Znajomemu znajomego wysiadl samochod. Nie wiadomo co sie stalo. Silnik dzialal, ale auto nie chcialo ruszyc, wydawalo z siebie tylko zlowieszcze stuki. Znajomy znajomego stwierdzil, ze jesli nie da sie go naprawic, to odda je na zlomowisko, tak ma juz dosyc tego grata.
Dodge Avenger odmowil posluszenstwa na srodku ulicy, trzeba wiec bylo go odholowac. Postanowilismy pomoc biednemu w potrzebie i zadzwonilismy po AAA.
Przyjechal ten sam pan, ktory dwa miesiace temu pomagal nam przy historii z hydrantem (http://ps-usa.blog.onet.pl/2,ID342321798,index.html). Zaczepil o wahacz dwa lancuchy, wciagnal auto na platforme.
Pan ruszyl. My (ja, Maz, znajomy i znajomy znajomego), w naszym aucie, za nim. Przejezdzamy przez tory kolejowe. Laweta podskakuje na nierownosciach, wskutek czego Dodge spada do polowy, tak, ze tylne kola wisza w powietrzu. Znajomy znajomego wydaje okrzyk radosci: jesli auto spadnie calkowicie i mocno sie zniszczy, ubezpieczenie wyplaci mu spora sume pieniedzy.
Laweta zatrzymuje sie, my rowniez. Wysiadamy z samochodu i udajemy sie na ogledziny.
Okazalo sie, ze samochod nie chcial ruszyc z miejsca, poniewaz zlamal sie w nim przedni wahacz. Z tego samego powodu zsunal sie z platformy.
Pan od lawety wciaga auto spowrotem na platforme, i, zabezpieczywszy je z tylu lancuchami, rusza w dalsza droge. My za nim.
Docieramy na miejsce. Dodge rowniez, w jednym kawalku.
Znajomy znajomego jest niepocieszony.
No comments:
Post a Comment