Thursday, October 23, 2008

Impreza urodzinowa z surowym obiadem

Zostalismy wczoraj w ostatniej chwili zaproszeni na urodziny naszej kolezanki. Email z zaproszeniem sugerowal "obiad z surowych warzyw" (niektorzy mieszkancy F. tak wlasnie sie odzywiaja- tylko surowymi roslinami).
Pojawil sie problem: co przyniesc jako prezent. Po przeanalizowaniu wszystkich opcji stwierdzilismy, ze koszyk z owocami bedzie najodpowiedniejszy.
O 7 wieczorem stawilismy sie pod umowionym adresem. Zapukalismy. Nikt nie odpowiedzial, wiec postanowilismy po prostu wejsc.
W kuchni pracowalo zawziecie 5 osob, w tym gospodyni i solenizantka. Tej ostatniej udalo sie w koncu znalezc chwile, zeby podejsc do nas i przyjac zyczenia i prezent.
Goscie stanowili zlepek narodowosci, ras i kultur. Wszyscy byli w jakis sposob powiazani z Uniwersytetem. Wszyscy rowniez byli zwolennikami zdrowej zywnosci i medytatorami. Wyroznialismy sie. Ja (jedyna dziewczyna z makijazem i w butach na obcasie) oraz Maz (jedyny facet w koszuli z kolnierzykiem) stanowilismy kontrast dla ludzi ubranych w ekologiczne, malownicze ubrania. Niektorzy przygladali sie nam z zaciekawieniem.
Nie wiedzielismy co ze soba zrobic. Nikogo nie znalismy, nikt tez nie kwapil sie poznac nas. Mezowi w koncu udalo sie nawiazac jakas konwersacje ze stojacym obok Japonczykiem, ja zas usilowalam pomagac w kuchni.
Obiad okazal sie byc nadzwyczaj smaczny (zupa pomidorowo- awokadowo- bazyliowa na zimno oraz cukinia, pomidory i grzyby w sosie pesto, rowniez na zimno). Nieprzyzwyczajone zoladki reaguja na takie potrawy protestem. Na szczescie ja i Maz odzywiamy sie dosc zdrowo, uniknelismy wiec przykrych niespodzianek.
Towarzystwo przy stole zaczelo rozprawiac na temat mieszkancow Iowa i tego, jacy sa grubi i obrzydliwi, jak zle sie odzywiaja. Poczulam sie dziwnie. Nie czuje sie rodowita Iowanka, nie czuje sie rowniez gruba i obrzydliwa, ale nie lubie generalizowania ani forsowania pogladu, ze czyjs sposob odzywiania, poglady lub tryb zycia jest lepszy lub bardziej wlasciwy niz inny. Nie mialam ochoty zabierac glosu.
Okolo 9 z ulga opuscilismy lokal.

Ani E. (gospodyni) ani S. (solenizantka), jedyne dwie osoby w calym towarzystwie, ktore znalismy, nie zadbaly, bysmy poczuli sie dobrze w zupelnie nieznanym towarzystwie. Towarzystwo przyjelo nas chlodno. Zdziwilo mnie to, poniewaz wszyscy ludzie z kregu medytatorow/studentow/ekologow, ktorych do tej pory poznalam, byli bardzo przyjazni i otwarci. Widac sa wyjatki.

No comments:

Post a Comment