Thursday, September 6, 2012

Wypoczynek

Pod koniec sierpnia wybraliśmy sie z Mężem na mini-wakacje połączone z odrobiną pracy do Los Angeles.
W środę (10-22-12), około północy, wyladowalismy w LAX i pojechaliśmy do siostry Męża, ktora mieszka w sercu Los Angeles (nie potrafię sobie nawet wyobrazić, ile musi płacić za wynajem mieszkania).
W czwartek rano pojechaliśmy do Chinatown, które jest dla mnie zawsze obowiązkowym punktem programu w każdej metropolii.
- Co ty masz na twarzy?- zapytał Mąż, dziwnie mi się przyglądając. Przejrzałam się w lusterku pierwszego napotkanego zaparkowanego na ulicy auta. Całą twarz i dekolt miałam pokryte czerwoną, paskudną wysypką, która, na szczęście, zniknęła po kilku godzinach.
Lunch zjedliśmy z NB, naszym kolegą Filipinczykiem w Chino Hills, a resztę popołudnia i wieczoru z rodzicami i siostrami Męża w Pomona.
W nocy w mieszkaniu siostry Męża włączył się alarm pożarowy. Wstałam i zaczęłam się ubierać, gdy wreszcie zorientowałam się, że tylko ja przygotowuję się do ewakuacji. Pociągnięta za duży palec u nogi szwagierka wymamrotała jedynie "... każdej nocy... żaden alarm..." i odwróciła się na drugi bok. Wróciłam do łóżka.
W piątek pojechaliśmy odwiedzić mojego byłego szefa w Monrovia oraz naszych byłych sąsiadów w Sierra Madre, z którymi wciąż pozostajemy w bliskim kontakcie. Po południu pojechaliśmy aż do Hesperia, zobaczyć sie z kolejnymi znajomymi.
W sobotę rano pojechaliśmy do naszego kościoła w Azusa, a prosto stamtąd - do San Diego. Jazda zajęła nam około 5 godzin, korek był przeogromny. Zjedliśmy kolację z kolegami i udaliśmy sie spać.
W niedzielę wstaliśmy o 4 rano, aby fotografować America's Finest City Half Marathon. Po zakończeniu zjedliśmy obiad w Point Loma Seafoods i ruszyliśmy w drogę powrotną do Los Angeles.
W nocy znowu włączył się alarm.
W poniedziałek rano mieliśmy spotkać. się z DE, ale byliśmy oboje tak zmordowani, ze zostaliśmy w domu siostry Męża. Na obiad ze znajomymi z kościoła, pojechaliśmy aż do Fontana.
We wtorek rano z ulgą opusciliśmy Californię.
No, nie wypoczęłam.

No comments:

Post a Comment