Na lotnisku czekal juz na nas moj Tata. Radosci z powitania nie bylo konca. Zapakowalismy nasze walizki z samochodu i wyruszylismy w droge do Lodzi. Maz, podekscytowany, wygladal przez okno: to jego pierwsza wizyta w Europie! Z zaskoczeniem zauwazyl, ze samochod jadacy obok nas holuje inny samochod na bardzo cienkim sznureczku (zaraz mu z Tata wytlumaczylismy, ze to polski sznurek, supermocny), oraz ze swiatla drogowe sa duzo mniejsze, niz w Stanach (nie oszukujmy sie, w Stanach wiekszosc rzeczy jest wieksza, niz w Polsce). Z jego zainteresowaniem spotkal sie rowniez tramwaj stojacy w zajezdni niedaleko mojego domu (przypominal mu tramwaj kursujacy w Nowym Orleanie).
Mnie, po trzyipolletniej nieobecnosci w Polsce, rowniez wszystko wydaje sie mniejsze: wezsze drogi, mniejsze samochody, nawet lodowka w domu Rodzicow wyglada dosc mizernie w porownaniu z kolosem, ktory ma A.
W domu Rodzicow wiele sie zmienilo. Duza czesc domu jest po remoncie i wyglada naprawde pieknie.
Wracac do domu po tygodniowej nieobecnosci, to jedno, ale widziec dom rodzinny po latach, to zupelnie cos innego.
Dlugo nie moglam zasnac, troche ze wzgledu na roznice czasu, a troche ze wzgledu na ekscytacje. W myslach snulam plany, co tez pokaze Mezowi przez najblizszy miesiac...
No comments:
Post a Comment