Jak kazdej soboty, po mszy, poszlismy do tzw "fellowship hall" na lunch. Zazwyczaj jedzenie serwowane jest na plastikowych talerzykach, a narzedziem, ktorego uzywamy, jest plastikowa lyzka.
Zajadalam radosnie tofu z warzywami i salatke, gdy ujrzalam przed soba talerz pelen ryby smazonej z warzywami.
- Poczestuj sie- powiedzial tesc- zlowilismy pare dni temu.
Na rybe nigdy nie trzeba mnie dlugo namawiac. Szybko zabralam sie do konsumpcji. Niestety, okazalo sie, ze plastikowa lyzka, w przypadku ryby zupelnie nie spelnia swojego zadania. Elegancka konsumpcja przy uzyciu tego sztucca zupelnie nie wchodzila w gre.
Podnioslam glowe znad talerza, by dyskretnie sprawdzic, jak z przysmakiem radzi sobie tata Meza. Ujrzalam, ze dawno odlozyl lyzke, i je w tradycyjny, indonezyjski sposob: nabierajac jedzenie palcami i wkladajac je do ust.
I ja, zachecona takim obrotem sprawy, odlozylam lyzke.
To byla bardzo dobra decyzja.
No comments:
Post a Comment