Wrocilam z zakupow okolo godziny 7 wieczorem. Zanioslam wszystko do mieszkania po czym oddalam sie rozrywkom i generalnemu relaksowi.
W te upojne chwile wdarla sie mysl, ze trzeba by zapisac ile dzis wydalam pieniedzy w zeszcie z domowym budzetem bo potem zapomne (prowadzimy z Mezem taki zeszyt dzieki czemu kontrolujemy ile i na co wydajemy: pozwala to zaoszczedzic znaczne sumy pieniedzy, szczegolnie w przypadku Meza).
Byla godzina 11.00. Grzebie w torebce w poszukiwaniu portfela, do ktorego wlozylam wszystkie paragony.
Ale gdzie on jest?
Nie ma na stole, nie ma w torebce, za duzy, zeby zmiescil sie do ktorejkolwiek z kieszeni.
Biegiem do samochodu.
Samochod, poza unikalnym dzwiekiem silnika, charakteryzuje sie tym, ze mozna go otworzyc slonym paluszkiem. Bez wiekszych nadziei zblizylam sie do niego i zajrzalam przez okno do srodka.
Portfel grzecznie czekal na podlodze oparty pionowo o siedzenie pasazera, tak, jak mi sie wysunal z torebki.
W polsce nie mialabym nie tylko portfela ale rowniez radia i szyby.
A zakupy, ktore zrobilam, sa zwiazane z wizyta moich Rodzicow, ktorych nie widzialam od roku, trzech miesiecy i dwudziestu czterech dni. O 4.30 po poludniu jedziemy z Mezem odebrac ich z lotniska. Dla Meza to bedzie pierwsze spotkanie z tesciami, ma biedak stresa (nie ma sie co dziwic, widzieliscie film "Meet the Parents"?). Trzymajcie kciuki.
No comments:
Post a Comment