Koty nie przywitaly mnie na progu. To dziwne, bo zawsze, zawsze przybiegaja do drzwi, gdy wracam do domu. Jesli tak sie nie dzieje, to znaczy, ze albo ktos byl w domu pod moja nieobecnosc i nieopatrznie je wypuscil, albo padly trupem.
Obeszlam caly dom, wolajac glosno oba zwierzaki. Nic. Zeszlam do piwnicy. Nic. Cisza. Obeszlam dom po raz drugi i trzeci, sprawdzajac, czy wszystko jest na swoim miejscu. Bylo.
Wzielam latarke i zeszlam do piwnicy. W jej najdalszym kacie zamajaczyl mi dlugi, sterczacy ogon. Podeszlam blizej.
Koty, jak gdyby nigdy nic, polowaly na myszy. Nawet nie zwrocily na mnie uwagi, gdy podeszlam calkiem juz blisko, swiecac im w oczy.
Wrocilam na gore i zajelam sie przygotowywaniem obiadu.
Godzine pozniej koty przyniosly mysz, pobawily sie nia przez jakis czas, po czym stracily zainteresowanie i poszly spac.
Wstalam aby pozbyc sie truchla, gdy zauwazylam, ze mysz oddycha. Do tego nie miala na sobie zadnych ran, czy innych sladow walki. Zrobilo mi sie jej zal i postanowilam wypuscic ja na wolnosc.
Kolega, z ktorym rozmawialam przez Skype'a, JL, madrze zasugerowal, zeby uwazac, bo myszy czesto udaja martwe, ale, np. podniesione za ogon, potrafia sie sprytnie podciagnac i szpetnie ukasic podnoszacego w palec.
Poszlam do kuchni po plastikowy pojemnik, ktorym nakrylam mysz, i kawalek kartonu, ktory podsunelam pod spod. Odwrocilam pojemnik i zajrzalam do srodka. Mysz nie ruszala sie, ale otworzyla szerzej oczy.
Wynioslam stworzenie przed dom i delikatnie wytrzasnelam z pojemnika. Jak tylko mysz poczula swieze powietrze, zaczela isc, coraz szybciej, potem biec.
Widok gryzonia oddalajacego sie ku wolnosci wprawil mnie w stan bezbrzeznej radosci.
Sama nie czuje kiedy rymuje.
:)
No comments:
Post a Comment