Ponad rok temu pracowalam w restauracji Cracker Barrel. Jednego czerwcowego dnia obslugiwalam faceta z czteroosobowa rodzina. Jakiez bylo moje zdziwienie gdy po uslyszeniu mojego imienia i narodowosci... zagadal do mnie po polsku! Okazalo sie, ze to Polak, ktory od 25 lat mieszka w USA a dokladnie w Chicago. W moim miescie byl przejazdem, na wycieczce.
Obiecal ze nastepnym razem jak przyjedzie to przywiezie mi kaszanke.
Obietnicy dotrzymal(!). 2 tygodnie pozniej do restauracji przyszla jego zona i przyniosla mi zamrozona, dorodna, polmetrowa kaszanke zawinieta w apetyczne peto.
Kaszanke wlozylam do zamrazarki w pracy chroniac ja tym samym przed czarnymi kucharzami, ktorzy czym predzej chcieli wrzucic ja na grila. Wlasciwie to sami potem zrezygnowali jak im powiedzialam, z czego sie sklada.
Moj Maz wzdrygnal sie na sam widok (jako Adwentysta Dnia Siodmego nie jada takich paskudztw).
Kolejnym lokum kaszanki byla nasza zamrazarka az do dnia dzisiejszego. Przypomnialam sobie o niej jakies 2 tygodnie temu przy okazji rozmowy z szefem mojego meza, ktory stwierdzil ze chetnie by sprobowal. Zwatpil nieco, gdy powiedzialam mu, ze lezakuje ona juz ponad rok. Ustalilismy, ze odmroze kawalek, przetestuje na sobie i jesli przezyje to zaprosze go na obiad.
Dzis nastal ten wyjatkowy dzien. Maz poszedl do pracy. Zostalam sama. Uroczyscie wyjelam kaszanke z zamrazarki, odpakowalam i odmierzylam 2 cale.
Zamrozona byla tak dobrze, ze udalo mi sie na niej zlamac noz. Nic to jednak w porownaniu do rozkoszy podniebienia jakie mialy mnie zaraz czekac.
Odkrojony kawalek rozmrozilam w mikrofali, zdjelam flaczek.
Poszatkowalam cebulke.
Podsmazylam, najpierw cebulke potem kaszanke.
Calosc lekko osolilam.
Wyjelam kawalek brazowego whole wheat tosta i posmarowalam maselkiem.
Zasiadlam w salonie i przystapilam do konsumpcji.
Pierwszy kes rozplynal sie w moich ustach niczym ambrozja, wokol mnie zabrzmialy chory anielskie.
Tak dobrego dnia nie mialam dawno.
Nastepnym razem skusze sie i na flaczek.
No comments:
Post a Comment