W sobote wieczorem wybralismy sie ze znajomymi na obiad do restauracji.
W niedziele wieczorem Maz byl jakis niewyrazny. W poniedzialek rozpoczal dzien od wizyty w toalecie i pozostal na posterunku do wieczora. Ja poszlam do pracy, ale po poludniu poczulam dziwne skurcze i burczenie w brzuchu. Zauwazylam rowniez, ze moja kolezanka, ktora uczestniczyla w sobotniej biesiadzie, napisala na Facebooku cos o "grypie zoladkowej".
Wieczorem bylam przygotowana. Zjadlam lekka kolacje, zazylam naproxen i pepto-bismol, po czym polozylam sie spac.
O 2 rano obudzil mnie potworny bol brzucha i mdlosci.
Oszczedze Wam, drodzy czytelnicy, szczegolow mojej niemocy. Nie musze chyba pisac, ze nie poszlam tego dnia do pracy. Wygooglalam sobie za to wirusowe zapalenie zoladka i dowiedzialam sie, ze w Stanach zapada na nie okolo 3 miliony osob rocznie.
W czwartek dowiedzialam sie, ze siostra koleżanki tez jest chora.
Chyba wyczerpalismy z Mezem roczny limit chorob. Teraz musi byc tylko lepiej. Zreszta, mielismy sporo szczescia: moj kolega, ktory rowniez rozchorowal sie na zapalenie zoladka, wyladowal w szpitalu, powaznie odwodniony.
No comments:
Post a Comment