Pewien samolot mial przeleciec trase z Nowego Jorku do Londynu. Pech chcial, ze podczas kolowania na lotnisku inny samolot delikatnie otarl sie o niego, urywajac mu sam czubek skrzydla.
Pasazerowie zostali ewakuowani i przewiezieni do hotelu. Nastepnego dnia rano, czekajac na kolejny lot, zauwazyli z okna terminalu, ze podstawiono im... dokladnie ten sam samolot z odlupanym czubkiem skrzydla. Pomimo zapewnien obslugi technicznej, ze ten kawalek, ktorego nie ma, tak naprawde nie jest do niczego potrzebny, i ze lot bedzie calkowicie bezpieczny, kilka osob odmowilo wejscia na poklad.
Kilkanascie godzin pozniej samolot wyladowal bezpiecznie w Londynie.
Historia ta jest jak najbardziej prawdziwa.
Ogladalam w telewizji program o calym zajsciu. Wypowiadalo sie kilku mechanikow, inzynierow i innych samolotowych ekspertow. Wszyscy jednoglosnie orzekli, ze lot byl calkowicie bezpieczny, i ze akurat ten brakujacy kawalek skrzydla faktycznie nie spelnial zadnej istotnej roli. Jeden fachowiec stwierdzil jednak, ze doskonale rozumie pasazerow, ktorzy odmowili lotu uszkodzona maszyna: w koncu ktos, przy projektowaniu samolotu, po cos ten kawalek skrzydla tam umiescil, i on sam czulby sie nieswojo lecac samolotem, ktory nie ma czegos, co wczesniej tam bylo (bez wzgledu na to, czy jest to potrzebne czy nie).
Caly czas sie waham, czy wsiadlabym do tego samolotu, czy nie...
No comments:
Post a Comment