Po trzech godzinach snu, o 6 rano, znalezlismy sie na uniwersytecie i, w samym sercu kampusu, zaczelismy organizowanie naszego centrum dowodzenia.
Fotografowie i asystenci zaczeli przyjezdzac okolo godziny 8 rano. Szybko zrobilo sie naprawde tloczno. Do godziny 10 gimnastykowalismy nasze ciala i umysly, probujac (z dobrymi wynikami) umiescic wszystkich w ponad dwudziestu roznych miejscach. Nasze telefony nie przestawaly dzwonic. Pote machina ruszyla. Dziesiatki ceremonii rozpoczely sie. Tysiace studentow stalo sie absolwentami. Dziesiatki tysiecy fotografii zostalo zrobionych.
Okolo godziny 11 managerowie zostawili mnie w centrum dowodzenia i udali sie na "obchod". Wreszcie moglam chwile odetchnac. Posegregowalam dokumenty, poukladalam sprzet, odebralam pare telefonow od zablakanych asystentow, po czym, wyciagnawszy nogi na dwoch sasiednich krzeslach, rozpoczelam moja godzinke relaksu.
Nagle okolica zaroila sie od radiowozow, policjantow i ochroniarzy kampusu na segwayach. Po chwili, na ulicy przylegajacej do naszego centrum dowodzenia, pojawil sie samochod, a w nim, machajacy do przechadzajacych sie studentow Arnold Schwarzenegger, gubernator Californii! Wiedzialam, ze mial byc obecny na uniwersytecie, wiedzialam, ze mial przemawiac na jednej z ceremonii, ale nie przypuszczalam, ze uda mi sie go zobaczyc z tak bliska.
Zegnany radosnymi okrzykami studentow, Arnold odjechal w sina dal, zostawiajac mnie w stanie totalnej euforii: mieszkam w Californi od niecalych pieciu miesiecy, a juz udalo mi sie zobaczyc dwoch VIPow, i to nie byle jakich!
Kolejne godziny pracy uplynely mi dosc szybko, oslodzone wspomnieniem widoku gubernatora-terminatora w lnianym garniturze. Managerowie wrocili. Z koordynatora fotografow i asystentow zamienilam sie w gonca a pozniej w osobe zajmujaca sie sprzetem. Mysl o tym, ile setek tysiecy dolarow (w postaci aparatow) zostalo mi powierzonych, nieco mnie oslabiala. Zostalam obdarzona niesamowitym zaufaniem i odpowiedzialnoscia. Dziesiatki aparatow znalazly sie w moich rekach i zostaly umieszczone we wlasciwych walizkach. Dziesiatki walizek zostaly przeze mnie opisane i umieszczone w rekach wlasciwych ludzi.
O godzinie 10 w nocy opuscilismy kampus samochodem zapelnionym az po dach pudlami, aparatami, flagami, statywami i innymi rzeczami, ktorych opisywanie zajeloby mi pewnie najblizsza godzine. W domu znalezlismy sie o 11 w nocy. Po wykonaniu pracy, ktora wciaz musiala byc zrobiona przed sobota, poszlismy spac o 3 nad ranem.
Wlasnie przezylam najbardziej intensywne dwa dni w ciagu ostatnich dwoch lat... Pomimo ogromnego zmeczenia i stresu im towarzyszacego musze przyznac, ze chetnie przezylabym je ponownie.
No comments:
Post a Comment