RC, moj byly szef z Alabamy, przyjechal do Californi na jakas konferencje. Nie widzielismy sie dobrych pare lat, chociaz przez caly ten czas pozostawalismy w kontakcie emailowym i telefonicznym. Wreszcie nadarzyla sie okazja do spotkania.
Umowilismy sie na godzine 6:30 wieczorem, w lobby jego hotelu, RC, moj Maz i ja.
Nic sie nie zmienil. Wygladal dokladnie tak samo jak 3 lata temu.
RC zawsze byl mi bardzo zyczliwy. Ilekroc rozmawiamy przez telefon, mowi mi, jak bardzo brakuje mu mnie w biurze, i, ze jesli tylko zdecyduje sie na powrot, to mam zapewniona prace.
Och, zeby to tylko bylo takie proste...
Postanowilam, ze zapytam RC, co mysli o mojej obecnej pracy, o mojej ewentualnej przyszlej szkole, o rejestracji... Wysluchawszy mnie uwaznie, RC bez namyslu stwierdzil:
- Staraj sie o rejestracje.
Potem powiedzial mi, ze architekci tak naprawde nie zarabiaja takiej forsy, jak by sie wydawalo (pewnie jakies 70- 80 tysiecy rocznie, ale takie pieniadze, to ja bym wziela z pocalowaniem reki), i ze najwieksze dochody mozna uzyskac z akcji firmy, w ktorej sie pracuje. A w wiekszosci firm, akcje mozna kupic, jesli jest sie architektem zarejestrowanym.
I jesli potrzebuje jakiejs pomocy w uzyskaniu rejestracji, to on chetnie pomoze.
I, ze praca czeka na mnie, jesli tylko kiedykolwiek wroce do Alabamy.
I- czy wogole jesli jakas szansa, ze wroce?
No wlasnie... jest, czy nie ma?
Musze sie nad tym powaznie zastanowic. Bo wyglada na to, ze tak, czy inaczej musze szukac nowej roboty.
No comments:
Post a Comment