Zaraz po wprowadzce wybraliśmy sie na krótki spacer, którego celem było poznanie sąsiadów. Jako pierwszego poznaliśmy W, sołtysa, łysego, wąsatego harlejowca po czterdziestce. Koło godziny 7 wieczorem W był już lekko "na cyku". Jego stan, na szczęście, nie stanowił przeszkody w miłej rozmowie, gawędziliśmy więc sobie przez dobre pół godziny.
Boberta (ktora wciąż jest jeszcze małym kociakiem) słysząc nasze głosy obok domu sołtysa, podążyła w ich kierunku, jednak na widok psa zrejterowała na pobliskie drzewo.
I oczywiście nie potrafiła zejść.
- Ja ją ściągnę z tego drzewa!- powiedział bohatersko W, zakasując rękawy- jestem strażakiem!
Sołtys, we własnej osobie, wspina się na drzewo aby uratować mojego kota! Nie mieszkam tu jeszcze nawet jednego dnia, a już czuję się pełnoprawnym członkiem lokalnej społeczności!
W powoli zaczął wspinać się na sosnę. Boberta, widząc co się święci, rownież zaczęła podążać ku górze. W pewnym momencie gałązki na których stał sołtys złamały się, i W zjechał po pniu sosny jak po rurze w remizie.
- Nic mi nie jest...!- zakrzyknał dziarsko.- K, przynieś mi krzesło!- zawołał do syna.
Po kilku próbach udało się wreszcie sołtysowi ściągnąć Bobertę z drzewa. Spocony, oblepiony żywicą, podrapany przez kota W, triumfalnie i z uśmiechem wręczył mi Bobertę.
- Witamy w sąsiedztwie!- powiedział.
Czesc
ReplyDeleteMieszkam w tym samym miejscu od 1998 roku.
Na poczatku wprowadzalismy sie do naszego domu z ogromnym entuzjazmem: 4-5 sypialni , 3.5 lazienki (duzo miejsca dla gosci z Europy)
na uboczu miasteczka, 5 mil do pracy bocznymi drogami :1 swiatla i 3 znaki stopu. Miejsce wygladalo na ciche i spokojne(plus mielismy wolna dzialke z lewej strony). Jedyna rzecz ktora mnie przerazala byla dzialka 1.7 acra i jakies 50 dzrzew wyznaczajacych linie graniczna.
Problemy zaczely sie jakies 2 lata pozniej, na pustej dzialce (0.7 acra) zaczal budowac sie dom do ktorego wprowadzila sie rodzina(rodzice i trojka dzieci 14, 10 i 4). Teraz mieszka tam z jakies 12 osob. Najstrasza corka "rozmnozyla" sie w wieku 16 lat(trojka dzieci). Parkuje tam kazdej nocy z jakies 6-8 duzych samochodow. Sa wlascicielami 5 psow, ktore ciagle biegaja u mnie. Jakiekolwiek prosby z mojej strony konczyly sie awantura z ich strony. Plus zaczely pojawiac smieci na moim yardzie......
Mam nadzieje ze bedziecie mieli wiecej szczescia co do sasiadow niz ja.
U mnie takze pojawil sie kot, dorosly, z usunietymi paznokciami na przednich lapach, (Its also fixed). W mojej obecnosci zachowuje sie jak pies, przychodzi jak go wolam, domaga sie zeby go karmic i glaskac (lub bawic sie z nim). Wyglada na fajnego kota, tylko ja i moj syn jestesmy uczuleni. Szukam dobrego domu dla kota. Wszyscy mi tlumacza ze to kot wybiera a nie ludzie.
Powodzenia
Klusia
Witam! Przykro mi, ze macie takie doswiadczenia. Czy probowaliscie dzwonic na policje? Jesli kulturalne rozmowy z sasiadami nie pomogly, mysle, ze telefon na policje jest obecnie jedynym wyjsciem.
ReplyDeleteMysle, ze nie bedziemy miec podobnych doswiadczen, bo gruntownie sprawdzilismy sasiadow przed wprowadzeniem sie. Ale, oczywiscie, nigdy nic nie wiadomo.
W jakim stanie mieszkasz?
Pozdrawiam serdecznie!