Juz drugi raz bylam swiadkiem maratonu w Los Angeles, ale za kazdym razem robi on na mnie takie samo wrazenie. Widok ludzi walczacych z wlasnymi slabosciami, w pocie czola pokonujacymi kolejne mile sprawia, ze chce mi sie byc lepszym czlowiekiem.
W maratonie biegna starzy i mlodzi, grubi i chudzi, profesjonalisci i amatorzy, czarni, biali, zolci, mieszancy, pelnosprawni i niepelnosprawni. Biegnie facet przebrany za kelnera, inny- za rzymskiego legioniste. Jeden biegnie na bosaka a inny bez koszulki. Pracujac na linii mety spotkalam znajomego, ubranego w okulary, czarne spodnie, czarny t-shirt i czarna peruke z dlugich, kreconych wlosow. Za nim bieglo jesze kilka osob wygladajacych dokladnie tak samo. Stanowili oni "Grupe Slash'ow" (oczywiscie chodzi tu o Slash'a z legendarnej grupy Guns N' Roses).
Na linii mety mozna zaobserwowac rozne ciekawe zachowania ludzkie. Pomijam juz fakt, ze niektorzy ze zmeczenia wymiotuja lub mdleja (na boku czeka kolejka policjantow i sanitariuszy przygotowanych do akcji): ludzie rowniez skacza do gory, krzycza "thank you Jesus" albo "yes, Lord, yes", spiewaja, staja na rekach, caluja otrzymany przed chwila pamiatkowy medal.
Poza tym, pracujac na linii finiszowej, mozna najesc sie do woli belgijskiej czekolady i jablek (przygotowanych dla maratonczykow, ktorzy po tak dlugim biegu musza uzupelnic zapasy energii). Byc fotografem nie jest zle.
Pierwszy do mety dobija oczywiscie Kenijczyk, z czasem lekko ponad 2 godziny. Kenijczycy przoduja w maratonach dzieki swojej niesamowitej pojemnosci pluc (moj tesc zartuje, ze w Kenii praktykuje sie biegi uciekajac przed lwami, stad takie dobre osiagniecia).
Z czasem krotszym niz 4 godziny (co jest wciaz bardzo dobrym wynikiem) dobiega mezczyzna pchajac przed soba wozek z chora coreczka. Niepelnosprawni (psychicznie i fizycznie) sa dowozeni przez swoich opiekunow na linie mety po czym PODNOSZA SIE Z WOZKOW i przechodza przez czerwona linie. Ci, ktorzy nie moga chodzic wstaja, a ich opiekunowie przesuwaja im nogi, jedna za druga. Tlum gromadzi sie wokolo, klaszcze, na twarzach ludzi (czasem ludzi z porazeniem mozgowym) maluje sie ogromna radosc: pokonali wlasna niemoc.
Na maratonie wszyscy sa rowni, nie wazne, czy jestes sportowcem, grubasem czy niepelnosprawnym. Tutaj zacieraja sie wszystkie granice. Mam nadzieje, ze pewnego dnia i ja przebiegne 26 mil i 385 jardow, biorac tym samym udzial w tej wspanialej afirmacji zycia, radosci i rownosci.
No comments:
Post a Comment