Saturday, February 23, 2008

Przeprowadzka

Sobotnia pozegnalna impreza udala sie jak zadna inna. Duzo osob przyszlo tylko na chwile, ale kolo godziny 8 wieczorem bylismy juz w skladzie, ktory przetrwal do poznych godzin nocnych- sami najblizsi przyjaciele.
W poniedzialek odebralismy ciezarowke i przyczepe. Wszystko razem mialo dlugosc grubo ponad 10 metrow. Z niedowierzaniem patrzylam na Meza, ktory mial tego potwora prowadzic. Okazalo sie, ze moje obawy byly zupelnie niepotrzebne. Chwile pozniej przekonalam sie na wlasne oczy o umiejetnosciach Malzonka, ktory prowadzil, skrecal, cofal i parkowal to cudo w odleglosci 1 cm od budynku.
Amerykanie maja piekne slowo na okreslenie wszystkich rzeczy, potrzebnych i niepotrzebnych: STUFF. Nie przypuszczalam, ze mamy tyle tego "stuffu" w posiadaniu. Gdyby nie nasz przyjaciel V., rosly byk, nie zapakowalibysmy do ciezarowki kanapy, lozka i zeliwno- szklanego, zdobycznego stolu, ktorego manager budynku chcial sie pozbyc, ale nie chcialo mu sie go ruszac z miejsca (teraz juz wiemy dlaczego). Pakowanie zajelo nam mase czasu. Maz, ktory optymistycznie twierdzil, ze wyjedziemy w poniedzialek przed polnoca, okolo godziny 23 skapitulowal. Dokonczylismy pakowanie we wtorek i o godzinie 5 po poludniu wyruszylismy w droge. Kotka, zainstalowana w kabinie, szybko sie zaaklimatyzowala, dawala jednak znac o swoim niezadowoleniu glosnym miauczeniem. Zaaplikowalismy jej otrzymana od weterynarza tabletke nasenna, ktora miala ja "kompletnie znokautowac". Pom- Pom o dziwo nie zasnela snem kamiennym, ale znacznie sie uspokoila i drzemala spokojnie nad deska rozdzielcza pod przednia szyba.
Wjechawszy do Kentucky, o godzinie drugiej nad ranem wstapilismy do kasyna (w Alabamie hazard jest zabroniony, wiec wszyscy hazardzisci nalogowo podrozuja aby oddac sie rozpuscie w innych stanach). Przegralismy dumnie cala posiadana gotowke, czyli 20$ w ruletke i 3$ na "jednorekim bandycie" (w pewnym momencie wygrywalam 1.50$ ale chciwosc mnie zgubila). Wrocilismy do ciezarowki i, nakarmiwszy kota, wyruszylismy w dalsza droge.
Bez wiekszych przeszkod dotarlismy do celu o godzinie 14.00 (zatrzymalismy sie tylko w Saint Louis aby obejrzec wielki, stalowy luk). Przywital nas snieg i dziesieciostopniowy mroz; po 17 stopniach w B., w Alabamie, byl to dla nas spory szok. Mnie na widok bialego puchu poprawil sie nastroj, jednak Maz (urodzony w Indonezji, wychowany w Californi) trzasl sie jak osikowy lisc.
Wlascicielem budynku, w ktorym mielismy zamieszkac, okazal sie gadatliwy pol Wloch- pol Rosjanin. Dal nam klucz i nauczyl jak obslugiwac winde towarowa- prawdziwy antyk, najstarsza winde w Iowa (z 1908 roku): aby wjechac pietro wyzej nalezy pociagnac stalowa line do dolu, aby zjechac nizej- do gory, aby sie zatrzymac- pociagnac do siebie. Bardzo urozmaicilo nam to rozpakowywanie ciezarowki, a Mezowi udalo sie nawet zatrzymac miedzy pietrami (musieli go panowie technicy potem sciagac).
Nasza podloga pokryta jest pudlami, plastikowymi pojemnikami, ubraniami, gitarami i meblami, a miedzy tym wszystkim porusza sie kot, osiagajac calkiem niezle predkosci w tym biegu z przeszkodami. Uporzadkowanie tego balaganu zajmie nam pewnie ze dwa tygodnie. Najwazniejsze, ze juz tu jestesmy.


Dziekuje wszystkim za glosowanie na mojego bloga w konkursie Blog Roku 2007. Dzieki Wam przeszlam do drugiego etapu, co dla mnie jest juz sukcesem. Ciesze sie, ze blog sie podoba i ze mam wiernych czytelnikow. Jeszcze raz dziekuje!

No comments:

Post a Comment