W ciagu ostatnich dwoch miesiecy nasza kotka Pom-Pom byla kilka razy u weterynarza z powodu infekcji na skorze. To przyjazne i rozkoszne zwierze zamienialo sie u lekarza (i w drodze do niego) w bestie opetana przez demony: bylo wicie sie, drapanie, slinienie a raz nawet Pom-Pom ulzyla sobie w garniturowe koszule Meza, ktore ten nieopatrznie zostawil w samochodzie.
Wczoraj przyjmowal nas inny doktor (nasz byl na urlopie). Wchodzac do gabinetu przywital sie, zerknal w "karte pacjenta", spojrzal na niewinnie wygladajace zwierze siedzace na stole.
- A wiec to jest Pom-Pom?- zapytal zagladajac ponownie w papiery. Potwierdzilam.
- I ma wpisane w karcie "UWAGA, ZACHOWAC OSTROZNOSC"?
Faktycznie: na gorze strony widnialo slowo "CAUTION" zakreslone na zolto.
- Damy jej zastrzyk- zarzadzil doktor po ostroznych ogledzinach tylnej nogi kotki, ktora wyjatkowo byla bardzo spokojna. Nie uspilo to jednak czujnosci doktora.
- Pojde zawolac wsparcie.
Do gabinetu weszla rosla pielegniarka, ktora fachowym ruchem unieruchomila Pom-Pom na stole. Pacjentka dzielnie przyjela zastrzyk, widac obrala nowa taktyke pod tytulem "nie wstane, tak bede lezal".
Tym razem obylo sie bez Armageddonu, ale kto wie co stanie sie 24- go, gdy zabiore Pom-Pom na wizyte kontrolna.
No comments:
Post a Comment