Czwartkowy wieczor spedzilam robiac z tiulu, koronek i wstazek kostium baletnicy.
Wczoraj Maz zrobil w pracy furore wygrywajac tymze kostiumem konkurs na najlepsze przebranie.
Wieczorem zas bylo politycznie. Maz w masce Barak'a Obamy, B. (szef meza) w masce Johna McCaina i ja, przebrana za Sare Palin, wyruszylismy w miasto na wedrowke po pelnych poprzebieranych ludzi klubach. Wszedzie robilismy furore. McCain kurtuazyjnie otwieral mi drzwi, po czym (trzymajac mnie pod reke) kroczyl dostojnie w kierunku baru. Za nami Obama radosnie machal do tlumu.
Swietujacy Halloween ludzie nie kryli swoich sympatii politycznych, nie szczedzili McCainowi zartobliwych szturchancow a Obamie przyjaznych poklepywan po plecach. Ja usmiechalam sie na prawo i lewo i przebakiwalam cos o przebrzydlych socjalistach. Bylo zabawnie. Niespodziewanie McCain zaczal namietnie sciskac moje dlonie i lapac mnie w jakichs niebezpiecznych okolicach. Juz, juz mialam przemowic B. do sluchu gdy zorientowalam sie. ze panowie zamienili sie maskami. Maz i B. sa podobnego wzrostu, o pomylke nie bylo wiec trudno. Na szczescie zalozyli rozne krawaty, na nich wiec postanowilam sie koncentrowac przy rozpoznawaniu, ktory to moj Maz.
Po wczorajszej nocy mozemy z cala pewnoscia stwierdzic, kto wygra wtorkowe wybory prezydenckie...
No comments:
Post a Comment