Wstalismy rano o godzinie 9. Pomimo krótkiego snu czulismy sie wypoczeci.
O 9:30 przyszła S, siostra Meza. Wspanialomyslnie zgodziła się zaopiekowac nasza kotka podczas naszej nieobecności. Wytlumaczylam jej co i jak i ustalilysmy, ze zabierze Pom-Pom po poludniu, po powrocie z jazdy na snowboardzie.
O 8:30 mieliśmy samolot do Londynu. Uwzgledniwszy fakt, ze przed lotem międzynarodowym należy koczowac na lotnisku przez 3 godziny, oraz możliwość wystąpienia korków na drogach, postanowiliśmy opuścić dom już o 4. Wciąż mieliśmy jednak sporo czasu, postanowiliśmy wiec wyskoczyć z A na śniadanie do Baker's.
Po sniadaniu dokonczylismy pakowanie, posprzatalismy, wypilismy toast kwasem jablkowym Martinelli, poglaskalismy Pom-Pom, zapakowalismy wszystko do samochodu i wyruszylismy do domu rodzicow Meza. Stamtad, po wspolnej modlitwie, wyjechalismy na lotnisko wraz z moim tesciem, który zgodził się zawieźć nas a potem odprowadzić nasze auto pod dom.
Korki oczywiscie byly, ale do przeżycia. Byliśmy na lotnisku o 5:30. Po szybkiej odprawie i przeswietleniu naszych bagaży (nie wykryli ukrytych w nim czterech puszek z owocem chlebowca oraz sercem bananowca, hura!) zakotwiczylismy z laptopem na kolanach przy naszym "gate".
Czas oczekiwania na samolot umilalismy sobie rozmowa oraz tworzeniem list muzyki na iTunes. Nagle maz, widzac kogos w tlumie ludzi, podskoczyl i udal sie w poscig. Okazalo sie, iż wypatrzył naszego kolegę AM, ktory własnie dzisiaj leciał z Chicago do Bangkoku i miał przesiadke na naszym lotnisku! Co za miłe spotkanie!
Punktualnie o 7:30 podstawiono nam samolot linii British Airways a o 8:30 rozpoczęliśmy kolowanie. Wszystko zgodnie z planem.
Samolot (z siedzeniami w rozkladzie 2-4-2) był dość wygodny, obsługa bardzo dobra, jedzenie wysmienite (chociaż, karmienie kilkuset zamkniętych w małej przestrzeni osób salatka z fasoli, uważam za nieporozumienie). Obejrzalam 2 filmy ("District 9" i "Harry Potter and the Haf Blood Prince"), zjadlam potrawke z wolowiny, ucielam sobie drzemke...
No comments:
Post a Comment