- Czy wiesz, ze jesli umrzesz sama w domu, pies bedzie wiernie warowal przy twoim martwym ciele az sam nie umrze?- zagaduje ktoregos wieczoru Maz.
- A kot?- pytam glaszczac Pom- Pom, ktora mruczy i wiernie wpatruje sie w moje oczy,
- Kot zacznie jesc twoje zwloki.
Nie wydaje mi sie, zeby Pom- Pom, poczuwszy burczenie w zoladku, zdecydowala sie na spozycie swej dobrej pani (chociaz czasem czuje sie nieswojo, gdy budze sie w nocy, z kotka siedzaca mi na piersi i przygladajaca sie mi spod przymruzonych powiek, tak jakby cos knula). Inaczej sprawa ma sie z panem: pan, w przyplywie czulosci, ma zwyczaj lapania biednego zwierzecia za malutki ogonek, czochrania mu siersci na glowie oraz noszenia na rekach i zawzietego kolysania. Nic dziwnego, ze nieszczesna ucieka gdzie pieprz rosnie, lub wdrapuje sie pod sam sufit na zrolowany dywan stojacy w kacie pokoju. Na jej miejscu zdecydowalabym sie na konsumpcje wlasnie pana. Czasami groze Mezowi, ze zadzwonie do odpowiednich instytucji, oskarze go o znecanie sie nad zwierzetami i zamkna go na 5 lat.
Oczywiscie zartuje.
Pom- Pom jest zwierzeciem wyjatkowym. Naturalnie zdaje sobie sprawe, ze 99% posiadaczy czworonogow uwaza swoich pupili za osmy cud swiata, ja jednak mialam juz wczesniej dwa koty, ktore poza spaniem, jedzeniem i okazjonalnym gonieniem wlasnego ogona nie robily nic nadzwyczajnego. Inaczej jest z Pom- Pom.
Codziennie o 5 nad ranem jestem lizana po twarzy. Koci jezyk, szorstki jak tarka sprawia, ze momentalnie sie budze. Na poczatku probowalam sie jakos od zwierzaka opedzic, ale nadaremnie: skutkowalo to jeszcze bardziej intensywnym lizaniem. Szybko zorientowalam sie, ze samotna w nocy kotka potrzebuje bladym switem pieszczot. Po 5- 10 minutach drapania pod broda i intensywnego glaskania Pom- Pom daje mi spokoj na jakies 2- 3 godziny. Potem jestem budzona lizaniem i glosnym miauczeniem, ktore oznacza: daj mi jesc!
Ciekawe, ze Maz moze spokojnie przespac cala noc bez zaklocen, a takie nocne atrakcje sa serwowane tylko mnie. Pewnie Pom- Pom wie, ze u meza nic nie wskora. A moze po prostu zdecydowala zwracac sie bezposrednio do tej NAJWAZNIEJSZEJ osoby w domu? Chyba jednak to drugie.
Okolo godziny 9 zabieram sie do pracy przy komputerze a kotka zabiera sie do biegu z przeszkodami po mieszkaniu, przerywanego od czasu do czasu zabawa. Na pierwszy ogien ida wszelkiego rodzaju papiery: zostaja bezlitosnie zrzucone na podloge. Potem przychodzi czas na pogon za kapslem od piwa, pluszowa kaczuszka, oraz na siedzenie na lodowce i kopanie w doniczce z roslina. Wszystko, co sie blyszczy jest potencjalna zabawka, szybko wiec nauczylam sie chowac bizuterie i spinki do wlosow.
Poza balaganem straty zwiazane z taka zabawa sa niewielkie: Pom- Pom, skupiwszy sie na naszej skajowej kanapie, nie drapie juz innych mebli.
Okolo poludnia wychodze na basen. Kazde otwarcie drzwi do mieszkania grozi nagla ucieczka kotki. Wystarczy chwila nieuwagi- i juz musze ja gonic po korytarzu (ktory jest dlugi i krety, wprost stworzony do zabawy w ganianego).
Gdy wracam do domu, jestem witana glosnym, tesknym miauczeniem oraz usciskami, ktorymi sa obdarowywane moje nogi. Czesto zakladam jej wtedy smycz i idziemy na maly spacer. Pom- Pom, pokonawszy strach przed dzwiekiem silnikow samochodow, idzie dzielnie z wiatrem i pod wiatr, ciagnac czasem tak silnie, ze musze za nia biec.
Kilka razy dziennie Pom- Pom wskakuje na blat kuchenny lub na zlew w lazience i wydaje z siebie dzwiek oznaczajacy: daj mi pic! Odkrecam wtedy wode w kranie, aby kotka mogla zaspokoic pragnienie. Woda pozostawiona w miseczce budzi sprzeciw i konczy rozlana na podlodze.
Pora popoludniowa to czas na zabawy interaktywne. Pom- Pom przychodzi na zawolanie oraz pieknie staje slupka na komende "Up!". Bawi sie ciagnietymi po podlodze koralikami oraz pileczka umieszczona na koncu patyka ze sznurkiem, ktora przed nia macham. Kotka towarzyszy mi rowniez, gdy biore prysznic: siedzi za plastikowa, przezroczysta zaslonka i patrzy na splywajaca po niej wode. Wieczorem, gdy ogladamy z Mezem film w telewizji, Pom- Pom oglada z nami, zajmujac miejsce na lodowce, lub tez spi na podlodze, wyciagnieta na plecach z lapami w powietrzu.
Maz, wielbiciel psow twierdzi, ze nasza kotka to szczenie w kociej skorze i nazywa ja "swoim malym pieskiem". Ja podchodze do tego stwierdzenia z lekkim dystansem, ale rowniez nie moge oprzec sie wrazeniu, ze ten kot jest jakis "inny".
Bardzo sie ciesze, ze Pom- Pom jest z nami; dzieki niej nie jestem sama w domu, gdy maz jest w pracy, no i oczywiscie mam co robic: trzeba przeciez pozbierac papiery z podlogi i upchnac ziemie spowrotem do doniczki...
No comments:
Post a Comment