliczne szkoły zostały pozamykane a o 13:30, w związku z coraz intensywniejszymi opadami śniegu (spowodowanymi, jak się wkrótce okazało, przez Śnieżycę Draco), wysłano i nas do domu.
W domu zastaliśmy zablokowane śniegiem i lodem drzwi wejściowe, przewroconego przez wichurę grilla, oraz taki oto widok:







2 comments:

  1. Hello

    Pisalam wczesniej o szukaniu domu dla kota na moim porczu.
    Probowalam cos napisac kilkanascie razy, ale za kazdym razem pokazywalo mi blad.
    "Moj kot" ma sie bardzo dobrze w swoim adoptowanym domu;
    upodobal sobie mladsza corke 9-cio latke i "wytrenowal" ja fantastycznie
    tak jak to robil w moim domu. Sa teraz fajnymi kumplami.

    Pytalas gdzie mieszkam; stan Maryland i mam jakies 50-60 mil do Bialego Domu (ale tam nie bywam).

    Zycze Wam Zdrowych i Pogodnych Swiat i Wszystkiego Dobrego w Nowym 2013 Roku
    Lucyna

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dziekuje serdecznie za zyczenia! Rowniez zycze wszystkiego dobrego na Swieta i w Nowym Roku. Pozdrawiam!

      Delete