Iowa, Lipiec 2008.
Jemy z moim przyjacielem D lunch w jednej z Fairfieldzkich kawiarni. Podchodzi do mnie dziewczyna.
- Czy to ty gralas koncert na rozpoczeciu naszego roku akademickiego?- pyta.
- Tak, to ja.
- Bylas swietna. Koniecznie musicie to powtorzyc!
California, Styczen 2009.
Ja i Maz idziemy pierwszy raz razem do kosciola Meza w Californi. Nikogo nie znam, wiec tylko usmiecham sie i witam uprzejmie ze wszystkimi ludzmi, z ktorymi wychowywal sie M. Nagle widze znajoma twarz. Wiem, ze ten mezczyzna w okularach, to tata mojego kolegi H. Podchodzi do mnie.
- Widzialem cie na YouTube- mowi.
- A ja ciebie na zdjeciach z wycieczki do Chin.
Polska, Marzec 2009.
Surfujac po internecie KG natrafia na moj blog. Interesuje go (sam wkrotce wybiera sie z zona na wycieczke do USA), czyta wiec pare ostatnich a pozniej przeszlych notek. Decyduje sie napisac do mnie email. Nawiazujemy korespondencje. Rozmawiamy przez Skype'a.
Maj 2009.
KG i MG przylatuja do Stanow Zjednoczonych. Nasza korespondencja trwa.
Czerwiec 2009.
K i M wyruszaja samochodem na wycieczke po Stanach. Jada na zachod. Odwiedzaja parki narodowe, eksploruja pustynie i puszcze. Spia w samochodzie. Zywia sie korzonkami. Od czasu do czasu rozmawiamy przez Skype'a i wysylamy do siebie smsy. Planujemy spotkac sie na kawe lub na grilla, jak tylko K i M dojada do Californi.
07-21-2009, wtorek.
Wreszcie otrzymuje telefon, na ktory tak dlugo czekalam! K i M sa na campingu w San Dimas. Niestety jest za pozno na jakiekolwiek imprezowanie, postanawiam wiec po prostu podjechac na camping i szybko sie przywitac.
Uprzejmy pan straznik informuje mnie, jak dojechac na stanowisko W3. Gdy wreszcie udaje mi sie je znalezc jest juz zupelnie ciemno. W mroku widze dwie sylwetki czekajace na mnie przy parkingu.
Sciskamy sie serdecznie i udajemy w kierunku samochodu K i M, aby porozmawiac przez chwile. Moja (z zalozenia krotka) wizyta przedluza sie. Pojawia sie herbata, ciasteczka i coraz szersze usmiechy na naszych twarzach. Czuje, jakbym znala K i M od dawna, jakby to spotkanie wcale nie bylo pierwsze. Okolo 10 wieczorem z zalem opuszczam camping.
07-22-2009, sroda, wieczor.
K i M przyjezdzaja do nas na grilla. Rozmawiamy, jemy, sluchamy muzyki, robimy zdjecia. Wiezy przyjazni zaciesniaja sie. K i M zostaja u nas na noc.
07-23-2009, czwartek.
Jedziemy na wycieczke, K, M, Maz i ja. Odwiedzamy Forest Lawn, Getty Museum, Chinatown i Joey's Barbecue, gdzie M i K racza sie ulubionymi zeberkami. Robimy ponad tysiac zdjec. K kreci kilometry filmu.
07-23-2009, piatek.
Z rozbawieniem stwierdzamy, ze przyslowiowa "kawa" przeciagnela sie w 4 day affair, wiemy jednak, ze nadszedl czas rozstania. Nie zegnamy sie, ale mowimy "do zobaczenia". Wszyscy wiemy, ze te 4 wspolnie spedzone dni sa poczatkiem pieknej przyjazni. Machajac M i K na pozegnanie mysle sobie:
- o tym, jak wielka jest potega internetu,
- o tym, jak wielka jest sila przeznaczenia,
- o tym, jak, wraz z postepem technicznym, zmniejszaja sie odleglosci,
- o tym, jak wspanialymi, barwnymi ludzmi sa M i K,
- o tym, ze ze wszystkich spotkan w moim zyciu to wlasnie bylo najbardziej niezwykle.
M, K, pamietajcie, ze nasze drzwi sa dla Was zawsze otwarte!
No comments:
Post a Comment